Trwająca obecnie batalia między polskim rządem a unijnymi instytucjami jest nie tylko walką o polską suwerenność. Wymiar tych zmagań jest zdecydowanie głębszy, chociaż może na pierwszy rzut oka o wiele mniej widoczny. Unijnym instytucjom sterowanym z Berlina nie wystarczy bowiem, że anihilują granice Polski, wcielając nasze ziemie instytucjonalną i gospodarczą przemocą do tworzonego w komunistycznym kluczu Altiero Spinelliego superpaństwa. One sięgną po wewnętrzne granice i prawa każdego polskiego obywatela.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Począwszy od reformacji i jej krwawych następstw, każda zbrodnicza ideologia miała swoje źródło w państwie niemieckim. Nie powinno to w żaden sposób dziwić, bo takie są zatrute owoce nauk Marcina Lutra, które tak gruntownie zbadał jeden z najwybitniejszych polskich filozofów współczesności ks. prof. Tadeusz Guz i do jego badań szczególnie teraz warto powrócić. Owe zatrute jabłka stanęły też u podstaw myśli Szkoły Frankfurckiej, aby w postaci neomarksizmu rozlać się po całym zachodzie Europy, nie tylko na falach rewolucji seksualnej 1968 roku.
Obserwowana obecnie instytucjonalna przemoc Komisji Europejskiej i innych unijnych instytucji nie wzięła się zatem znikąd, ale ma głębokie korzenie właśnie w neomarksizmie. To też tłumaczyłoby podejmowane przez KE środki: charakterystyczna nowomowa, brutalna i bezwzględna przemoc oraz wyznaczanie ideologicznych, utopijnych celów i odwracanie przez to uwagi od realnych problemów, w końcu zaś anarchizacja życia publicznego i tworzenie systemu, w którym to ponadeuropejski konstrukt staje się jednocześnie suwerenem i absolutem, czyli decyduje o losach obywateli i… ich sumieniu.
Granica między dobrem i złem, granice ludzkiego sumienia i wrażliwości, granice między tym, co stanowi wartość, a co jest antywartością - prawo do przekraczania tych właśnie granic rości sobie zideologizowana unijna wierchuszka. Co więcej, paneuropejski konstrukt ma ambicje być panem ludzkiego życia i śmierci, zastępując Boga bożkiem ideologii. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć próby wprowadzania do systemu prawnego aborcji jako „prawa człowieka” i coraz mniej nieśmiałe wołanie o „prawo” do eutanazji?
Jeżeli zatem ktokolwiek sądzi, że rząd Zjednoczonej Prawicy walczy obecnie jedynie o pieniądze z unijnych funduszy, jest w poważnym błędzie. Ta wielka batalia o pieniądze to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Warto bowiem zdać sobie sprawę z tego, że te pieniądze - skądinąd nam się należące bez żadnych dodatkowych warunków - nie dlatego nie są wypłacane, że Ursula von der Leyen dopatrzyła się nieprzestrzegania w Polsce prawa, ale dlatego, że to prawo jest przestrzegane. Dlatego, że premier Morawiecki wraz z całym rządem dał Polakom - zgodnie z Konstytucją - gwarancję i nadzieję na normalność, na wolność od ideologii, na prawo do wychowywania dzieci zgodnie z własnym sumieniem. I chyba najbardziej o to ostatnie się rozchodzi. Nie należy mieć złudzeń: KE najpierw sięgnie po granice Polski, później zaś po indywidualne granice każdego obywatela, który - jak w każdym systemie totalitarnym - będzie zmuszany do funkcjonowania w ściśle określonych ramach, aby zapewne wkrótce zostać anihilowany, bo przecież wydziela CO2.
Żarty naprawdę się skończyły! Dramat obecnej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska wzywa każdego z nas nie tylko do refleksji, ale przede wszystkim stanięcia w prawdzie i wykazania się odpowiedzialnością.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/610141-ke-chce-byc-jednoczesnie-suwerenem-i-absolutem