„Czas przeciąć te negocjacje i powiedzieć, że rezygnujemy z tych środków (na KPO – red.). Jeśli nie otrzymamy środków, to powinniśmy ogłosić, że transformacja nie będzie się odbywała tak szybko, jakby Komisja sobie życzyła” – powiedział w Radiu Wnet europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski. I nie sposób nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, tym bardziej, że w tzw. kamieniach milowych znalazły się warunki, na które nie wyraził zgody Sejm - co zresztą podkreślał swego czasu poseł Marek Suski - o polskich obywatelach nie wspominając.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Pieniądze z unijnego funduszu odbudowy miały w założeniu nie tyle ratować gospodarki dotknięte pandemią koronawirusa, ile pomóc w „zielonej” transformacji, niezwykle kosztownym i - o zgrozo! - zupełnie nieprzemyślanym lewicowym eksperymencie. Dług, który w ten sposób zaciągają państwa członkowskie, jest uwspólnotowiony, co może w przyszłości posłużyć do dalszego finansowego wiązania nadal jeszcze odrębnych gospodarek państw członkowskich w jedną. Komisja Europejska proponując takie rozwiązanie de facto upiekła trzy pieczenie na jednym ogniu: pokazała, że nie jest bierna w sytuacji pandemii, przez co starała się podreperować swój mocno nadszarpnięty wizerunek; postawiła kolejny krok w tworzeniu unijnego superpaństwa; znalazła metodę na przynajmniej częściowe sfinansowanie Zielonego Ładu.
Widać zatem, jak na dłoni, że to Brukseli powinno zależeć na tym, aby Polska wzięła środki na KPO. Tymczasem fundusze te posłużyły podjudzonej przez polską opozycję Komisji do szantażowania Polski i dokonywania prób jej destabilizacji i anarchizacji. Ten ewidentny błąd Brukseli Polska powinna wykorzystać do rezygnacji z realizacji szaleńczych pomysłów eurokratów, szczególnie, że mamy obecnie w całej Europie poważny kryzys i kolejne etapy przestawiania gospodarek na „zielone” tory będą go jedynie pogłębiać.
Już w tej chwili rosną ceny wszystkich produktów i paliw. W górę idą rachunki za prąd, a to dopiero początek, bo przecież od przyszłego roku będą obowiązywały nowe kontrakty na gaz czy inne nośniki energii, a co za tym idzie nowe stawki. Do tego wszystkiego KE planuje wprowadzić nowe podatki. Nie wiadomo też, jak będzie kształtować się sytuacja na rynku pozwoleń na emisję CO2, chociaż eksperci są zdania, że czeka nas kolejna zwyżka cen. Jeżeli „zielone” szaleństwo nie zostanie zatrzymane, rozmiar katastrofy gospodarczej może przerosnąć wszystkie inne, jakich doświadczaliśmy już w dziejach.
Komisja Europejska od początku nie grała fair
Warto w tym momencie zauważyć, że w sprawie KPO Komisja od początku nie grała fair, ponieważ nie było zgody polskiego Sejmu na przyjmowanie w tzw. kamieniach milowych elementów Zielonego Ładu, który jeszcze nawet nie przeszedł drogi legislacyjnej w unijnych instytucjach. Mimo tego KE takie zapisy na Polsce wymusiła i już samo to może posłużyć jako przyczynek do wypowiedzenia wszystkich dotychczasowych ustaleń.
Droga, którą wskazuje prof. Krasnodębski jest jedyną logiczną opcją: nie chcemy pieniędzy na KPO, ale też nie będziemy dokonywać transformacji w takim tempie, jak życzyliby sobie unijni ideolodzy, bo zwyczajnie nas na to nie stać i nie oszukujmy się - te unijne fundusze nie pokryłyby gigantycznych kosztów przejścia na „zieloną” gospodarkę.
Zresztą „zielona” transformacja zdążyła się skompromitować zanim jeszcze na dobre się zaczęła. Fakt ten odnotowali sami Niemcy. Premier Saksonii Michael Kretschmer (CDU) przyznał, że stawianie na produkcję większej ilości energii elektrycznej z wiatru i słońca nie jest dobrą alternatywą przy obecnym kryzysie energetycznym. W jego ocenie transformacja energetyczna w RFN nie powiodła się, ale jak dotychczas lewicowo-liberalna większość w unijnych instytucjach nie wyciągnęła z tego żadnych wniosków.
Nie jest prawdą, że społeczeństwo polskie decyzji o rezygnacji ze środków na KPO by nie zrozumiało - a takie argumenty w przestrzeni publicznej się pojawiają - i odebrało jako wizerunkową klęskę obozu rządzącego. Wręcz przeciwnie. Jeżeli nie byłoby ETS-u (a przecież KE chce wprowadzić jeszcze ETS 2, obejmując nim wszystkie obszary gospodarki), spadłaby inflacja, a obywatele realnie odczuli w swoich portfelach, że ciężar unijnych danin - skądinąd już w tej chwili nieznośny, a przecież będzie zdecydowanie gorzej - został zdjęty, w żaden sposób nie zaszkodziłoby to wizerunkowi Zjednoczonej Prawicy a wręcz przeciwnie. Rzecz jasna potrzeba byłoby również dobrej komunikacji z wyborcami, ale z tym politycy rządzącej formacji raczej problemu nie mają.
Warto zauważyć, że rząd nie ma w tej materii zbyt wiele do stracenia, za to naprawdę dużo może zyskać. Nie ma się bowiem co łudzić - Komisja Europejska z Ursulą von der Leyen na czele nie spocznie dopóki nie doprowadzi do jego obalenia, zastępując go ekipą Donalda Tuska i widać wyraźnie, że aby osiągnąć ten cel, posunie się dosłownie do wszystkiego. Również do łamania prawa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/609206-ke-blokujac-kpo-daje-nam-szanse-rezygnacji-z-zielonego-ladu