Tekst ukazał się na portalu opinie.olsztyn.pl
„Nikt nie powinien niczego na siłę narzucać w tym dniu, a szczególnie osoby o tak ostrych poglądach politycznych jak Bąkiewicz. Mamy już taką sytuację przy 11 listopada. To święto wyrwano narodowi dla jednej partii i jednego środowiska. Teraz próbuje się to zrobić z obchodami 1 sierpnia”
— tak Paweł Kowal, ważny polityk Koalicji Obywatelskiej, skomentował w Rzeczpospolitej Marsz Powstania Warszawskiego, który obok dziesiątek innych wydarzeń w stolicy, uczcił 78 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.
Trudno nie zacząć od oczywistego pytania: a kto Pawłowi Kowalowi każe brać udział w Marszu Powstania? Jeżeli z jakichś względów formuła czy organizatorzy mu się nie podobają (a ma do tego pełne prawo), to może wybrać inny sposób świętowania lub honorowania czynu powstańczego. Zakładam (a tak wynika z innych fragmentów jego wypowiedzi), że Powstanie Warszawskie traktuje jako wielkie wydarzenie w historii Polski.
Tyle że tu zaczyna się problem, który przedstawił Paweł Kowal. Jak nie pozwolić „zawłaszczyć” jednemu środowisku tego czy innego święta. Odpowiedź jest prosta. Wielkie dla Polaków rocznice trzeba po prostu obchodzić.
Z pozoru jest to oczywiste. Ale jeszcze pamiętamy jak w czasach, kiedy rządziła obecna opozycja, miała problem ze świętowaniem polskich świąt. Donald Tusk jako Premier przed świętami 1-2-3 maja ogłaszał, że przed nami dni wolne i zachęcał do grillowania. Bronisław Komorowski, będąc Prezydentem RP, wymyślił na 3 Maja tańce z balonikami wokół orła z czekolady.
Generalnie z okazywaniem przewiązania do narodowej tradycji, barw, symboli, przypominaniem o bohaterach, chlubnych, ale i bolesnych faktach historii, PO i im podobne środowiska mają wielki problem.
Historia jest kotwicą, która trzyma nas w rzeczywistości, pokazuje kim jesteśmy, skąd płyną nasze szanse, a skąd zagrożenia. Dla tych, którzy chcą się od niej uczyć, może być nieocenioną nauczycielką. Lewica i pseudoliberałowie nie potrzebują historii. Wystarczy dzień dzisiejszy, interesy i wygoda. Najważniejszą wskazówką życiową jest brak obciążeń i obowiązków. Po co zatem pamiętać o bitwach, powstaniach, bohaterach, zwycięstwach i ofiarach.
A zatem w czym jest problem, skąd te żale o „zawłaszczaniu” przez jakieś środowisko świąt patriotycznych? Czego brakuje Pawłowi Kowalowi i jego kolegom, aby nie dać „zawłaszczyć” 11 listopada, 3 maja, 1 sierpnia przez „nacjonalistyczną prawicę”.
Uczestniczyłem w setkach uroczystości, spotkań, obchodów, które dotyczyły uhonorowania wydarzeń albo osób z historii Polski. Były one większe lub mniejsze, ale zwróciłem uwagę na bardzo znamienny fakt: bardzo trudno było na nich spotkać osoby ze środowisk reprezentowanych w Sejmie przez PO, PSL i Lewicę. Oczywiście pomijam sytuację, gdy ktoś musiał być, ponieważ taki miał obowiązek z racji pełnionej funkcji. W pamięci nie mogę też odnaleźć sytuacji, w której wymienione wcześniej środowiska organizowały z własnej inicjatywy i potrzeby wydarzenia przypominające ważne dla Polski fakty i osoby.
Cały PRL, ale i znaczna część rzeczywistości wolnej Polski to nieustanne sączenie, że Polska, Polacy pamięci ani afirmacji nie są warci. Pedagogika wstydu, która deprecjonowała, a czasem wręcz wyszydzała naszą historię i nawet największe postacie próbowała odrzeć z szacunku i chwały.
Prowadzona przez kilka dziesięcioleci kampania odniosła swój skutek. W dzisiejszej Polsce funkcjonuje już trzecie pokolenie tych, którzy, jak sami mówią w „tym kraju” źle się czują i nie maja zamiaru z nim identyfikować się a manifestowanie przywiązania do polskości uznają co najmniej za niestosowne.
Dlatego ich emocje i chęć do działania łatwo wzbudzają motywy skierowane przeciw tej odziedziczonej tradycji i tożsamości. Na ulice polskich miast i miasteczek setki tysięcy ludzi wyprowadzili zwolennicy zabijania nienarodzonych dzieci innym razem dziesiątki tysięcy „obrońcy demokracji” czy „praworządności”. Nikt przecież nie ukrywał, że chodziło wyłącznie o budowanie agresywnych emocji skierowanych przeciwko rządowi utożsamianemu z polską tradycją narodową.
Problem lewicowej opozycji z patriotyzmem polega też na tym, że w swoich własnych głowach budowali zbitkę pojęciową patriotyzm, polska flaga, pieśń o Piłsudskim, interes narodowy to przecież nieodparcie kojarzy się z PiS-em. A jeżeli PiS, to przecież trzeba uciekać od tego jak najdalej. Nie daj Boże, tym szkodliwym patriotyzmem (nacjonalizmem) się zarazimy albo, co jeszcze gorsze: co powiedzą, jak zauważą to w Berlinie, Hadze, Paryżu, Brukseli i pogrożą palcem?
Przypomnijmy, że dopiero śp. prof. Lech Kaczyński, jako prezydent Warszawy podjął decyzję i skutecznie doprowadził do utworzenia w 2004 roku Muzeum Powstania Warszawskiego w formie i wymiarach, które oddają wielkość i heroizm czynu powstańczego, jego dowódców, żołnierzy i cierpienia ludności cywilnej zadane przez niemieckiego przy bierności Sowietów.
Bardzo bolesny obraz tego stanu świadomości Tuska, koleżanek i kolegów z PO i pokrewnych partii, pokazało to co działo się po katastrofie smoleńskiej. Pomińmy cały proces ustalania przebiegu i przyczyn zniszczenia samolotu i śmierci pasażerów oraz załogi. Spójrzmy, jak odnoszą się oni do pamięci o ofiarach. Po kilku dniach rzeczywistej traumy i żalu w PO i ich ówczesnych koalicjantach nastąpił radykalny zwrot. Do akcji ruszył przemysł nienawiści skierowany przeciwko próbom wyjaśnienia katastrofy, ale również przeciw załodze, pasażerom, rodzinom. Słowo „Smoleńsk”, w tym towarzystwie, wywoływało lekceważenie, zniecierpliwienie, a nawet pogardę. Pod rządami Tuska, a potem Kopacz, Komorowskiego – państwo polskie, pomijając uroczystości pogrzebowe, nie zorganizowało żadnych godnych obchodów tragicznej śmierci 96 osób pełniących najwyższe stanowiska państwowe, wojskowe, kościelne oraz najwybitniejszych przedstawicieli środowisk kombatanckich, artystycznych, sportowych. Co więcej, trwały żenujące popisy, aby pamięć o ofiarach zohydzić. Nie powstrzymywał ich nawet fakt, że na smoleńskiej ziemi zginęli również ich koleżanki i koledzy z partii.
Wracając do żalów Pawła Kowala i innych biadolących o „zawłaszczaniu” patriotyzmu przez „nacjonalistyczną prawicę” i „jedną partię”: nie mam dla was dobrych wieści. Już po zawodach, to już się stało. Choć muszę przyznać, wielki jest w tym Wasz udział.
Patriotyzm, przywiązanie do polskości, tradycji, szacunek dla bohaterów, dumę z triumfów, łzy obmywające klęski, chcieliście Polakom wybić z głów i serc, ale to się nie udało i nie uda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/609476-a-kto-wam-broni-swietowac