Historia jest jednym z narzędzi, których reżim Władimira Putina i jego propaganda chętnie wykorzystują do tego, aby uderzać w Polskę. Mimo to rząd Donalda Tuska w przeddzień katastrofy smoleńskiej realizował politykę współpracy z Rosją „taką, jaka ona jest” także na tym polu.
CZYTAJ TAKŻE:
„Dialog z Rosją- taką, jaka ona jest”
Politycy opozycji - zwłaszcza tej spod znaku Koalicji Obywatelskiej - chętnie dziś oskarżają rząd PiS o współpracę z Rosją lub - świadome bądź nie - realizowanie polityki sprzyjającej zbrodniczemu reżimowi Putina. Tacy politycy jak Radosław Sikorski, Andrzej Halicki lub sam Donald Tusk najwyraźniej jednak liczą na krótką pamięć wyborców lub sami bardzo chcieliby wyprzeć politykę, jaką prowadzili za swoich rządów.
Chcemy dialogu z Rosją. Taką, jaka ona jest. Brak dialogu z Rosją nie służy ani Polsce, ani Rosji. Psuje reputację i interesy obu krajów na arenie międzynarodowej. Dlatego jestem przekonany, że czas na dobrą zmianę w tej kwestii właśnie nadszedł. Jestem zadowolony, że sygnały ze strony naszego wschodniego sąsiada potwierdzają, że także tam dojrzewają do tego poglądy
— powiedział Donald Tusk, ówczesny premier RP w swoim exposé z 23 listopada 2007 r.
O ile przeciwnicy lidera Platformy Obywatelskiej często zarzucają jego partii, że nie spełniała składanych Polakom obietnic, akurat tę zapowiedź z exposé rząd Tuska realizował w stu procentach. I to pomimo, iż Putin przelewał niewinną krew właściwie od pierwszych dni na Kremlu. Rosyjskiego satrapę wyniosła do władzy II wojna czeczeńska, która zarazem zapoczątkowała agresywną postawę Rosji. Prawie rok po słynnym już exposé Tuska Putin dokonał inwazji na Gruzję. Prezydent Lech Kaczyński i politycy PiS, którzy dostrzegali zagrożenie ze strony Rosji i przestrzegali przed nim, byli nazywani „rusofobami”, niekiedy wręcz wyśmiewani czy odsądzani od czci i wiary (jak prezes PiS Jarosław Kaczyński. Po jego liście do ambasadorów z 2010 r., w którym przestrzegał przed rosyjskim zagrożeniem, ówczesny szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski posunął się do osobistych wycieczek odnoszących się do stanu psychicznego lidera PiS po tragicznej śmierci jego brata i bratowej w katastrofie smoleńskiej. Szef MSZ zastanawiał się, czy Jarosław Kaczyński „był na proszkach”, czy też nie).
„Europejczyk” Putin pisze list do Polaków
Jednym z pomysłów na dialog z Rosją „taką, jaka ona jest” była kwestia rosyjskich zbrodni na polskich oficerach. Uznani przez Stalina za „wrogów władzy sowieckiej” zostali zamordowani przez NKWD strzałem w tył głowy.
Zanim doszło do wizyty premiera Donalda Tuska w Katyniu, a następnie katastrofy smoleńskiej (opinia publiczna drwiła wówczas z rozdzielenia wizyt, określając ją mianem „kłótni o krzesła”, której „prowodyrem” miał być, oczywiście, prezydent Lech Kaczyński), był wrzesień 2009 r. Putin przyjechał wówczas do Polski na obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej. Co ciekawe, z tej okazji rosyjski przywódca, którego działania już wówczas budziły wątpliwości demokratycznego świata, jednakże zabrakło właściwej reakcji, napisał list do Polaków, wydrukowany na łamach „Gazety Wyborczej”. Pisał tam m.in. o powstaniu Unii Europejskiej.
Powojenne pojednanie historyczne Francji i Niemiec utorowało drogę do powstania Unii Europejskiej. Z kolei mądrość i wspaniałomyślność narodów rosyjskiego i niemieckiego oraz przezorność działaczy państwowych obu krajów pozwoliły uczynić zdecydowany krok w kierunku budowy Wielkiej Europy
— podkreślał.
Putin, który przybrał w tym liście maskę „turbo-Europejczyka”, oskarżał Polskę o udział w rozbiorze Czechosłowacji w 1938 r., wprost pisał o tym, że żołnierze Armii Czerwonej oddali życie za „wyzwolenie” naszego kraju oraz zapewniał o zrozumieniu Rosjan dla polskich „uczuleń” związanych z Katyniem. Wzywał do „uwolnienia stosunków polsko-rosyjskich od brzemienia nieufności i uprzedzeń”, zapewniał, że partnerskie relacje obu krajów będą w interesie całej Europy, ale, tak jak i w wystąpieniu na Westerplatte, jak i rok później, nad grobami polskich oficerów, zabrakło przeprosin w imieniu Rosji za Zbrodnię Katyńską.
Polsko-rosyjski podręcznik do historii?
Mimo to rząd Platformy Obywatelskiej nie widział przeszkód we współpracy z putinowską Rosją także na polu historycznym. W zasadzie nawet nie tylko historycznym, bo związanym równiez z edukacją młodzieży.
Okazuje się, że w czasie słynnego spotkania na molo podczas wizyty Putina w Polsce we wrześniu 2009 r. obaj ówcześni premierzy (rosyjski satrapa chwilowo, aby przedłużyć swoje rządy, zainstalował na urzędzie prezydenta „liberała” Miedwiediewa - dziś wygłaszającego nienawistne tyrady pod adresem Zachodu, Polski i oczywiście Ukrainy - a sam zadowolił się urzędem premiera) mieli podjąć decyzję o współpracy edukacyjno-historycznej. Efektem była propozycja pisania z Rosją… wspólnego podręcznika do historii, która zapadła podczas wizyty Tuska i Putina w Katyniu 7 kwietnia 2010 r.
Mówił o tym w Sejmie ówczesny przewodniczący Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, Andrzej Halicki.
Pamiętacie Państwo doskonale korespondencję we wrześniu i październiku między mną a przewodniczącym odpowiedniej komisji w Dumie Rosyjskiej, panem Kosaczowem, kiedy to postanowiliśmy spróbować na poziomie parlamentarnym przejść od tej debaty oskarżeń i emocji w kierunku dyskusji parlamentarnej
— podkreślał Halicki podczas konferencji prasowej.
Moja propozycja wówczas była, aby do Warszawy przyjechała grupa czy też nawet przedstawiciele całej Komisji Spraw Międzynarodowych Dumy. Tę propozycję wstępnie przyjęto, ale do środy praktycznie, czyli tego symbolicznego dnia, w którym obaj premierzy pochylili głowy przed grobami tysięcy osób pomordowanych w Katyniu, nie nabrała faktycznego wymiaru
— mówił polityk PO.
Wczoraj otrzymałem od przewodniczącego Kosaczowa formalne zaproszenie do przyjazdu do Moskwy, które chciałbym Państwu, ten list, przekazać. Jest to propozycja i list, w którym tę gotowość jeszcze raz przedstawiciel Komisji Dumy Rosyjskiej ponawia. Pojadę do Moskwy w związku z tym, żeby przygotować takie forum, przedstawicieli obu komisji, Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu i Komisji Spraw Międzynarodowych Dumy, mam nadzieję, tu, w Warszawie, będziemy również, tak jak ma to miejsce w przypadku naszych relacji z przedstawicielami Bundestagu, mogli, w obliczu mediów, opinii publicznej, dyskutować zarówno o tych sprawach trudnych, bo ich ciągle wiele, jak i - może przede wszystkim - o naszej wspólnej przyszłości
— tłumaczył.
Jeżeli dziś mówimy z przedstawicielami komisji Bundestagu, o możliwości wspólnych projektów edukacyjnych, nauki języka, ale także wspólnego podręcznika do historii, to ten sam efekt możemy również osiągnąć w relacjach polsko-rosyjskich
— zapewniał wówczas.
Od klęczącego Putina w Katyniu po aneksję Krymu i wojnę w Donbasie
O planach pisania wspólnego podręcznika do historii przypominano na Twitterze już w 2019 r. Ostatecznie publikacja nie powstała, tym niemniej współpraca między Polską i Rosją na różnych polach kwitła. W 2010 r., krótko po katastrofie smoleńskiej, szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow, na zaproszenie polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, gościł na naradzie polskich ambasadorów. Dwa lata później w Polsce gościła inna ważna „twarz” reżimu Putina - patriarcha Cyryl. Na zaproszenie polskiego episkopatu, ale z pełną aprobatą czołowych polityków PO, którzy uczestniczyli w spotkaniu z Cyrylem na Zamku Królewskim w Warszawie. Prasa pisała wówczas o nowej odsłonie relacji polsko-rosyjskich. Wizytę moskiewskiego patriarchy w Polsce krytykowało będące wówczas w opozycji Prawo i Sprawiedliwość. Politykom tego ugrupowania zarzucano wówczas „rusofobię” podyktowaną przekonaniem, że to Władimir Putin stoi za śmiercią 96 osób, w tym urzędującego prezydenta RP, w katastrofie smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r. Ten sam abp Michalik, którego lewicowo-liberalne media krytykowały później za wypowiedź o dzieciach molestowanych seksualnie przez niektórych księży, był wówczas chwalony przez mainstream za dążenie do pojednania polsko-rosyjskiego, a także… podejmowanie decyzji niezależnych od „rusofobicznego” PiS.
Po wydarzeniach w Ukrainie z 2013 r. i 2014 r., czyli nielegalnej aneksji Krymu i wojny w Donbasie, rząd Tuska zaczął powoli dostrzegać to, o czym politycy PiS i nieżyjący już wówczas prezydent Lech Kaczyński mówili od lat. Mimo to postawę prezesa PiS Donald Tusk określał mianem „szarżowania”.
Wyobraźmy sobie, gdyby w Polsce rządził Jarosław Kaczyński, który usiłowałby wymusić na państwach regionu, takich jak Węgrzy czy Słowacy, radykalnie antyrosyjską postawę. Gdyby Polska szarżowała, tak jak proponował Jarosław Kaczyński, tym bardziej stracilibyśmy szansę wpływania na wspólne, solidarne zachowania całej Unii Europejskiej
— mówił ówczesny premier po aneksji Krymu, w rozmowie z Janiną Paradowską na antenie TOK FM.
Bo dzisiaj większość państw UE nie chce żadnej awantury z Rosją. To powoduje, że ta polityka wschodnia jest trudniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, bo Rosja do takiej konfrontacji, awantury, prowokuje
— twierdził Tusk.
Właśnie m.in. te rozmowy gazowe z Niemcami pokazują, jak ważne jest uzyskiwanie przez Polskę nawet drobnych efektów w tym wspólnym działaniu i moim zdaniem o wiele ważniejsze jest, niż demonstrowanie, jak Polska, samotna, ale bohaterska, stawia się sama Rosji
— podkreślał, potwierdzając tym samym, że również Europa Zachodnia prezentowała prorosyjską postawę.
Twierdził wówczas, że Polska nie może „szarżować” z sankcjami na Rosję, ponieważ koszta mogłyby uderzyć w pierwszym rzędzie w nasz kraj. Innymi słowy, „troską” o Polskę maskował asekurancką postawę wobec reżimu, który coraz bardziej przesuwał granice swojej agresji, aż w końcu doszedł do takiego momentu, gdy mówi się już nie tyle o kosztach sankcji dla poszczególnych krajów czy wspólnot, ale o tym, że na drugiej szali jest życie Ukraińców i bezpieczeństwo całej Europy.
Co do planów pisania wspólnego podręcznika do historii, warto zaznaczyć, że to właśnie z polityki historycznej Putin w 2019 i 2020 r. uczynił narzędzie zorganizowanej kampanii oszczerstw i dezinformacji wymierzonych w Polskę. Pisał „artykuły historyczne”, w których oczerniał i prowokował nasz kraj. Nie tylko przywoływał kolejny raz rozbiór Czechosłowacji, ale sięgnął także po kartę „polskiego antysemityzmu”. Ukoronowaniem miało być V Światowe Forum Holokaustu. Zaproszony do Jerozolimy prezydent Andrzej Duda zrezygnował z udziału właśnie ze względu na obecność Putina, który wówczas już od dłuższego czasu rozpowszechniał kłamstwa na temat Polski. Kremlowski satrapa miał zresztą przemawiać w Izraelu i bardziej ten fakt, niż sama jego obecność, przesądziło o decyzji Andrzeja Dudy. Rosyjski dyktator w okresie poprzedzającym V Światowe Forum Holokaustu twierdził m.in., że Armia Czerwona wkroczyła do Polski, aby… wyzwolić polskich Żydów. Niektórzy politycy izraelscy uderzali wówczas w putinowski bębenek, a polska opozycja… atakowała prezydenta Dudę za odmowę uczestnictwa w Forum Holokaustu.
Wszystko to pokazuje, że Platforma Obywatelska to ostatnie ugrupowanie, które ma prawo oskarżać PiS o jakiekolwiek działania na rzecz reżimu Putina. Tym bardziej, że nie znajduje to potwierdzenia w działaniach polskich władz w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę. Obrońcy Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej mogą zżymać się na przypominanie starych informacji i przekonywać, że czasy były inne. Może i czasy były inne, jednak Putin od początku ten sam.
aja/Wyborcza.pl, TVP, Twitter
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/611852-po-chciala-pisac-z-putinowska-rosjapodrecznik-do-historii