Warto zwrócić uwagę na ciekawą dyskusję, którą na antenie TVP poprowadził redaktor Bronisław Wildstein. Jego gośćmi w programie „O co chodzi?” byli posłowie do PE, profesorowie Ryszard Legutko i Zdzisław Krasnodębski.
Otwierając debatę Wildstein przypomniał ważne słowa prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego z wywiadu dla tygodnika „Sieci” o relacjach z Brukselą:
Wykazaliśmy maksimum dobrej woli, ale ustępstwa nic nie dały. Była umowa – z naszej strony dotrzymana. Z tamtej złamana. Czas wyciągnąć wnioski. Dalej nie możemy się cofnąć.
Ta diagnoza rodzi szereg pytań, w tym najważniejsze: jakie mamy możliwości gry z Brukselą? Jakie są cele Komisji Europejskiej?
Komisja z zimną krwią dąży do wprowadzenia chaosu prawnego w Polsce. Jedyną reakcją na to może być „gest Kozakiewicza”. Czyli [powiedzenie, że] nie będzie już żadnych ustępstw. Te, które żeśmy wykonali, były niezgodne z traktatami, nie miano prawo się ich domagać, ale myśmy je poczynili. Dalej już nie można! Non possumus
— mówił prof. Legutko, szef delegacji Prawa i Sprawiedliwości w Parlamencie Europejskim. Wskazał, że niestety musimy się spodziewać, że „Unia Europejska chce nas zadusić”.
Dąży do zwarcia, liczy, że to wywróci polski rząd i wtedy jest szansa, że powstanie rząd inny, który będzie wykonywał wszystkie polecenia Komisji. Znajdujemy się więc w momencie dramatycznym. Na razie widać, że rząd polski i politycy polscy reprezentujący prawą stronę zmienili retorykę po wywiadzie pana prezesa Kaczyńskiego. Jest ona wyraźnie twardsza, bardziej zdecydowana
— dodał.
Bronisław Wildstein pytał:
Zmieniła się retoryka ale czy zmieniła się polityka? Czy władze polskie, rząd, stać na to, by powiedzieć: dosyć anarchizacji naszego państwa? Mamy przecież do czynienia z presją, która narusza wszystkie traktaty, zasady? Czy polskie władze potrafią rzeczywiście powiedzieć „non possumus”?
Prof. Zdzisław Krasnodębski podkreślił, że do tej pory polska polityka była dosyć skuteczna - przecież konflikt zaczął się już w roku 2015, od braku poszanowania traktatów przez Komisję Europejską.
Polski rząd [walczył] jak dobry bokser, umiał czasem zejść z linii ciosu. W efekcie procedury dotyczącej naruszenia praworządności w Radzie Europejskiej nie udało się uruchomić. Wymyślono więc nowy sposób, który okazał się skuteczny: mechanizm praworządności. Wyglądało na to, że powiązano (wedle zasady pieniądze za tzw. „praworządność”) tylko część funduszy (KPO), które my też gwarantujemy, pożyczamy. Ale nie jest jasne, czy nie powiązano również funduszy głównych
— mówił.
Prof. Krasnodębski zarysował dwa główne stanowiska pojawiające się w obozie propolskim.
Z jednej strony, że spokojnie, te pieniądze jednak napłyną, jeszcze mamy pewne pole manewru, Komisja jeszcze nie oceniła naszego planu pod względem planu. Urszula von der Leyen coś tam powiedziała, ale to jeszcze sprawdzają prawnicy. To był nas bardzo ucieszyło, bo by oznaczało, że za cenę pewnego, bardzo daleko idącego kompromisu, coś uzyskaliśmy.
Ale co będzie, jeśli Komisja nie dotrzyma tych zobowiązań, nie doceni tego ducha kompromisu?
— zapytał rozmówca red. Wildsteina.
I odpowiedział:
Po pierwsze musimy mieć plan B. A po drugie, być może należałoby zmienić nieco strategię negocjacyjną. Nie jest tak, że Komisja teraz chciałaby doprowadzać do kolejnego bardzo głębokiego kryzysu unijnego. Komisji bardzo zależy na chwiejącym się planie transformacji energetycznej. Nie wiadomo, co będzie z tym długiem, który zaciąga Komisja, opierając się na dawnych prognozach gospodarczych, a gospodarka niemiecka w tej chwilisię chwieje. Partner musi wiedzieć, że nie może posuwać się poza pewną granicę.
Bronisław Wildstein dopytywał, co konkretnie może oznaczać polski plan B? Jakie mamy możliwości gry?
Profesor Legutko odparł, że „zbyt wielu armat nie mamy”, a prezes Jarosław Kaczyński w rozmowie z „Sieci” wykluczył na razie niepłacenie unijnej składki.
To byłoby dramatyczne posunięcie, które wywołałoby kolejny etap wojny. Więcej tych armat ma Komisja Europejska, przede wszystkim dlatego, że nie ma żadnych hamulców. Nie ma takiego kroku przeciw Polsce, który nie byłby zaakceptowany przez wszystkie inne, pozostałe instytucje europejskie. Poza wetem, poza jakimiś strategiami w poszczególnych negocjacjach więcej tych naszych armat nie widzę. Ale może rząd wystąpi z czymś bardziej skutecznym
— mówił, dodając, że mieliśmy weto wobec transformacji energetycznej, ale „znając pogardę wobec prawa” raczej by i to nasze weto obeszli.
Profesor Krasnodębski mówił, że polskie działania będą zależały od zachowania Unii:
Przyjmując ten najgorszy wariant, powiązania także głównych funduszy unijnych tzw. mechanizmem praworządności. Wówczas moim zdaniem nie mielibyśmy wyjścia. Musielibyśmy zastosować coś, co zrobił kiedyś Charles de Gaulle - to się nazywało „polityka pustego krzesła”. Wycofujemy się czasowo z udziału [w spotkaniach]. Inna rzecz, dużo łagodniejsza, może polegać na powiedzeniu, że w tej sytuacji nie możemy realizować polityk klimatycznych i energetycznych. Nie możemy przeprowadzać transformacji energetycznej, bo zostaliśmy pozbawieni takiej możliwości. Myślę, że Komisja Europejska nie chce głębokiego kryzysu Unii, jest wielu rozsądnych polityków niemieckich, francuskich. Skoro druga wywiera taką presję, to my musimy wywrzeć własną presję i powiedzieć, że jesteśmy gotowi na znacznie więcej. […] Możemy sięgać po weto w przyszłych sprawach.
Wszyscy uczestnicy programu podkreślili, że presja na Polskę, chęć jej złamania, podporządkowania, wynika z rosnącej świadomości jak mocno rozwija się Polska, jak szybko goni Zachód, jak wzrosła jej pozycja po ataku Rosji na Ukrainę.
mk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/610915-jakie-mamy-mozliwosci-gry-z-bruksela