„Donald Tusk jest mistrzem odwracania kota ogonem - mówiąc już bardzo kolokwialnie - przewartościowania wartości i po prostu relatywizmu. Wyrywa dowolne wyrazy, zdania. Wiele zresztą mediów ze słów nie tylko Jarosława Kaczyńskiego, ale również polityków Zjednoczonej Prawicy wybiera takie, żeby wysnuć dokładnie odwrotny wniosek i jeszcze nie tłumacząc się z tego, przekazywać swoim wyborcom jako absolutny pewnik. Nawet w takich sytuacjach, kiedy sami autorzy mówią, że to jest po prostu kłamstwo. To jest metoda” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowana PiS Anna Zalewska.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Donald Tusk napisał na Twitterze: „Kaczyński wyciąga nas właśnie z Unii”. Czy naprawdę dbanie o literę traktatów i praw państwa członkowskiego, to jest „wyciąganie z Unii”? Bo raczej jest dokładnie odwrotnie?
Anna Zalewska: Donald Tusk to po prostu zdarta płyta. Platforma Obywatelska i opozycja to zdarta płyta. Pani redaktor pamięta, od 2015 roku, kiedy wybory wygrała Zjednoczona Prawica, pojawiały się pierwsze histerie mówiące, że my będziemy „wyprowadzać Polskę z Unii Europejskiej” i to wraca za każdym razem. Również wówczas, gdy Jarosław Kaczyński ośmiela się powiedzieć: „Nie, dalej się nie posuniemy”, „Nie, to jest poza traktatami”, „Nie, tak nie wolno, to nie jest partnerstwo”. A przecież znamy tylko dwie jednoznaczne wypowiedzi na temat obecności Polski w Unii Europejskiej, mianowicie Grzegorza Schetyny i Pawła Kowala, w różnych odstępach czasowych, którzy mówili o tym, że być może trzeba będzie potwierdzić uczestnictwo Polski w Unii Europejskiej.
Prawo i Sprawiedliwość od początku z troską podchodziło zarówno do samej UE, jak i obecności Polski w jej strukturach. Wydaje się, że epicentrum obecnego kryzysu nie jest w Warszawie, ale w Brukseli, widać bowiem wyraźnie, że instytucje unijne zaczynają się anarchizować, a to naprawdę może się skończyć katastrofą. Wnioskując po ostatnich wypowiedziach Jarosława Kaczyńskiego, jakie znalazły się w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” wydaje się, że prezes PiS po prostu to widzi. Czy tak rzeczywiście jest?
Nie tylko widzi, ale obawia się tego, o czym pani redaktor mówi, to znaczy tego, że po pierwsze Unia Europejska przestanie być tą strukturą i tą wspólnotą różnych państw narodowych, na którą decydowali się obywatele głosując w referendach, wchodząc do Unii Europejskiej. To po pierwsze. Po drugie dostrzega absolutną politykę - nie solidarnościową, nie konkurencyjną, nie wspólnorynkową działalność, ale tylko i wyłącznie polityczną i światopoglądową, o której przecież nie powinno być mowy. Dostrzega proces dążenia do federalizacji, bo przecież on jest artykułowany wprost nie tylko poprzez Scholza, który teraz o tym mówi, wcześniej podpisał umowę koalicyjną swojego rządu. Mamy zabiegi o zrezygnowanie z weta. Słyszę różnych polityków, tych z pierwszych stron gazet, zarządzających Platformą Obywatelską, ale również szeregowych, którzy powtarzają, co między innymi ostatnio mówił pan Halicki, czy artykułował Donald Tusk, że niekoniecznie w sprawach zagranicznych, czy też w sprawach energetycznych potrzebne jest weto. W związku też z tym my - to jest naprawdę bardzo poważne stwierdzenie - staramy się upominać o Unię Europejską taką, jaka ona powinna być i na jaką zgodzili się Europejczycy.
Mamy w tej chwili sytuację, w której Niemcy przyspieszają proces federalizacji, pod swoim dyktatem. Niestety to tak wygląda - widać to chociażby po tym porozumieniu gazowym. Widać to też w wielu innych obszarach, chociażby jeśli chodzi o strefę euro. Są opinie i są one dosyć dobrze poparte dowodami - na to zwracał między innymi uwagę eurodeputowany Zbigniew Kuźmiuk - że Donald Tusk przyjechał do Polski z zamiarem wprowadzenia jej do strefy euro. Tymczasem wydaje się, że zarówno jeśli chodzi o obalenie polskiego rządu, jak i w tej drugiej kwestii po prostu ponosi klęskę i puszczają mu nerwy, ponoszą go emocje. Czy Pani też ma taką ocenę sytuacji?
Tak. Oczywiście. To widać nie tylko na spotkaniach, ale widać to po jego Twitterze, gdzie wydawałoby się, że jednak, żeby skonstruować wypowiedź i napisać tekst, trzeba okiełznać emocje. Tego nawet na jego Twitterze nie widać. Rzeczywiście tylko i wyłącznie atakuje, jest agresywny, tylko zachęca do „ulicy i zagranicy”, zachęca do ośmiu gwiazdek, co zresztą też zdefiniował były jego senator, pan Smoktunowicz, który mówił, że nie ma programu, jest agresja i zapowiedź wyprowadzania, zamykania, wyciągania siłą.
Mam nadzieję, że Polacy jednak nie dadzą się podzielić i będą oczekiwać nie emocji, ale programu, którego Platforma Obywatelska po prostu nie ma, albo ma i nie chce zdradzać, bo to widać po wypowiedziach czy to pani poseł Leszczyny, która mówi o 500 +, czy pana Lenza. Prawie go politycznie zamordowano za powiedzenie prawdy. Aż po słynne ruchy Donalda Tuska - kiedy ktoś, kto nie myśli tak, jak on, zadaje pytania, to „ma nie po kolei w głowie”. Proszę zauważyć na spotkaniach, zresztą w moim okręgu w Nowej Rudzie, te słynne gesty wątpliwości w stan umysłu pytającego. Mam nadzieję, że Donald Tusk poniesie klęskę, dlatego, że jeżeli tak się nie stanie, to tę klęskę poniesie Polska.
Pan prezes Jarosław Kaczyński powiedział, że jeżeli Zjednoczona Prawica wygra wybory, będzie potrzeba ułożenia na nowo stosunków z Unią Europejską. Ja to odczytuję jako bardzo pozytywne przesłanie - sygnał do Brukseli, że Polska jest jak najbardziej otwarta na rozmowy, wcale nie chce wychodzić z Unii Europejskiej, tylko oczekuje uczciwych zasad i partnerskich relacji. Pytanie, dlaczego Donald Tusk wyciągnął z tych słów zupełnie odwrotne wnioski? Jest to niewątpliwie kuriozum.
Dlatego, że Donald Tusk jest mistrzem odwracania kota ogonem - mówiąc już bardzo kolokwialnie - przewartościowania wartości i po prostu relatywizmu. Wyrywa dowolne wyrazy, zdania. Wiele zresztą mediów ze słów nie tylko Jarosława Kaczyńskiego, ale również polityków Zjednoczonej Prawicy wybiera takie, żeby wysnuć dokładnie odwrotny wniosek i jeszcze nie tłumacząc się z tego, przekazywać swoim wyborcom jako absolutny pewnik. Nawet w takich sytuacjach, kiedy sami autorzy mówią, że to jest po prostu kłamstwo. To jest metoda. Ona została narzucona, czy funkcjonuje od 2015 roku, a teraz przybiera na sile, jest coraz bardziej agresywna. Rzeczywiście wydawało się Tuskowi, że namaszczony słowami pani komisarz von der Leyen „wracaj do Polski”, „przyjeżdżaj z powrotem jako premier” nie są na ten moment możliwe do zrealizowania, więc ta nerwowość powoduje, że będzie kumulacja agresji, kumulacja różnych interpretacji słów przede wszystkim premiera Jarosława Kaczyńskiego, bo każdy wie, że on jest dla nas odnośnikiem, jeżeli chodzi o ustalanie kierunków działań politycznych.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w instytucjach unijnych nadal trwają wakacje, ale być może są już jakieś echa - na najwyższym szczeblu - zapowiedzianej przez pana Jarosława Kaczyńskiego korekty polityki wobec Unii Europejskiej? Czy doszły do Pani jakieś sygnały w tej materii?
Na razie rzeczywiście nie ma tych reakcji, bo jeszcze trwają wakacje, ale gwarantuję pani, że zanim publicyści, czy politycy zdążą do tego się odnieść, poprawnie analizując słowa Jarosława Kaczyńskiego, to bardzo wielu polityków naszej polskiej opozycji uprzejmie doniesie wykrzywiony obraz, z których to wykrzywionych obrazów bardzo lubi korzystać większość Parlamentu Europejskiego i Komisja Europejska, która posługuje się różnymi fałszywymi tytułami.
Nie wyobrażam sobie, że politycy z unijnego świecznika nie czytają gazet, a przecież było kilka wywiadów - chociażby pana premiera Mateusza Morawieckiego dla gazety „The Spectator”. Odnoszę wrażenie, że strona unijna nie do końca wie, jak ma na na to zareagować - jakby zupełnie się tego nie spodziewali, jakby cały ten misternie stworzony z polską opozycją plan zwyczajnie legł w gruzach. Czy Pani też ma takie przemyślenia?
Tak. Chcą zamilczeć problem. Zamilczeć słowa, czy też uwagi polskiej strony, dlatego że zbyt wiele kwestii, o których mówiliśmy od bardzo wielu lat - w tej chwili najważniejsza jest kwestia energetyczna, Nord Stream 1 i 2, cała polityka przepisów klimatycznych. To właśnie ta sfera, gdzie mówiliśmy „proszę uważać, nie tędy droga, to skończy się katastrofą” i właśnie w tej katastrofie jesteśmy. Myślę, że najbliższe dwa, trzy miesiące będą przynosić różnego rodzaju rozstrzygnięcia jeżeli chodzi o układanie relacji w Unii Europejskiej, dlatego że mamy przed sobą wyzwanie jesieni, zimy, ogrzewania, prądu, ciepła dla Europejczyków. Tak naprawdę absolutnie wszyscy się boją, wszyscy się denerwują, wszyscy czują to w swojej kieszeni. Największy problem oczywiście mają Niemcy. Cały czas podkreślamy, że jak zabezpieczymy interesy Polaków, jesteśmy gotowi być solidarni, ale nie za darmo: pieniądze z KPO, pieniądze dla uchodźców.
Tyle że Niemcy mają ten problem na własne życzenie - to raz. A dwa - mają bardzo proste metody rozwiązania tego problemu, ale tego nie robią, bo nadal liczą na układ z Rosją. Zresztą widać to było po ostatnich decyzjach w łonie samej SPD, gdzie przecież odmówiono usunięcia z partii byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera. Przyznam, że to jest dosyć niepokojące i nie wróży zbyt dobrze na przyszłość.
Tak. Dodajmy do tego jeszcze, że Niemcy są jedynym krajem blokującym pożyczki na utworzenie funduszu solidarności i funduszu wsparcia ukraińskich uchodźców. O tym jest cisza, ale rzeczywiście to tak wygląda. Po prostu Komisja Europejska jakoś nie bardzo chce szukać pieniędzy w tych budżetach, które są w tej chwili już zadeklarowane, albo wydatkowane, chociaż wskazuję, że mnóstwo jest niewydatkowanych ze starej perspektywy finansowej pieniędzy w poszczególnych krajach członkowskich. A to były źle wydatkowane, a to była jakaś korupcja i trzeba by zwracać itd. To jest naprawdę proste, a tego nie chce zrobić Komisja Europejska.
Zapadła decyzja, że wszystkie kraje muszą się zgodzić na to, żeby utworzyć taki fundusz dla Ukrainy. Niemcy są tym krajem blokującym. Tak. Coraz wyraźniej widać, że Niemcy absolutnie chciałyby, żeby wojna się zakończyła i żeby przejść do tych relacji, które były wcześniej, ale myślę, że to się nie uda. Nawet niezamknięcie do końca, bo z tego rezygnują Niemcy, elektrowni atomowych, czy też uruchamianie elektrowni na węgiel dalej jest dużym gazowym kłopotem Niemiec, dlatego że oni po prostu, mając w perspektywie tani rosyjski gaz - taki był plan Angeli Merkel - doprowadzili do tego, że przemysł, czy też indywidualni obywatele niemieccy zmienili swoje ogrzewania, energię właśnie na gazową.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/609859-zalewska-jesli-tusk-nie-poniesie-kleski-poniesie-ja-polska