Lewica z każdym dniem coraz bardziej rwie się do władzy. To widać i słychać. Wprawdzie od niedawna, trzeba dodać. I co najważniejsze, w przypadku objęcia części władzy, obiecuje przysłowiowe „złote góry”, które będą wynikiem realizacji odwiecznych lewicowych wizji. Jeszcze kilka miesięcy temu współprzewodniczący Nowej Lewicy – choć widzę w niej ciągle dawnych komuchów na czele z drugim współprzewodniczącym Włodzimierzem Czarzastym – Robert Biedroń odrzucał pomysł Donalda Tuska, za którym kryła się propozycja – i ewentualna szansa – niewielkiego, mówiąc prawdę, udziału we władzy po najbliższych wyborach parlamentarnych.
Jak powszechnie wiadomo propozycją Donalda Tuska – preferowaną do dziś – jest stworzenie wspólnej listy partii opozycyjnych. Wyborczy sojusz ma, jego zdaniem, zwiększyć możliwość pokonania w wyborach PiS. Robert Biedroń, powołując się na wynik tegorocznych wyborów na Węgrzech argumentował, że wspólna lista nie gwarantuje zwycięstwa.
Słabe miejsca na listach
Wcześniej powiedziałem, że ten udział we władzy byłby niewielki, bo nie chciałem mówić szczątkowy. To dość oczywiste z jakich powodów. dlaczego. W przypadku powodzenia „wariantu Tuska” kandydaci Lewicy w większości dostaliby ogony na listach wyborczych. Z małymi szansami na wejście do Sejmu, co później znalazłoby odzwierciedlenie w tworzeniu rządu koalicyjnego. Teraz jednak pęd do władzy przesłania liderom Lewicy realne perspektywy pułapek, jakie zwykle mają miejsce przy tworzeniu wspólnych list oraz końcowe efekty.
Krzysztof Gawkowski kilka tygodni temu dość buńczucznie zapowiedział, traktując to niemal jako pewnik, że po wyborach Lewica będzie współrządzić w Polsce. A to można rozumieć tylko w jeden sposób. Jego formacja polityczna wejdzie w skład koalicyjnego rządu pod przewodnictwem Platformy Obywatelskiej, kryjącej się za oficjalnym szyldem Koalicji Obywatelskiej. Dziś już wiadomo, co potwierdza Włodzimierz Czarzasty, że Lewica otwarta jest na każdy wariant, w tym na jedną listę partii opozycyjnych.
Jej liderzy uzasadniają potrzebę współrządzenia przez Lewicę „zbawczymi planami”, które będą zagwarantowane, jeśli wejdzie ona w skład rządu. I tak Krzysztof Gawkowski kładzie nacisk na „godnościowy program Lewicy”. Założeniem tego programu jest konieczność „opodatkowania Kościoła katolickiego, likwidacja finansowania Funduszu Kościelnego, a te pieniądze przeznaczyć na zwiększenie wynagrodzeń w tzw. budżetówce”.
Z kolei Włodzimierz Czarzasty wyrósł na wybitnego eksperta w sprawach walki z inflacją. –
Inflacja ma wiele czynników. Uważam, że w Polsce inflacja jest spowodowana w połowie przez czynniki zewnętrzne - wojna, ceny paliw; a druga połowa uważam, że jest winą rządu polskiego.
Lewica chce wejść w skład rządu, po to, by „ doprowadzić do tego, żeby Polska była tak zarządzana, żeby ludzie po prostu nie płacili takich cen” (w domyśle: Jak obecnie) – uzasadniał swą determinację udziału w rządzeniu Czarzasty.
Nie potrafię ukryć, że słuchając obydwu liderów Nowej Lewicy, naprawdę się wzruszyłem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/608216-nowa-lewica-doprowadza-mnie-do-wzruszen
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.