Zamęt wywołany w Unii przez Rosję i rozpętaną przez nią wojnę może Polsce sprzyjać, choć na razie nie zahamował szykan wobec naszego kraju.
Tak na rympał wobec państwa członkowskiego Unii Europejskiej, jak wobec Polski Komisja Europejska i inne instytucje UE nie działały w historii wspólnoty europejskiej nigdy. Nawet wobec Wielkiej Brytanii. Powód jest prosty: unijne traktaty nie przewidują wprawdzie możliwości wyrzucenia państwa członkowskiego, ale instytucje UE mogą jego obecność w UE uczynić koszmarem i prostą drogą do ruiny. Taką właśnie strategię stosują obecnie unijne instytucje wobec Polski. Czyniąc naszą obecność w UE koszmarem chcą Polskę z Unii wypchnąć. Wyrzucić nie mogą, koszmar zgotować mogą i chcą. Ale żaden odpowiedzialny polski polityk nie może obojętnie na organizowanie tego koszmaru patrzeć. O tym m.in. mówi w najnowszym tygodniku „Sieci” (ukaże się 8 sierpnia 2022 r.) Jarosław Kaczyński.
Wielka Brytania była zbyt silna, zbyt ludna i zawsze miała alternatywę w postaci Stanów Zjednoczonych i Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Z tego powodu Wielką Brytanię postanowiono (najbardziej w Berlinie i Paryżu) z UE wypchnąć. To by się nie udało, gdyby Brytyjczycy nie zorganizowali referendum w sprawie swojej obecności w UE. I niezależnie od tego, jak oceniać decyzję premiera Davida Camerona o przeprowadzeniu referendum w sprawie pozostawania w UE bądź jej opuszczenia, wypychanie Wielkiej Brytanii byłoby kontynuowane. To państwo okazało się nieprzekraczalną przeszkodą w ewolucji UE w stronę scentralizowanego superpaństwa. Nie federacji, lecz superpaństwa. A najnowszym potwierdzeniem tego dążenia jest przygotowywany zamach na zasadę jednomyślności w instytucjach UE, a przede wszystkim w Radzie Europejskiej.
Opowieści o federalizacji są bajką dla naiwnych, bo mimo wszystko federacja jest znacznie mniej groźna niż scentralizowane superpaństwo. Ono ma być samodzielnym podmiotem w globalnej polityce, stąd UE w latach 2015-2021 była coraz bardziej antyamerykańska. To było oczywiście samobójcze, co udowodniła napaść Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r., lecz ocieplenie relacji transatlantyckich, które z tego wynika, jest czasowe i wymuszone. Antyamerykanizm wróci, może z jeszcze większą siłą. A Polska powiązana militarnie z USA (także poprzez współpracę z Koreą) będzie jeszcze mocniej traktowana jako amerykański koń trojański. Zmiana rządu nic nie zmieni, gdyż dla państwa tak położonego jak Polska nie ma alternatywy wobec sojuszu z USA.
Po wypchnięciu Wielkiej Brytanii z UE Polska jest następna w kolejce. Nikt przecież nie może blokować planu utworzenia europejskiego superpaństwa. Nikt spośród państw mających odpowiednią wielkość i potencjał. Wypchnięcie to jest lepsza opcja dla budowniczych superpaństwa niż nawet bardzo duża wasalizacja naszego kraju, możliwa tylko po zmianie władzy. Totalna wasalizacja spotkałaby się ze społecznym oporem i prędzej niż później doprowadziła do obalenia rządu, gdyby opozycji w 2023 r. udało się wygrać wybory i zwasalizowany rząd stworzyć.
Żadne pieniądze z UE nie są w stanie złagodzić zmienionego statusu Polski, tym bardziej że nie ma pewności, iż rząd anty-PiS obiecane środki by dostał. W UE jednak funkcjonuje walka konkurencyjna państw i trzeba być wyjątkowo leniwym intelektualnie, żeby sądzić, iż ktoś łatwo zrezygnuje z przewag, jakie dają dawkowanie pieniędzy, uzależnianie ich wypłaty od kolejnych ustępstw czy wstrzymywanie dużych wypłat i ciurkanie mniejszych. Nie dałoby się też zamknąć ust tym, którzy przedstawialiby Polakom koszty wasalizacji oraz przerabianie Polski w drugorzędną europejską prowincję. Dlatego scenariusz z wypychaniem Polski nie ma właściwie alternatywy. To, że politycy opozycji są mało rozgarnięci bądź dotknięci syndromem kolaboracji nie zmienia faktu, że Polska jest pierwszym kandydatem do wypchnięcia z UE. I na razie może ostatnim, bo wśród dużych państw UE nie ma chętnych do zablokowania planu stworzenia scentralizowanego europejskiego superpaństwa.
Warto pamiętać, że sam David Cameron nie chciał z UE wychodzić, tylko ją zreformować. Okazało się to niemożliwe. Konieczność zreformowania UE wynikała dla brytyjskiego premiera, ale i dla sporej części tamtejszych elit z wypłukiwania tego państwa (i wszystkich innych) z suwerenności, także gospodarczej, a przede wszystkim z pełzającej zmiany ustroju, w tym wymiaru sprawiedliwości oraz ograniczania kompetencji oraz decyzyjnych możliwości parlamentu. To w żadnym razie nie wynikało z traktatów, tylko z polityki faktów dokonanych. Widzieli to nawet ci Brytyjczycy, które w referendum głosowali przeciw brexitowi. Po prostu w Wielkiej Brytanii zwykle lepiej odczytywano prawdziwe zamiary Berlina i Paryża, a bajki dla naiwnych traktowano ze stosownym sceptycyzmem.
Polska też jest poddawana polityce faktów dokonanych, tylko nie ma brytyjskiego potencjału i kilku wieków funkcjonowania jako światowego mocarstwa. To, co Brytyjczyków „tylko” upokarzało i ograniczało w rozwoju, choć bez przesady, w wypadku Polski jest wielowymiarowym szkodzeniem, niszczeniem, stawianiem pod ścianą. To jednak zaszło już tak daleko, że nawet gdyby zmieniła się władza w Polsce, proces jej wypychania z UE nie zostałby zatrzymany. Politycy opozycji są naiwni jak dzieci we mgle, jeśli sądzą, że im uda się odwrócić procesy uruchomione w Brukseli, Berlinie i Paryżu, a nie w Warszawie. Istnieje oczywiście opcja bezwarunkowej kapitulacji, ale ona grozi szybką utratą władzy i utartą szans powrotu do niej przez kilka kadencji.
Żadna poważna polska partia, w tym PiS, nie zorganizuje referendum w sprawie członkostwa w UE. Żadna poważna partia nie podejmie kroków w stronę polexitu. To pobożne życzenia Donalda Tuska, polityków jego partii oraz niektórych polityków innych partii opozycyjnych. Tylko tu w ogóle nie chodzi o polexit zainicjowany w Warszawie, lecz o brutalne wypychanie Polski z UE. A najważniejsze w tym wypychaniu jest dążenie do zrobienia z Polski państwa upadłego.
Strategia robienia państwa upadłego z kłopotliwego członka UE jest dobrze znana. Obejmuje ona też instalowanie odpowiednio uległego rządu i została przećwiczona w wypadku Grecji oraz Włoch. Grecja jest za mała i za słaba, żeby warto było doprowadzić do jej upadku. Wystarczyło uwiązanie tego państwa na krótkiej smyczy. Z Włochami jest inaczej, bo to jedno z największych państw UE, dlatego tam stosuje się metodę kija i marchewki. Podobną stosowano wobec Polski od około 2016 r., tylko w znacznie bardzie brutalnej postaci, bo jednak Włochy to państwo założycielskie.
Wypychanie Włoch nie byłoby opłacalne i mogłoby uruchomić lawinę. Dlatego to Bruksela bardziej panikowała niż Rzym, gdy w lutym 2020 r. lider Ligi Matteo Salvini powiedział: „Albo Unia się zmieni, albo nie ma sensu, by dalej istniała”. I zasugerował, że Włochy mogłyby pójść śladem Wielkiej Brytanii. Proste to by nie było, gdyż bez zmiany konstytucji nie da się we Włoszech przeprowadzić takiego referendum jak w Wielkiej Brytanii, mimo że w sondażach aż 49 proc. Włochów chce, by ich kraj z Unii wyszedł.
W Polsce opinia publiczna jest wyjątkowo prounijna, dlatego nikt rozsądny nie chce działać wbrew temu nastawieniu. Wypychanie jest jednak innym procesem, a wiąże się z nim szkodzenie państwu wypychanemu. A Polska jest na to szkodzenie znacznie mniej odporna niż Wielka Brytania czy choćby Włochy. I wobec Polski można stosować tak brutalne metody, jakich nie stosowano wobec żadnego innego państwa członkowskiego, bo to nie wywołuje w Europie większego sprzeciwu.
Działania unijnych instytucji i ważnych stolic przeciw Polsce są właściwie precedensowe. I mają niespotykane wcześniej wsparcie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Dlatego nie jest łatwo się im przeciwstawić. Blokowanie ważnych decyzji jest jakąś możliwością, ale ono może być zneutralizowane zmianą metody głosowania (z jednomyślnej na większościową) lub opcjami nadzwyczajnymi, czyli przedsięwzięciami części państw i pozostawieniem innych na marginesie. Taką nadzwyczajną opcją jest na przykład strefa euro wewnątrz UE.
Gra z instytucjami UE (przede wszystkim z Komisją Europejską) w formie „krok w przód, krok w tył, dwa kroki w bok” nic nie dała. Powodem jest bezczelne łamanie umów zawieranych z Komisją albo jej przewodniczącą Ursulą von der Leyen. Te umowy okazały się tylko sposobem na wymuszanie kolejnych ustępstw i przesuwanie granic tego, co wydaje się niemożliwe. Celem doraźnym instytucji unijnych oraz niektórych stolic jest obalenie rządu PiS. Bo z Donaldem Tuskiem czy kimkolwiek z opozycji byłoby dużo łatwiej. Ale celem strategicznym jest albo wypchnięcie Polski z UE, albo trwałe ustawienie w roli państwa członkowskiego drugiej kategorii, zwasalizowanego i właściwie niesuwerennego.
Wbrew bzdurom opowiadanym przez Donalda Tuska czy Radka Sikorskiego, Polska za ich rządów wcale nie była równorzędnym partnerem i podmiotowym graczem. Była po prostu potulna wobec możnych, co czasem skutkowało ochłapami z pańskiego stołu. Ale tylko ochłapami. Tym przecież było stanowisko dla Donalda Tuska i złudzenia, że ma on jakikolwiek wpływ na funkcjonowanie i ewolucję Unii. De facto byliśmy kolonią. Wydajną w eksploatacji, skoro była w stanie wygenerować dla państw kolonialnych około 250 mld zł, a może nawet 0,5 biliona zł. Tych pieniędzy zabrakło na doganianie najbogatszych państw UE oraz na dzielenie się z biedniejszymi Polakami. Czyli funkcjonował mechanizm typowy dla kolonii, które w jakimś stopniu też korzystają, ale to są bardzo ograniczone korzyści.
Jeśli ktoś ma złudzenia, że kolonialna eksploatacja się skończy wraz ze zmianą władzy, jest wyjątkowo niemądry. Można liczyć na nagrody w postaci różnych form autonomii, ale one zawsze są ograniczone, a w sprawach strategicznych nie mają znaczenia. Czy zatem sytuacja Polski jest beznadziejna? Nie jest, przede wszystkim z powodu napaści Rosji na Ukrainę oraz ujawnionej w związku z tym sporej bezradności UE. Bezradności niejako strukturalnej, co jest objawem poważnego kryzysu Unii. Można udawać, że tego nie ma, ale to rzeczywistości nie zmieni.
Najważniejsi gracze wyjścia z kryzysu UE będą szukać w scentralizowanym superpaństwie, ale wielu już zdaje sobie sprawę, że to nie jest rozwiązanie. Rozwiązaniem może być natomiast przeciwieństwo superpaństwa. Zamęt wywołany w Unii przez Rosję oraz rozpętaną przez nią wojnę może Polsce sprzyjać. Na razie nie zahamował szykan wobec naszego kraju, ale przyszłość może być znacznie bardziej skomplikowana i trudna dla Unii. Może nie być szansy na pokonanie Rosji i trwałe wspomożenie Ukrainy, bez zmian w UE. Bez tego może nie być szansy nawet na obronienie się Europy przed Rosją. Chyba że w tym wszystkim Brukseli, Berlinowi czy Paryżowi wcale nie chodzi o pokonanie Rosji czy obronienie się przed nią. Ale to już zupełnie inna opowieść.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/609612-polska-jest-wypychana-z-ue-jak-sie-przed-tym-bronic