Donald Tusk bardzo nerwowo zareagował na wypowiedź posła Platformy Tomasza Lenza w jednym z programów w TVP Info o konieczności zawieszenia 13. i 14. emerytury, ponieważ - jego zdaniem - te dodatkowe świadczenia dla środowiska emerytów i rencistów napędzają inflację.
Nerwowa reakcja Tuska na słowa Lenza
Tusk po blisko dwutygodniowej nieobecności w mediach, natychmiast zorganizował konferencję prasową, gdzie odciął się od wypowiedzi swojego posła. Zapowiedział, że nie będzie on już reprezentował partii w mediach. Co więcej, nie znajdzie się już na listach do Sejmu w zbliżających się wyborach, mimo tego, że jest ciągle szefem Platformy w województwie kujawsko-pomorskim.
Ta nerwowa reakcja Tuska na wypowiedź posła Lenza o konieczności zamrożenia 13. i 14. emerytury, wynika zapewne z tego, że nieopatrznie zdradził on pomysły ścisłego kierownictwa partii na oszczędności budżetowe, jakie zamierza przeprowadzić Platforma, po ewentualnym zdobyciu władzy po wyborach w 2023 roku.
Wcześniej Tusk nie reagował tak na wypowiedzi innych swoich czołowych polityków, którzy kwestionowali program „Rodzina 500 plus”, czy wspomnianą już 13. i 14. emeryturę.
Na początku czerwca wywiadzie w TVN24, kandydatka Platformy na ministra finansów, poseł Izabela Leszczyna, wypaliła „program 500 plus tak naprawdę, nie poprawił jakości życia”.
Z takiego stwierdzenia tylko krok do kolejnego, że skoro przez ponad 6 lat na realizację programu „Rodzina 500 plus” wydatkowano wręcz astronomiczną kwotę ponad 185 mld zł, a nie poprawił on jakości życia rodzin wychowujących dzieci, jak twierdzi poseł Leszczyna, to logicznym rozwiązaniem jest jego likwidacja.
Przypomnijmy, że od początku realizacji tego programu a więc od 1 kwietnia 2016, do chwili obecnej polskim rodzinom wychowującym dzieci, przekazano z budżetu państwa wspomnianą olbrzymią kwotę ponad 185 mld zł, a programem obecnie jest objętych blisko 6,6 mln dzieci.
Ponieważ świadczenie przysługuje każdemu dziecku od jego narodzin do ukończenia 18. roku życia, więc rodzina na każde dziecko otrzymuje rocznie 6 tys. zł, a przez cały okres wychowywania dziecka do jego pełnoletności, kwotę 108 tysięcy złotych.
Twierdzenie, że takie środki nie poprawiają jakości życia rodzin wychowujących dzieci, nie wytrzymuje krytyki ale czołowi politycy Platformy używają takich i podobnych stwierdzeń, aby przygotować opinię publiczną na likwidację tego programu.
Świadczenia jak jałmużna?
W tym samym duchu, co poseł Leszczyna, z kolei za wypłaty 13. i 14. emerytury, zabrał się marszałek Senatu Tomasz Grodzki, który w połowie lipca na antenie Polsat News w rozmowie z red. Rymanowskim, na pytanie czy po ewentualnym objęciu rządów Platforma zlikwiduje te świadczenia, powiedział „rozmawiamy z emerytami, oni nie chcą jałmużny”.
Wprawdzie dodał, że jego zdaniem „emeryci oczekują porządnych 12 emerytur” ale wieloletni senator powinien wiedzieć, że za rządów AWS-UW w 1999 roku, system emerytalny w Polsce, został tak zreformowany, że dotychczasowy system zdefiniowanego świadczenia (solidarność międzypokoleniową), zastąpiono systemem zdefiniowanej składki (ile uzbierasz składki na swoim koncie w ZUS i w tzw. II i III filarze kapitałowym), taką będziesz miał w przyszłości emeryturę.
Przyszła emerytura w obecnym systemie zależy więc przede wszystkim od kwoty zgromadzonej składki przez każdego ubezpieczonego, więc los tych mniej zamożnych emerytów, państwo może tylko poprawić, corocznymi podwyżkami minimalnych świadczeń, wysokością waloryzacji, oraz wypłatą dodatkowych świadczeń, tak jak obecna 13. i 14. emerytura.
Różnica między PiS a PO
Oprócz niechęci do „pisowskich” programów społecznych, problemem Platformy gdy rządziła, było polityczne przyzwolenie na „prywatyzację” podatków, czego wynikiem był niewielki coroczny przyrost dochodów budżetowych i w konsekwencji ciągły brak pieniędzy w budżecie.
W czasie rządów PO-PSL w latach 2008-2014 średniorocznie dochody budżetowe były wyższe od tych z 2007 roku, kiedy Platforma przejęła władzę zaledwie o 35 mld zł, podczas gdy w latach 2016-2022 za rządów Prawa i Sprawiedliwości, średnioroczne dochody budżetowe były wyższe od tych z 2015 roku aż o 160 mld zł.
I to jest ta zasadnicza różnica pomiędzy rządami Prawa i Sprawiedliwości i Platformy, ten pierwszy tak uszczelnił system podatkowy, że średnioroczny wzrost dochodów budżetowych pozwala na finansowanie licznych programów społecznych, ten drugi z kolei gdy rządził, pozwalał na „prywatyzację” podatków i w związku z tym dochody budżetowe, rosły tylko w niewielkim stopniu.
To o tym mówił minister finansów Jan Vincent Rostowski, który w po ogłoszeniu wyników wyborów w 2015 roku, wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość, kiedy stwierdził, że piniędzy nie ma i nie będzie na realizację obietnic wyborczych PiS”.
Grubo się - jak widać - mylił, pieniądze budżetowe na realizację licznych programów społecznych podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości są, natomiast znowu ich nie będzie, kiedy do władzy wróci Platforma, bo razem z nią wrócą „karuzele Vatowskie” i niepłacenie podatków CIT i PIT przez „krewnych i znajomych królika”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/608711-platforme-wyraznie-uwieraja-programy-spoleczne-pis