Wiele było ze strony Donalda Tuska wezwań do zjednoczenia sił opozycyjnych i stworzenia wspólnego frontu do walki z PiS. Gdy jednak pojawiają się pomysły nieco bardziej konkretne, przewidujące odsunięcie go na drugi plan, bo jednak mógłby stanowić dla bloku opozycyjnego obciążenie wizerunkowe, lider PO lawiruje. Wygląda na to, że wywiązanie się z zadań powierzonych mu przez Brukselę, zaczyna rodzić coraz większe trudności.
Porażka Tuska
Według sondażu przeprowadzonego przez pracownię Social Changes dla portalu wPolityce.pl, aż 47 proc. badanych uważa, że powrót Donalda Tuska do Polski okazał się porażką. Zaledwie 26 proc. twierdzi, że lider PO może mówić o sukcesie, a 27 proc. nie ma zdania w tej sprawie.
A przecież miał wkroczyć na nowo w polską politykę i jednym spojrzeniem zmieść obecny rząd. Pewniak, który samą obecnością miał zjednoczyć opozycję i poprowadzić ją do wyborczego zwycięstwa. Nie wyszło. Co gorsza, zaczyna stanowić coraz większe obciążenie wizerunkowe dla Platformy, a pozostałe partie opozycyjne nie widzą korzyści z proponowanej obsesyjnie wspólnej listy.
Ukrycie lidera?
Pojawił się więc pomysł, by podczas kampanii wyborczej w 2023 roku Donald Tusk usunąłby się „do drugiej linii”, a twarzami politycznej aktywności staliby się Szymon Hołownia, Rafał Trzaskowski i Władysław Kosiniak-Kamysz. Jak dotąd nie słychać jego entuzjazmu. Grzegorz Schetyna pytany o to dziś wprost, przyznaje że to „scenariusz ciekawy, oczekiwany przez wyborców opozycji, ale trudny do realizacji, bo trzeba byłoby zmienić dotychczasowe relacje”.
Nikt nie musi wycofywać się do drugiej linii, aby zaangażowanie środowisk opozycyjnych było bardziej intensywne
— stwierdził, przekonując że PO może zbudować alternatywę dla „państwa PiS”, a „sondaże są obiecujące dla opozycji”.
Zaklinanie rzeczywistości
Donald Tusk z uporem walczy jednak o przywództwo i nie zanosi się na to, by chciał przesuwać się do drugiego szeregu. Z premedytacją brnie też w manipulację, kłamstwo i wyparcie swojej politycznej przeszłości. Być może uznał, że opinia publiczna zapomniała już jak wyglądała polska gospodarka, gdy rządziła koalicja PO-PSL.
Najważniejszą rzeczą jest to, żeby do władzy doszły te środowiska, które umieją zajmować się gospodarką i finansami, tak, żeby inflacja nie zżerała ludziom pieniędzy, a efektem rządów PiS jest to, że Polacy biednieją właściwie z miesiąca na miesiąc i trzeba im to zrekompensować
— stwierdził dziś na antenie TVN24.
Idzie więc w zaparte i kłamie w żywe oczy. Bo przecież niewątpliwie pamięta, że za jego rządów odnotowywano w Polsce najwyższe wskaźniki ubóstwa, że odbierano rodzinom dzieci z powodu biedy, że szalało bezrobocie, a oszukiwani przez wielkie firmy podwykonawcy, bankrutowali. Patologicznie udaje niepamięć i objawia się na politycznej scenie w dziewiczym śpiewie politycznego zbawcy, zapewniając że „Platforma nie idzie do władzy po to, żeby ludziom zabierać, ale żeby zabezpieczyć ludzki byt i polskie rodziny przed upadkiem wartości pieniądza”. Czy kłamstwem uda wykarmić elektorat? Jak na razie sondaże nie zwiastują przełomu, a sam Donald Tusk apeluje do politycznej opozycji, by zaczęła wspólnie działać, bo nie ma pewności zwycięstwa. Porwie się więc na wszelkie metody, mogące rozbujać antyrządowe nastroje, choćby były oparte na fejk newsach podrzucanych przez wrogów. Sprawa rtęci pokazała to doskonale.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/611146-tusk-obciaza-opozycje-ale-zamiast-refleksji-brnie-w-kabaret