„Oddawanie coraz więcej władzy Unii to zagrożenie dla naszej suwerenności. Aby rozpoznać to zagrożenie trzeba: po pierwsze mieć informacje, po drugie dokonać pewnego wysiłku umysłowego, a po trzecie oczywiście cenić suwerenność i niepodległość jako wartość. Myślę, że niestety dla części Polaków popierających totalną opozycję, to nie jest żadna wartość” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: W niedawnym wywiadzie stwierdził Pan, że „zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony Zachodu jest większe niż ze strony Wschodu”. Wywołało to niemal furię środowisk lewicowo-liberalnych, które od razu rozpoczęły na Pana atak. Jak Pan odniesie się do zarzutów formułowanych przez opozycję?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Oczywiście to oburzenie jest zadziwiające. Przecież wielokrotnie, nawet w kontekście Konferencji o przyszłości Europy, jako EKR mówiliśmy o różnych zagrożeniach. Wielu z nas krytycznie odnosiło się do Unii, ale sprzeciw dotyczył tendencji centralizacyjnych. Teraz istnieją np. mnożące się postulaty, żeby znieść zasadę jednomyślności w polityce zagranicznej UE. Mówiliśmy wielokrotnie o poszerzaniu się pozatraktatowym kompetencji Komisji Europejskiej. To są przecież wszystko wątki, które były poruszane wiele razy. Moja wyrwana z kontekstu wypowiedź nie oznaczała żadną miarą niedoceniania zagrożenia ze strony Rosji. Wręcz przeciwnie, mówię, że Rosja jest brutalna, okrutna, ekspansywna i może nas zaatakować. Musimy więc dbać o nasze zdolności obronne. To obecna opozycja, kiedy rządziła budowała pojednanie z Rosją, mimo agresji Rosji przeciw Gruzji, mimo Smoleńska. Wystarczy sięgnąć do przemówień sejmowych ministra Sikorskiego czy wypowiedzi Donalda Tuska. Lider PO kiedyś powiedział: „Chcemy dialogu z Rosją, taką, jaką ona jest”. Prawo i Sprawiedliwość zawsze ostrzegało przed neoimperialnymi tendencjami Rosji, więc nas nie trzeba przekonywać co do tego, że Rosja jest niebezpieczeństwem. Zresztą proszę zwrócić uwagę na działania podjęte przez Pana Prezydenta, premiera Mateusza Morawickiego oraz ministra, obecnie wicepremiera Mariusza Błaszczaka. Wszyscy wiemy, że Polska pod rządami PiS, jeżeli chodzi powstrzymywanie Rosji i pomoc dla Ukrainy, odgrywa ogromną rolę. Nikt z polityków PIS nie przechadzał się po molo z Putinem . Ja mówiłem tylko o tym, że te zagrożenia, które płyną ze strony Unii, tych zakusów centralistycznych, poszerzania się kompetencji (zresztą niezgodnych z prawem europejskim), to także wyzwanie dla naszej suwerenności. Bardziej skomplikowane, bo zupełnie innej natury.
Dużo mówiłem w tym wywiadzie, że Unia Europejska jest atrakcyjna, ma siłę finansową, rzesze dobrze wyszkolonych urzędników i prawników, dysponuje wielką, choć miękką, siłą itd. Zagrożeniem dla nas jest UE zdominowana przez obecną opcję lewicowo-zielono-liberalną, nie szanująca państw członkowskich rządzonych przez inne opcje polityczne. A dlatego, że dla wielu ludzi jest to niebezpieczeństwo nieznane, trochę niedostrzegane, dzielące Polaków, jest to w tym sensie zagrożenie większe. I tylko tyle. To nie jest żadna nowa teza. Jak już wspomniałem, wielokrotnie ją głosiliśmy w PE. Co więcej, wiele partii w naszej grupie i inne środowiska konserwatywne w Europie też tak uważają. W związku z tym ta wypowiedź nie miała żadnego ani antyeuropejskiego wydźwięku, ani antyzachodniego, a tym bardziej nie miała na celu jakiejkolwiek relatywizacji zagrożenia ze strony rosyjskiej.
Większość Polaków doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożenia ze strony Rosji, jednak ze strony Zachodu już niekoniecznie. Czy wywołana przez Pana dyskusja powinna stać się przyczynkiem do szerszej rozmowy nt. niebezpiecznych i pozatraktatowych działań instytucji europejskich? W końcu, w dalszym ciągu Polacy są bardzo euroentuzjastycznym społeczeństwem.
Powinniśmy o tym rozmawiać. Euroentuzjazm Polaków wynika po prostu z nieznajomości Unii. Jeżeli chodzi o zagrożenia dla suwerenności, to sztandarowym przykładem jest Grecja. Akurat teraz skończyło się monitorowanie greckich finansów przez Komisję Europejska. Nawet prasa mainstreamowa pisała, że Grecja przestała w pewnym momencie być państwem suwerennym. Niepodległość i suwerenność oznacza możliwość podejmowania samodzielnych decyzji. Co prawda jest tak, że w ramach współpracy europejskiej przekazaliśmy pewne kompetencje, ale nie wszystkie. Na przykład nie do tego, żeby Komisja Europejska decydowała o statusie sędziów w Polsce albo naszym miksie energetycznym. Niestety Polacy tego nie rozumieją. Muszę powiedzieć, że po części jest to też taka postawa klientelistyczna. Do Polski płynęły jakieś pieniądze, więc uważano, że nie wiąże się to z niekorzystnymi zobowiązaniami, które zagrażają możliwości podejmowania decyzji w Polsce. Na to Polacy nie chcą zwrócić uwagi. Zwłaszcza, że zakres podejmowanych decyzji (przez instytucje europejskie – red.) ciągle się zwiększa. Zwiększy się on również w wyniku tego tzw. Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności, z którego będzie finansowane KPO. Oddawanie coraz więcej władzy Unii to zagrożenie dla naszej suwerenności. Aby rozpoznać to zagrożenie trzeba: po pierwsze mieć informacje, po drugie dokonać pewnego wysiłku umysłowego, a po trzecie oczywiście cenić suwerenność i niepodległość jako wartość. Myślę, że niestety dla części Polaków popierających totalną opozycję, to nie jest żadna wartość.
Warto przywołać ostanie wypowiedzi polityków Platformy Obywatelskiej. Dariusz Rosati zasugerował, że Polacy powinni wybrać „rząd PiS albo środki z KPO”. Były szef MSZ Radosław Sikorski stwierdził z kolei, że środki na KPO dla Polski „trafią, gdy tylko PiS straci władzę”. Jak odczytywać takie opinie w kontekście zagrożeń płynących z Zachodu, na które zwraca Pan uwagę? Czy powrót PO do władzy będzie oznaczać materializację Pańskich ostrzeżeń i ostatecznie doprowadzi do realizacji federalistycznych planów?
Jedną z podstawowych zasad czy wyrazu wolności politycznej, o co walczyli nasi przodkowie jest możliwość wybierania oraz decydowania o swoich własnych władzach. Jeżeli ktoś mówi, że środki europejskie są uzależnione od decyzji politycznej, to jest nie tylko zamach na polską niepodległość czy naruszenie zasady demokratycznej (przecież to nie zadanie KE, żeby mieszać się w wybory jakiegoś kraju), ale kiedyś twórcom Unii Europejskiej w ogóle nie przychodziło to do głowy. Oczywiście jest to próba zduszenia jakiejkolwiek dyskusji, potraktowania Unii jako organizacji, która nie może być krytykowana, jakby to było naruszenie jakiejś świętości. Postawa, która wyraziła się w tym wrzasku, który wywołał ów wyrwany z kontekstu i przeinaczony cytat, świadczy jak najgorzej o możliwości podmiotowej polityki rządu, który mogłaby stworzyć obecna opozycja. A skoro swoje powołanie zawdzięczałby presji unijnej, musiałby się odwdzięczać uległością. Jest także uderzające, że w tej całej debacie, manifestując swoją prounijność, najwięcej krzyczą dawni lub obecni europosłowie, którzy niewiele w tym europarlamencie robią lub robili. Jakoś dostrzegłem, by ci najgłośniejsi krytycy brali udział w jakimkolwiek procesie legislacyjnym, zajmowali się konkretną polityką europejską, np. energetyczną czy przemysłową. Zajmują się głównie polityką w tym bardzo złym sensie, mianowicie awanturami politycznymi lub bardzo populistycznymi wystąpieniami. Mam więc apel do tych kolegów, żeby się wzięli do roboty. Skoro są tak proeuropejscy, to chciałbym widzieć ich aktywność w Parlamencie Europejskim. Ta aktywność wbrew pozorom nie polega na wygłaszaniu jednominutowych przemówień lub brylowaniu w medialnych awanturach, tylko ciężkiej pracy nad regulacjami, rozporządzeniami i dyrektywami unijnymi. A więc do pracy koledzy!
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Mateusz Majewski
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/611880-nasz-wywiad-prof-krasnodebski-odpowiada-na-ataki-opozycji