Na ziemiach anektowanych przez III Rzeszę w 1939 roku niemieccy naziści naliczyli wkrótce blisko pół miliona volksdeutschów - ciekawe ilu naliczyliby teraz. Nagle oto rozpiszczały się głosy tak gorliwie proniemieckie i minimalizujące skutki II wojny światowej, że sami sprawcy wrześniowej inwazji musieliby pokiwać głowami z uznaniem. Tak oto kwik proniemiecki rozsypał się na trzy tacki z argumentami, które mają służyć tym, którzy bardziej nienawidzą PiS niż kochają Polskę.
Argument opozycji nr 1: Niemcom wdzięczność - nic ponad to
Zatem pierwsza histerii oscyluje wokół uwielbienia dla zachodniego sąsiada. On przecież nam pomaga (sic!) w Unii Europejskiej, cywilizuje nas, jest naszym dobrym sąsiadem, którego nie warto drażnić, bo okazuje nam tyle wspaniałomyślności i łaski, że strach powinien nas oblecieć na myśl o jego gniewie. Co głupsi podkreślają jeszcze, że Polska zrzekła się reparacji, choć z prawnego punktu widzenia nigdy nie miało to miejsca, albo że Niemcy mogą się upomnieć o Ziemie Zachodnie, choć już w Artykule 1 Polsko-niemieckiego traktatu granicznego z 14 listopada 1990 roku czytamy, że sprawa zachodniej granicy RP jest ustalona i zamknięta. Grzegorz Schetyna już zapowiedział, że on po przejęciu władzy anuluje kwestie reparacji w czym wtórują mu dziennikarze i politycy opozycji. To ciekawe, że nawet kanalii Bierutowi ręka drgnęła przy układaniu się z NRD pod presją Kremla, a dzisiaj - wolni obywatele, bojownicy praworządności merdają ogonkami w rytm „Cwałowania Walkiirii” Wagnera. Argumenty te są czysto polityczne, do których opozycja ma prawo, tym bardziej że teraz germanofilskie bielmo na oczach polityków i liberałów widoczne jest jak nigdy wcześniej.
Argument opozycji nr 2: Kwestia reparacji jest podnoszona w celach wyborczych
Argument ten jest poniekąd słuszny, choć skierowany do idiotów. Faktycznie podjęcie wielkiej i długofalowej gry o uznanie polskich praw przypada na początek roku wyborczego i „problem niemiecki” będzie ważnym elementem dyskusji kampanijnych. I co w tym złego? Uprawianie dobrej polityki czy też formułowanie dalekosiężnych wizji to przecież naturalna aktywność partii, choć może nieposiadającej programu Platformie Obywatelskiej może się to wydawać dziwne. „Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej” powstawał wiele lat przy zaangażowaniu wielu historyków i instytucji państwowych (m.in. IPN), poszerzał też dorobek pracy Głównej Komisji Badani Zbrodni Niemieckich w Polsce. Sam ten raport oraz jego prezentacja są ogromną wartością dodaną, a ostateczna konstatacja, że Polska nigdy nie zrzekła się reparacji wojennych otwiera szanse poważnej debaty z Berlinem. Jeśli to nadchodzący termin wyborów parlamentarnych był motywacją dla obozu rządzącego dla domknięcia projektu pozostaje zapytać do jakich działań na rzecz Polski data wyborów zmotywowała opozycję.
Argument opozycji nr 3: Raport to kolejna odsłona „szczucia”
Na Campusie Polska Przyszłości Rafał Trzaskowski powtórzył jedną ze swoich tez z kampanii prezydenckiej 2020 roku, o tym że „straszenie Niemcami” jest elementem szczucia przez PiS, takim samym jak dyskusja o ruchach LGBT czy transpłciowości. Tego argumentu zwolennikom Platformy Obywatelskiej nie da się wyjaśnić - żyjąc w postpolitycznym przekonaniu, że wspólnoty polityczne i ideowe nie mają wykluczających się nawzajem interesów i że świat ze swoją różnorodnością pędzi jednomyślnie do objawienia Postępu, na drodze którego stoi jedynie Jarosław Kaczyński, ewentualnie z Kościołem katolickim, człowiek z tak zideologizowanym postrzeganiem świata faktycznie nie zrozumie złożoności polityki. Jeśli krytyka polityki niemieckiej - tak strasznie skompromitowanej w okresie rosyjskiej inwazji na Ukrainę - jest „szczuciem”, jeśli przypomnienie o stanie prawnym, że Polska nie zrzekła się reparacji za najbardziej krwawą wojnę w dziejach, jeśli dyskusja nad wpływami niemieckiego kapitału na media w Polsce jest dla nich „nienawiścią” to faktycznie ich światopogląd uniemożliwia wtłoczenia debaty na poziom polityki - czyli właśnie ścierania się wspólnot.
Przypominając do tego postawę polskich polityków z 2004 roku, kiedy to nawet Donald Tusk czy Leszek Miller uznawali niemiecką winę za wybuch i skutki wojny i patrząc jak bardzo część sceny politycznej broni dziś zaciekle Niemców przed Polską i PiSem kwestia dyskusji nad reparacjami przybiera inny charakter. Pytanie o poparcie Polaków dla reparacji nie jest pytaniem o fakty i kwestie prawne (te są jednoznaczne), ale o to ilu ludzi w naszym kraju ma już tak sfilcowane antyPiSem i ojkofobią mózgi, że woli przymknąć oko na zbrodnie III Rzeszy niż Jarosławowi Kaczyńskiemu przyznać rację w czymkolwiek.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/612940-ilu-polakow-w-sporze-o-reparacje-staje-po-stronie-niemiec