Wzruszająca jest troska Donalda o lud pracujący miast i wsi. Oto polityk, który jako premier wraz ze swą partią i sojuszniczym PSL zarządził pracę do 67. roku życia, obiecuje, że jak tylko znów rządził będzie, to skróci czas pracy do 4 dni w tygodniu.
CZYTAJ TAKŻE: Pomysł Tuska na 4-dniowy tydzień pracy w Polsce? Lubnauer dywaguje: „Pilotaż można by przeprowadzić w urzędach”
„Eksperyment na ludzie pracującym”
Żeby nie wyglądało to, jak pomysły komunistycznego związku zawodowego CGT, i Partii Socjalistycznej, które doprowadziły do skrócenia tygodnia pracy we Francji, szef PO nazwał to programem pilotażowym. Jak zwał tak zwał, ale wiadomo, że to kiełbasa wyborcza, z której jednak chleba z kiełbasą nie będzie. Nie oznacza to jednak, że taka zapowiedź nie jest groźna. Groźby mają moc sprawczą i możemy sobie wyobrazić próby wyprowadzenia ludu pracującego na ulice z żądaniem skrócenia czasu pracy, tak jak to wymuszały francuskie związki zawodowe. Gdzie ten eksperyment na ludzie pracującym miałby być przeprowadzony, Donald Tusk nie zdradził. Posłanka Katarzyna Lubnauer mówi, że w urzędach. Ma być tak: urzędnicy będą pracować o jeden dzień, czyli 20 procent krócej, ale za to dostaną 20 procent pieniędzy więcej, takie bowiem podwyżki budżetówce PO obiecuje. Mniej pracy, więcej pieniędzy - to mogą być jakieś nowoczesne metody walki z inflacją, ba nawet ostatni krzyk mody w tej dziedzinie. A nawet walki ze wszystkim, bo jako przykład wskazywana jest Hiszpania, gdzie w ten sposób rządzący nią socjaliści i komuniści chcą ograniczyć bezrobocie. Posłanka Lubnauer chciałaby przeprowadzić eksperyment za nasze pieniądze, bo to my z podatków opłacamy budżetówkę. Nie powinniśmy się tym martwić, bo - jak zapewnia - wzrośnie wydajność pracy. Pracownik mniej pracujący jest zadowolony, w związku z tym jest wydajniejszy, czyli więcej pracuje. Skoro to takie proste i oczywiste, to proponuję, by pilotaż przeprowadzić w funduszu szanownego małżonka pani poseł – Macieja Lubnauera. Sama Koalicja Obywatelska wraz ze wszystkimi jej bytami oraz jakieś tam lewice, które własne pomysły na niepracowanie też mają, mogłyby entuzjastycznie poddać się doświadczeniu. Wszyscy zatrudnieni na etatach w tych partiach i ich organach mediowych pracowaliby jeden dzień krócej. Nie da się wykluczyć, że byłoby to z wielkim pożytkiem dla pozostałego ludu pracującego, bo bywają i takie przypadki, że opłaca się komuś płacić, byle tylko nic nie robił. Kolejnym poligonem doświadczalnym mogłyby być jakieś media znane ze szczególnego uwielbienia dla opozycji, która nieprzemęczanie się chce zaprowadzać. Wszyscy wolimy by w redakcjach do molestowania i mobbingu dochodziło o jeden dzień w tygodniu mniej. Niech elektrycy, montażyści, ekipy techniczne, kierowcy oświetleniowcy, drukarze z koncernu prasowego etc pracują o jeden dzień krócej. Dziennikarze z pierwszej ręki mieliby informacje, jak to działa. Dynamiczny telewizyjny reporter na tropie sprawdziłby o ile efektywniej oświetleniowiec oświetla, a pani wizażystka oko robi. Kierowca powiedziałby, że teraz znacznie wydajniej jeździ, bo zamiast turlać się jak jakiś leń, to stówą po mieście grzeje. Nawet krowa się z tym zgodzi i w cztery dni da tyle mleka ,co przedtem w pięć, a żytko wzejdzie szybciej.
Nie fundamentalnie złe, ale fundamentalnie głupie i szkodliwe
Nie o to chodzi, że pomysły skrócenia czasu pracy są fundamentalnie złe. Chodzi o to, że fundamentalnie głupie i szkodliwe jest rzucanie takimi pomysłami w czasach wojny za miedzą, wysokiej inflacji, wielkiej niepewności gospodarczej, bardzo prawdopodobnej recesji, w chwili, gdy ekonomiczny byt wielu rodzin i przedsiębiorstw staje się zagrożony. To budzenie fałszywych nadziei, bujanie nastrojami i bujanie obywateli. Nie ma znaczenia, że ów skrócony czas pracy miałby przyjść po zwycięstwie w 2023 roku, gdy - jak mu się marzy - Donald Tusk znów będzie rządził, tym bardziej, że on bladego pojęcia nie ma jaka będzie sytuacja gospodarcza i polityczna za rok jesienią. Chodzi o fałszywy, bałamutny, budzący płonne oczekiwania przekaz na dziś.
Jeśli wszystko tak działa, jak pani Lubnauer baje, to prywatni pracodawcy sami skrócą czas pracy i jej mądrości do tego nie potrzebują. Każdy pracodawca może umówić się z pracownikiem, że ten, upraszczając będzie pracował 4 dni w tygodniu, albo 7 godzin dziennie. W indywidualnych przypadkach może mieć to sens, jak podobno w tokijskim oddziale Microsoft, ale opowiadanie, że ponieważ gdzieś w Nowej Zelandii w jakimś przedsiębiorstwie ponoć wzrosła wydajność, to my sobie nakazem politycznym tak samo zrobimy jest infantylne. Wskazywane przykłady z Europy Zachodniej są gorzej niż zniechęcające. Co do zasady z wielkim sceptycyzmem należy podchodzić do rozwiązań gospodarczych i społecznych, jakie aplikują sobie dziś zachodnie państwa Unii. Niektóre powinny być wskazaniem, by broń Boże bezmyślnie nie małpować.
„Postępowi Europejczycy mogą sobie zrujnować swój kraj”
Z jakichś powodów Unia Europejska jest jedynym regionem świata, który nie rozwija się gospodarczo, tylko wręcz zwija. Po kilkunastu latach obserwowania i bycia w jednym klubie możemy zadawać sobie pytania: co takiego sobie robią kraje np. grupy PIGS – Portugalia, Włochy, Grecja, Hiszpania. że ich PKB jest jest niższe niż w 2007 roku. Można jeszcze dorzucić Francję i kilka innych państw. Jak to się dzieje, że młody, wchodzący w dorosłość Francuz, ma gorzej i gorsze perspektywy niż jego rodzice, a w przypadku Hiszpana nawet niż jego dziadkowie. Ten ostatni kraj niech nam jak boja ostrzegawcza szczególnie świeci przykładem, bo jest na najlepszym kursie, by skończyć, jak Wenezuela. Nie jesteśmy rasistami, więc uważamy, że tak samo jak Latynosi, tak i postępowi Europejczycy mogą sobie zrujnować swój kraj. Jeszcze w l. 60. Wenezuela była 4. najbogatszym krajem świata pod względem PKB na głowę.
Hiszpania od ponad dekady ma najwyższe bezrobocie w całej UE. Szczególnie dramatyczna sytuacja dotyczy młodych, bo wedle rożnych szacunków w zależności od grupy – do 25, czy do 34 lat, bez pracy jest od 30 do nawet 41 procent osób. Wyobraźmy sobie kogoś, kto mając 35 lat podejmuje pierwszą pracę. Albo lepiej nie wyobrażajmy. Ponad połowa 30-latków wciąż mieszka z rodzicami. Wskaźnik ubóstwa jest w Hiszpanii najwyższy w całej Unii. Średnia długość życia w bogatych dzielnicach Madrytu i Barcelony jest nawet o 11 lat dłuższa niż w tych ubogich.
W takich warunkach komunistyczno-socjalistyczny rząd premiera Pedro Sancheza, lidera Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej zafundował pilotaż w nieprzemęczaniu się, czyli pracy 4 dni w tygodniu. I nie szkodzi, że Hiszpania produkuje teraz, sprzedaje i świadczy usług mniej niż w 2008 roku. Kto bogatemu zabroni w nędzę popadać. W doświadczeniu bierze udział 200 przedsiębiorstw, a niektóre, jak największy krajowy operator telefoniczny – Telefonica mają własne warianty skracania czasu pracy. Tak czy owak, podatnicy przez 3 lata będą pokrywać straty poniesione przez firmy poddane eksperymentowi. Doświadczenie ma wykazać m.in. To, czy za pomocą niepracowania można zmniejszyć bezrobocie. Skoro ci, co pracują, będą pracować mniej, to do wykonania tej samej pracy potrzeba więcej osób, więc dobierze się spośród bezrobotnych. Genialne – ludzi którzy radzą sobie na rynku pracy zastąpimy tymi, którzy rady nie dają.
Zbieranie szparagów to „robota dla jakiegoś pospólstwa z Polski”?
Na pomoc Hiszpanii i Francji w walce z gigantycznym bezrobociem w czerwcu tego roku chciała pospieszyć holenderska minister ds. społecznych i zatrudnienia Karien van Gennip, która zaproponowała by młodzi z ludzie tych krajów przyjechali do jej ojczyzny zbierać szparagi. Wrzask wielki się podniósł wśród wszystkich partii politycznych. Prawica mówiła, że Holandia nie będzie prowadzić programu reedukacyjnego dla młodych obcokrajowców z problemami, zaś lewica partii socjalistycznej, że to upokarzające, że nie zwraca się uwagi na ludzi, tylko na zyski firm. Generalnie wychodzi na to, że zbieranie szparagów to robota dla jakiegoś pospólstwa z Polski i innych krajów naszej części Europy, a nie dla prawdziwych Europejczyków. Oni się schylać po byle szparagi i euro nie będą i wolą brać zasiłek na bezrobociu, z czym postępowe rządy Hiszpanii i Francji wałczą, zaprowadzając niepracowanie.
Francja jest światowym czempionem nieprzemęczania się, bo od 2002 roku we wszystkich sektorach obowiązuje 35-godzinny tydzień pracy. Wcześniej przez trzy lata prowadzono pilotaż. Wtedy też dokonano epokowego odkrycia: w firmach, gdzie się mniej pracuje, mniej się zarabia, bo płace rosną wolniej. Nie szkodzi - socjalistyczny rząd Lionela Jospina i tak zaprowadził nieprzemęczanie się, bo miał to także być sposób na walkę z bezrobociem. Po 20 latach Francja z bezrobociem sięgającym 8% (wśród młodych 15%) jest wciąż obok Hiszpanii, Grecji, Włoch i Szwecji jednym z europejskich czempionów chronicznego bezrobocia. Jakoś im się to wszystko w umysłach zgadza.
Dlaczego Hiszpania czy Francja są dziś uboższe niż 15 lat temu?
Teraz w Hiszpanii trwa eksperyment z nieprzemęczania się, a rząd w ramach walki z rekordową inflacją nakłada na sektor bankowy i energetyczny nadzwyczajne podatki. Być może chodzi też o pokrywanie strat z powodu walki z bezrobociem przez nieprzemęczanie się. Wróćmy do fundamentalnego, wcześniej postawionego pytania: dlaczego takie kraje jak Hiszpania czy Francja są dziś uboższe niż 15 lat temu?
Powodów jest wiele, ale jednym z nich jest chroniczne nieprzemęczanie się, lenienie się. To są kraje nadal bardzo bogate i jeszcze długo mogą przejadać to, co zostawiły im w spadku przeszłe generacje. Polska jest na dorobku, ale jeśli zacznie naśladować syte i gnuśne państwa Zachodu, to rozwijać się przestanie. Zostaniemy z tym co mamy, a potem nie będziemy w stanie nawet odtwarzać swych zasobów, jak Francja, Włochy, Hiszpania i zaczniemy jak one się cofać.
Zrozumiałe są indywidualne wybory: jedni chcą się szybciej wzbogacić, dla innych zaś dorabianie się i praca mają mniejszą wartość. Podobnie firmy same są w stanie ułożyć program zatrudniania. Czymś całkowicie innym jest natomiast decydowanie, jaką drogą ma iść całe państwo – czy mobilizuje się i stwarza warunki do tego, by obywatele mogli żyć bezpiecznie i dostatnio, czy też zaprowadza Narodowy Program Obijania Się tylko dlatego, że gdzieś w nieustannie postępowych krajach to zrobiono.
Paternalistyczne, protekcjonalne opowieści, że Polacy za dużo pracują, niech politycy zachowają dla siebie. Sami wiemy, czy pracujemy, za dużo, za mało, czy akurat.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/609510-pilotaz-nieprzemeczania-sie-o-czterodniowym-tygodniu-pracy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.