Losowanie kandydatów na sędziów nowej Izby Odpowiedzialności Zawodowej nie było pozbawione potknięć. O tym jednak później. Pokazało jednak, że można przeprowadzać procedury w Sądzie Najwyższym tak, jak tego panicznie boi się „kasta” sędziowska, czyli transparentnie i na oczach zainteresowanych tym faktem obywateli. To był ważny moment dla naszego wymiaru sprawiedliwości
Oznacza to koniec roszad przy „stoliczku” i za zamkniętymi drzwiami. Tak działa bowiem choćby Krajowa Rada Sądownictwa przed zmianami, w czasie, gdy klika sędziowska sama decydowała sobie i o kształcie wymiaru sprawiedliwości.
Warto przypomnieć, wtedy nominacje sędziowskie załatwiało się za zamkniętymi drzwiami KRS. Pamiętamy, że nie było wtedy protokołów, nie było żadnej transmisji. Dzisiaj można przecież oglądać transmisje z posiedzeń KRS. Te drwiny ze strony opozycji i sędziów dowodzą tego, że gdyby to losowanie nie było transmitowane, to przedstawiciele stowarzyszenia „Iustitia” krzyczeliby, że „doszło do nieważnego głosowania”, „nie mogliśmy tego sprawdzić”, to „ustawione głosowanie
– przypomniał dziś Sebastian Kaleta na antenie telewizji wPolsce.pl.
W nowej procedurze uczestniczyli i „starzy” i „nowi” sędziowie tego najważniejszego dziś sądu w Polsce. Uczestniczyli w tym wydarzeniu, gdyż wiedzieli, że to moment bardzo ważny, a dla „kasty” sędziowskiej groźny. Niektórzy już wcześniej (jeszcze przed losowaniem?) przygotowali sobie pełne oburzenia i bełkotu pisma protestacyjne. To jednak nic nie zmienia. Sposób wyboru kandydatów i fakt, że prezydent będzie z tego grona wybierał członków nowej Izby, są zapisane w ustawie. Tego krytycy losowania zmienić nie mogą. Zostaje im nie zawistny atak na tych, którzy nowe rozwiązania chwalą.
Wykazuję, że prawniczy „strażnicy apolityczności” w swej zapalczywości (oczywiście „apolitycznej”) gotowi są uzasadnić nawet najgłupsze tezy. Dlatego tak mnie nienawidzą
– napisał na Twitterze wybitny prawnik prof. Kamil Zaradkiewicz, sędzia Izby Cywilnej SN, a od wczoraj wylosowany kandydat do Izby Odpowiedzialności Zawodowej.
Media, zblatowane ze skrajnie upolitycznionym stowarzyszeniem sędziowskim „Iustitia”, załamują ręce nad „upadkiem” powagi Sądu Najwyższego i jego I Prezes prof. Małgorzaty Manowskiej. To tym bardziej śmieszne, jeśli przeczyta się setki artykułów odmawiających pani profesor waloru niezależnego sędziego, czy wręcz oceniające jej kompetencje. Teraz więc to towarzystwo wylewa krokodyle łzy nad nagraniem, w którym pani profesor losuje kolejne nazwiska. Wszystko to działo się publicznie, losowanie można było transmitować (niestety nie bezpośrednio z sali, ale dzięki nagraniu udostępnionemu przez Sąd Najwyższy). Dziś podobne transmisje odbywają się z narad Krajowej Rady Sądownictwa. Nie pamiętam, by jej dawny rzecznik prasowy - sędzia Waldemar Żurek, walczył o taką jawność i transparentność posiedzeń.
„Kasta” sędziowska zdaje sobie sprawę, że coś się definitywnie skończyło. Sądownictwo za zamkniętymi drzwiami powoli odchodzi w przeszłość. Tego tak bardzo boją się upolitycznieni sędziowie.
Oczywiście, jak to bywa przy „debiutach”, nie obyło się wczoraj bez wpadek. Uważam, ze dziennikarze powinni być obecni na sali, gdzie odbywało się losowanie. To jednak nie wszystko. Plastikowa kulka, która kryła nazwisko sędziego Tomasza Demendeckiego, jakimś osobliwym zbiegiem okoliczności, miała się aż dwukrotnie otworzyć w przeźroczystej „urnie wyborczej”. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, a SN powinien być przygotowany na podobne sytuacje i posiadać procedurę weryfikacyjną. Nie miał.
Wczorajsze losowanie to moment historyczny. Nie znaczy to oczywiście, że jutro, czy pojutrze Sądem Najwyższym przestaną targać polityczne i ambicjonalne burze. Ważne, że „kasta” sędziowska znów poniosła klęskę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/610039-rechot-kasty-przy-losowaniu-w-sn-to-reakcja-na-bezsilnosc