Rację miał klasyk, były minister finansów Vincent Rostowski, który mówił, że „w tej kadencji piniendzy nie ma i nie będzie”. Ciężko więc już słuchać i oglądać kolejne występy członków rządu, czy polityków PiS opowiadających jak to kochane pieniążki z Brukseli już, już płyną, teraz zaraz będą, jak Boga kocham za 2 miesiące, bo właśnie list wysłaliśmy z formalnym wnioskiem o wypłatę, więc już na pewno von der Leyen pójdzie na pocztę, polecony odbierze i jak druczków nie zabraknie, to nam przelewem wyśle. Tysięczne bajania, nie tylko dają karmę opozycji niemożebnej, ale przede wszystkim podważają zaufanie obywateli do państwa.
Nie można ich bowiem traktować jak ludzi specjalnej opiekuńczości, jak dzieciaczki i w nieskończoność mamić i pocieszać, że już za chwilę będzie dobrze, tylko zjedz dziecino jeszcze łyżkę ryżowego kleiku, a dobra wróżka Urszula da ci prezent. Być może może zdarzy się jakiś cud i zdołamy Komisję Europejską zmusić, przekonać, by dla własnego dobra piniondze z pożyczki nam przysłała. Ale dopóki one nie znajdą się na koncie, to tysięczne opowiadanie na ten temat jest szkodliwe, przeciwskuteczne. Panie Buda zmuś pan, a nie opowiadaj, jakie to podejmujemy wysiłki. Załatw pan pożyczkę bezwysiłkowo.
PiS i rząd padł ofiarą własnej propagandy, Każdy wie, że dopóki kochane pieniążki nie znajdują się na koncie, to nie ma się z czego cieszyć, czym chwalić. Tymczasem zaczęło się od nieszczęsnej akcji plakatowej sławiącej KPO, a potem kolejni ministrowie i politycy chcieli być posłańcami dobrej nowiny i wołać: alleluja, manna z nieba sypie się. PiS w przeciwieństwie do PO nie nauczył się na tej propagandowej porażce, tylko brnie w nią dalej. Gdy PO skompromitowała się po kolejnych obwieszczeniach, że już na dywanie inwestor dla polskich stoczni z Kataru nadlatuje, to nauczona tą porażką milczała na temat budowy odcinka autostrady A2 do Warszawy. Pochwaliła się nim dopiero, gdy był gotowy i samochody mogły nim przejechać. Za każdym razem kiedy rząd opowiada, że stara się o KPO, to przyznaje, że ponosi porażkę. One się kumulują. To jest jak chwalenie się bezradnością. Tymczasem sukces – otrzymanie pieniędzy, tak naprawdę będzie można obwieścić i świętować tylko raz, a i tak opozycja zrobi wszystko, by to obrzydzić.
Teraz do opowiadań o wysiłkach rządu dochodzi jeszcze psychodrama, bo jak sugerują niektórzy politycy powinniśmy zrozumieć, że Ursula von der Leyen jest w trudnej sytuacji. Otóż, ona sama z siebie to dobra wróżka jest i kochane pieniążki by wysłała, tylko źli ludzie w Parlamencie Europejskim grożą, że ją na bruk wyrzucą, jak ona to zrobi. No i co wtedy z nią będzie, my więc bądźmy cierpliwi i wyrozumiali. A co nas to obchodzi? Niech ją sobie wyrzucają, a najlepiej niech wszystkich z tej Komisji wyrzucą. To jakaś aberracja, by przekazanie pieniędzy (z pożyczki), 40-milionom ludzi na odbudowywanie poturbowanej pandemią gospodarki, uzależniać od kariery i samopoczucia jakiejś brukselskiej urzędniczki. Podobnie aberracyjne, idiotyczne są nawoływania opozycji niemożebnej, by przekazanie miliardów na odbudowę zależało od tego czy jakiś sędzia Tuleja, będzie orzekał, czy nie.
Trzeba skończyć z tym tłumaczeniem się i umizgiwaniem i stanąć w prawdzie: piniendzy ni ma i nie będzie. To czy one warte są wysiłku, warte dźwigania kamieni milowych, to oddzielna sprawa. Mamy do czynienia z ludźmi złej woli, próbujemy negocjować z oszustami i kłamcami. Jak skrajnie zakłamanym i cynicznym trzeba być, by jak komisarz sprawiedliwości Didier Reynders powiedzieć, że Polska „nie dostanie rabatu wojennego”. Co to za podły człowiek, który ma czelność mówić takie rzeczy gdy miliony ludzi uciekają z ogarniętego wojną kraju a dziesiątki tysięcy są zabijane. Porównać wojnę i zbrodnię do kuponu rabatowego i traktować jako biznesik i kartę przetargową może tylko nikczemnik.
Cyniczna i podła postawa
Stańmy w prawdzie. Skoro nawet to, że przyjęliśmy do naszych domów miliony uchodźców nie przekonuje niemieckich i brukselskich eurokratów, to żadne nasze starania nie zmienią ich cynicznej, podłej postawy. Nie wzięliśmy pod swój dach milionów uchodźców, by kupon wojenny dostać. Zrobiliśmy to z porywu serca, z przyzwoitości, solidarności z krzywdzonymi. Ale to nie wzbudza żadnej refleksji u eurokratów. Oni nawet walczącej Ukrainie nie chcą pieniędzy wysłać. Jakich jeszcze dowodów potrzeba, by zobaczyć, że cesarz jest nie tylko nagi, ale ma żylaki, wole, przepuklinę i grzybicę stóp.
Piniendzy nie ma i nie będzie póki opozycja niemożebna władzy nie przejmie, a wstrzymywanie ich, to tylko narzędzie do rozhuśtania nastrojów społecznych, propagandowy argument w kampanii wyborczej mający pomóc jej wygrać wybory. A wtedy jak raz przyda się sędzia Tuleja. Brukseli będzie głupio wysłać pieniądze zaraz po tym, jak obecna opozycja niemożebna uformuje rząd.
Publiczność nie uwierzy, że oto tak w ciągu powiedzmy miesiąca zrealizowano ileś tam kamieni milowych, więc pożyczane pieniądze się należą. Ale od czego jest sędzia Tuleja. Nowy rząd jeszcze nic nie zrobił, ale oto wchodzi on – sędzia Tuleja cały na biało, przy dźwiękach fanfar uroczyście osadzany jest na stolcu sędziowskim i staje się ostatecznym symbolem tego, że Polska wróciła na łono demokracji, stała się znów posłuszna i praworządna, zobowiązania wypełnia, więc pełna dobrej woli, wzruszona Komisja Europejska pochyla się nad zbolałym narodem, który wreszcie kajdany zerwał, głaszcze po główce, przytula i kochane pieniążki wysyła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/610737-kpo-piniendzy-nie-ma-i-nie-bedzie