Różne były egzaltacje i histerie w przełomowych momentach polskiej historii, ale nigdy jeszcze opozycja z takim fanatyzmem nie odwracała uwagi od spraw istotnych. I tak oto w 2022 roku wycisza się dyskusje o koronakryzysie, o dramatycznej rosyjskiej inwazji na naszego wschodniego sąsiada, przemilcza się niemieckie propozycje modernizacji Unii Europejskiej, a zamiast tego połowie Polakom rzuca się tanią, lepką paszę medialną, wymyśla się tematy kompletnie zastępcze, często w ogóle wyssane z palca, ale przede wszystkim do tego medialnego koryta wlewa się całe cysterny substytutów informacyjnych. Bo przecież można by rząd krytykować za niewłaściwe podejście do kryzysu, można by rozliczać go za konkretne kroki wobec koronakryzysu albo poddać weryfikacji za postępowania wobec rosyjsko-ukraińskiej wojny. Nie - w zamian jest „PiSowska rtęć” w Odrze, zniekształcony cytat z książki historycznej i wielkie śledztwo wokół traktora. Żeby było jasne - i takie tematy powinny się znajdować w prasie, ale zobaczcie jakież tu są proporcje: wobec skutków bezprecedensowej pandemii i w obliczu rosyjskich bomb pałką Tusków i Węglarczyków nie jest zwrot historii, ale sprawy jednak drugorzędne. Na Campusie Trzaskowskiego najważniejsze osie polityki także były zamiatane pod dywan.
Polska publicystyka zawsze pełna była przesady i odsądzeń od czci i wiary, pomówień i oskarżeń o zdradę, ale mniej lub bardziej kręciła się wokół Spraw. Gdy jednak dmuchało ze Wschodu czy Zachodu nie skupiali się krytycy na drugiej żonie ministra Becka, edukacji historycznej Komisji Edukacji Narodowej czy klęskami żywiołowymi. Dyskurs wokół Okrągłego Stołu był może skrajnie przekłamany, ale jednak odmieniany przez wszystkie przypadki, krytykowany lub mitologizowany, ale na pewno nie bojkotowany. Trudno sobie wyobrazić także, by jesienią 1918 roku pisano o tym czy Piłsudski miał w celi w Magdeburgu wiadro czy dziurę w podłodze, a jeśli gdzieś pisano, to nie przesłaniało to polityki i to tej pisanej wielką literą. Można powiedzieć, że skoro odbywały się procesy tak przełomowe jak dzisiejsza wojna, wychodzenie z koronakryzysu czy centralizacja Unii Europejskiej, każdy z autorów chciał się wykazać znawstwem tematów, w polskiej publicystyce każdy wręcz chciał chwycić za pióro i nawet po grafomańsku się wypowiedzieć, potępić, pochwalić, zamoczyć stopę w głównym nurcie zdarzeń.
Nie dzisiaj - „przebudzenie Niemiec” (jak pisał „The Economist”), nowy nazizm z Moskwy, piramida konsekwencji popandemicznych nie grzeją autorów polskiego mainstreamu. Rozpalają ich złote algi, rtęć, traktor, krytyka zespołów muzycznych w podręczniku do „Historii i Teraźniejszości”.
W czyjej to recepcie Polacy mają zapisane, by takimi papkami się zajmować?
Pewnie że winne są i czasy internetu, gdy traktor wiceministra może być przez każdego obejrzany w telefonie, oczywiście że tabloidyzacja mediów woli zdjęcia martwych ryb niż wykresy ekonomiczne, ale żeby „Gazeta Wyborcza” zapomniała opublikować fotorelacji z wizyty prezydenta Dudy w wojennym Kijowie, żeby temat bezprecedensowo antyrosyjskiego kursu państwa polskiego nie zainspirował wszystkich tych laureatów salonowych nagród, żeby naprawdę woleli babrać się w rzece i podglądać wesele bardziej niż nadchodzącą geopolityczną rewolucję?
Przyczyny bardziej należy upatrywać w kondycji i woli komentatorów. Może nie bardzo są w stanie udźwignąć przełomowych tematów - w paradygmacie „totalitarnego PiSu” nie mieści się i pomoc rządu dla Ukrainy, i fiasko liberalnego świata, i zachodnich instytucji w walce z chińskim wirusem, wreszcie nie bardzo wiedzą nadwiślańscy intelektualiści co pisać o przyszłości Unii Europejskiej, skoro jeszcze na Zachodzie ten dyskurs się nie wyklarował. Jeśli całe życie byli kopistami wątków zza Odry, to muszą najpierw poczekać na nowe wzorce, żyjąc teraz tematami zastępczymi.
Jest jednak jeszcze jedna przyczyna - tanią paszą tuczy się lepiej, paszą naładowaną sterydami, hormonami, świństwami nowoczesności, które budzą szybkie emocje, płytkie wzburzenia, paniczne rozdzieranie szat. Człowiek się przy tych „newsach” mainstreamu nie bardzo musi wysilać, mniej tam polityki (dzieje, historia, interesy narodowe) za to pełno ulicznych operetek. Będą więc w tym roku wyborczym kolejne porcje taniej karmy - może dziura w spodniach posła, zdechłe wiewiórki przy przekopie Mierzei Wiślanej, krzykliwe karaoke na wieczorze panieńskim, stół z powyłamywanymi nogami i kaczka-dziwaczka. Nie Polska, nie Rzeczpospolita, nie Europa, historia i kryzys, a pasza, igrzyska i knut.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/612648-rtec-w-odrze-ksiazka-hit-i-traktor-jedzcie-pasze-lemingi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.