Robienie z jakiegoś podręcznika sprawy narodowej, a nawet ponadnarodowej jest wyrazem zidiocenia, na które zdecydowana większość podręczników nie ma wpływu.
Tylko „Nauka czytania i pisania”, czyli elementarz Mariana Falskiego (pierwsze wydanie w 1910 r.) jest głośniejszym i popularniejszym podręcznikiem od „Historii i teraźniejszości”, czyli podręcznika Wojciecha Roszkowskiego. I gdyby rzecz zamknęła się w kategorii podręczników, wszystko mieściłoby się w granicach rozsądku. Ale się nie mieści, bowiem liberalno-lewicowi komentatorzy, nauczyciele i kibice uznali podręcznik prof. Roszkowskiego za coś porównywalnego chyba tylko z „Mein Kampf” wiadomego autora.
Pierwszy próg aberracji został przekroczony, gdy podręcznik stał się tematem numer jeden publicznej debaty. W dodatku podręcznik, który nie jest obowiązkowy. Gdyby w USA, Kanadzie, Francji czy Wielkiej Brytanii ktoś poświęcił tyle czasu i społecznych emocji jednemu z podręczników do jednego z przedmiotów, zostałby uznany za wariata, dziwoląga lub kogoś, kto ma za dużo czasu albo za mało problemów.
Drugi próg aberracji został przekroczony, kiedy o podręczniku zaczęto mówić w kategoriach normatywnych, czyli tego, co wolno, a czego nie wolno. Tak jakby chodziło o namawianie do przestępstwa, a nie interpretowanie wydarzeń historycznych i współczesnych zjawisk społecznych. Humanistyka w warstwie znaczeniowej właściwie polega wyłącznie na interpretacji, bo gdyby była tego pozbawiona, byłaby suchą kroniką, czyli indeksem wydarzeń. Z interpretacjami można oczywiście polemizować, ale uznawanie ich za zbrodnię jest wyrazem totalnej szajby.
Trzeci próg aberracji przekroczono wtedy, gdy podręcznik został potraktowany jako narzędzie prania mózgów. Tylko dlatego, że wymowa dokonanych w nim interpretacji jest konserwatywna. Gdyby była lewicowa lub liberalna, byłby nieocenioną pomocą w poznawaniu współczesności i przeszłości – tak jak setki podręczników wcześniej funkcjonujących. Byłby też wtedy nieodzowny w kształtowaniu właściwych postaw, w przyswajaniu pożądanych, pozytywnych wartości. Kiedy zmienia się zestaw wartości, podręcznik natychmiast staje się narzędziem prania mózgów. A co jeśli już dawno zostały one wyprane przez podręczniki posługujące się odmiennymi interpretacjami i teraz nie da się z tym już nic zrobić?
Czwarty próg aberracji przekroczono, kiedy podręcznik potraktowano jako instrukcję myślozbrodni (w kategoriach „Roku 1984” George’a Orwella). Z tego by wynikało, że istnieje poprawnościowy kanon, który chroni przed myślozbrodnią, czyli zapewnia bezpieczeństwo. Jeśli się reguł poprawności nie przestrzega, a instrukcją takiego właśnie postępowania ma być podręcznik prof. Roszkowskiego, to wypada się z kręgu, z którym można mieć jakiekolwiek kontakty, nawet te tajne. Samo istnienie podręcznika jest zresztą myślozbrodnią, co jest aberracją w aberracji, skoro podręcznik nie jest obowiązkowy.
Piąty próg aberracji został przekroczony, gdy podręcznik uznano za narzędzie kontroli i penalizacji. Przyjęto założenie, że nie wolno podręcznika po prostu nie używać albo nie wolno go skonfrontować z innymi interpretacjami bądź źródłami. Tak jakby za nieużywanie tego akurat podręcznika bądź polemizowanie z zawartymi w nim interpretacjami groziła kara (pewnie aresztu) albo wiązało się to z negatywnymi ocenami, a w konsekwencji nawet z nieuzyskaniem promocji. Albo wiązało się ze stygmatyzacją czy też izolacją ucznia w jego otoczeniu, środowisku, przez instytucje i organizacje.
Szósty próg aberracji przekroczono, gdy podręcznik uznano za narzędzie sprawowania i umacniania konkretnej władzy. Gdy inne podręczniki podawały (podają) odmienne interpretacje, oczywiście takiej funkcji nie pełniły. W ten sposób, w pełni aberracyjnie, uznaje się podręcznik za rodzaj świętej księgi konkretnej partii czy modelowego konserwatywnego rządu, która nie tylko odzwierciedla poglądy władzy, ale jednocześnie jest instrukcją dla niej samej i zakreśla granice, których ta władza nie powinna przekraczać.
Od siebie napiszę tylko, że nigdy żadnego podręcznika nie traktowałem jak coś innego niż podręcznik. Zresztą uważam, że ponad 90 proc. podręczników do niczego się nie nadaje i można się bez nich bez trudu obejść. A robienie z jakiegoś podręcznika sprawy narodowej, a nawet ponadnarodowej jest wyrazem zidiocenia, na które akurat zdecydowana większość podręczników nie ma wpływu. W takim sensie, że przed nim nie chroni, a wręcz przeciwnie. Ale może to dlatego, że podręczniki traktuje się jak święte księgi albo coś, czym nie są i być nie powinny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/611004-szesc-przekroczonych-progow-aberracji-w-zwiazku-z-hit