Przypominamy fragmenty tekstu, który ukazał się w tygodniku „Sieci” nr 38/2017.
Marek Pyza, Marcin Wikło
TAJEMNICE ANDRZEJA LEPPERA
Jak wyglądały ostatnie chwile byłego wicepremiera? Dlaczego przedwcześnie zakończył życie na sznurze od snopowiązałki w łazience biura partii? Na te pytania wciąż nie ma odpowiedzi, a śmierć Andrzeja Leppera pozostaje jedną z największych zagadek III RP. Oficjalna wersja mówi o samobójstwie. Nowe fakty dotyczące wschodnich podróży szefa Samoobrony brzmią sensacyjnie, ale dla prokuratury to za mało, aby wznowić śledztwo
Śledczy z Prokuratury Krajowej, z którymi rozmawialiśmy, mówią wprost: nie mamy podstaw do wznowienia postępowania. Akta sprawy przejrzano jeszcze raz, zajmowali się tym prokuratorzy z bogatym doświadczeniem w sprawach kryminalnych. Poza paroma niedociągnięciami, nie znaleźli błędów, które dziś dałoby się naprawić.
Wniosek o wznowienie śledztwa złożył w maju 2017 roku Sławomir Izdebski, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych, a kiedyś senator Samoobrony. Domaga się, aby sprawa powróciła jeśli nie przed prokuraturę, to przed sejmową komisję śledczą. Swój wniosek oparł na książce Wojciecha Sumlińskiego „Niebezpieczne związki Andrzeja Leppera”. Autor zawarł w niej sporo nowych informacji, które jawią się spektakularnie, ale – jak podkreślają nasi rozmówcy w prokuraturze – nijak nie stanowią materiału dowodowego o charakterze procesowym. Choć – słyszymy – jeśli śledztwo może w przyszłości zostać wznowione, to zapewne właśnie w związku z wątkiem wschodnim w życiorysie Leppera.
Party nad jeziorem
Ukraińskie jezioro Świtaź położone jest w sercu Szackiego Parku Narodowego. W prostej linii to niespełna 5 km od granicy z Polską, ale aby dojechać nad wodę, trzeba krążyć leśnymi duktami i dystans robi się prawie dwukrotnie dłuższy. Sam akwen ma bardzo nieregularną linię brzegową, co sprawia, że wokół jest mnóstwo zakątków, a w nich dyskretnie poukrywane eleganckie dacze. To miejsca, w których spotykają się biznesmeni, nie tylko ukraińscy, lecz również z pobliskiej Polski i Białorusi.
Zawsze tam były duże pieniądze, to tam na nieformalnych spotkaniach dopinano gigantyczne interesy. Nic dziwnego, że służby specjalne stawały na głowie, żeby mieć tam swoich ludzi. Z tymi ze Wschodu nigdy nie było wiadomo, dla kogo pracują. Bywało pewnie i tak, że agent ukraińskiej SBU mógł być na etacie w Mińsku, a może i w Moskwie
— opowiada nam doświadczony oficer kontrwywiadu.
W jednej, a może kilku z luksusowych willi miał bywać Andrzej Lepper oraz jego współpracownicy. Sumliński przytacza opowieść mjr. Tomasza Budzyńskiego, byłego szefa ABW w Lublinie.
Znający te realia oficer mówi wprost, że wszystkie wizyty polityka były kontrolowane przez służby. Wiadomo też, że nagrano go wielokrotnie podczas mniej formalnych wieczornych i nocnych spotkań, gdzie „miał oddawać się do woli uciechom życia”.
Czy ten materiał mógł posłużyć do szantażu? Czy miał wpływ na postawę Leppera jako polityka i biznesmena? Czy wreszcie ma to jakikolwiek związek z jego śmiercią? Tego na razie nie udało się rozwikłać.
Z kim spotykał się Andrzej Lepper na Ukrainie? Z informacji zawartych w książce wynika, że nie były to płotki.
Z byłym szefem Samoobrony miał się spotykać sam Aleksiej Miller, szef Gazpromu. To istotne w świetle kolejnej hipotezy, że były wicepremier wiosną 2011 r. miał otrzymać informacje (oraz nagrania audio) dowodzące skandali przy negocjacjach gazowych z 2009 i 2010 r., którym przewodniczył Waldemar Pawlak. To miała być wiedza tak porażająca, że może nawet niebezpieczna dla kogoś, kto nią dysponował. Jak ujawniliśmy niedawno na łamach „Sieci”, rozmowy z Rosjanami na temat kontraktu gazowego skrywają więcej tajemnic, niż się dotychczas wydawało, a zachowanie wysokich rangą polskich polityków ocierało się o zdradę narodowych interesów.
Major Tomasz Budzyński wielokrotnie zastrzega, że ma więcej wiedzy na ten temat, ale będzie mógł ją zdradzić tylko w prokuraturze. Został przesłuchany w lutym tego roku, ale z naszych informacji wynika, że jego zeznania nie wykroczyły poza informacje już zawarte w książce Sumlińskiego.
Błyskawiczna prokuratura
To nie było śledztwo idealne. Lepper zakończył życie w piątek 5 sierpnia 2011 r. w łazience znajdującej się w jego prywatnych pomieszczeniach w siedzibie partii przy Al. Jerozolimskich w centrum Warszawy. Już tego samego dnia media podawały przyjętą przez prokuraturę wersję o samobójstwie.
Zwłaszcza w przypadku byłego wicepremiera śledczy powinni zastosować wszelkie ekstraordynaryjne środki, aby sprawę wyjaśnić. Nie zrobili tego. Sekcję zwłok przeprowadzono dopiero w poniedziałek, co w naturalny sposób wywołało pytania o zaniedbanie śladów – trzy dni to wystarczający czas, aby zdążyły stać się niewykrywalne niektóre substancje, które mogły się znajdować w organizmie Leppera.
Prokuratura nie grzeszyła za to pośpiechem przy badaniach DNA. Badania pętli wisielczej zleciła Centralnemu Laboratorium Kryminalistycznemu Policji jeszcze w sierpniu, ale materiał porównawczy do badań (bez którego nie mogły się one rozpocząć) przekazała CLKP dopiero po kilku miesiącach i zainteresowaniu prasy.
Przesłuchano wszystkie osoby, które w ostatnich dniach przed śmiercią rozmawiały z szefem Samoobrony. Ich zeznania w niektórych kwestiach się rozmijały. W dodatku nie wyjaśniono, dlaczego ludzie, którzy znaleźli polityka wiszącego w siedzibie partii, nie zawiadomili policji natychmiast. Andrzej Borkowski, zięć Leppera, i jego współpracownik Mirosław Rudowski najpierw powiadomili polityka Samoobrony Janusza Maksymiuka, partyjnego prawnika Violettę Gut i współpracownika b. wicepremiera Mieczysława Meyera. Minęła godzina, zanim zatelefonowali na 112.
W łazience znaleziono siedem śladów traseologicznych (obuwia), których właścicieli nie udało się zidentyfikować. Ale to nie oznacza, że musiał je zostawić ktoś, kto ewentualnie był świadkiem ostatnich chwil polityka.
Na ciele Andrzeja Leppera nie znaleziono żadnych oznak „udziału osób trzecich” w ewentualnym przyczynieniu się do śmierci. Nie stwierdzono też śladów szamotaniny, walki w pomieszczeniach byłego ministra rolnictwa. Niezidentyfikowane odciski palców znaleziono tylko w miejscach niebudzących podejrzeń (opakowania po produktach spożywczych).
W pętli długów
Prokuratura przyjęła, że Lepper miał powody, by targnąć się na swoje życie. Mogło chodzić o długi, również syna oraz partii. Tomasz Lepper zalegał z ratami leasingu za sprzęt rolniczy – ponad 200 tys. zł. Maszyny przejął bank. Andrzej Lepper miał liczniejsze zobowiązania. Chodzi m.in. o niezapłacone faktury za paliwo oraz środki ochrony roślin na 40 tys. zł i pożyczkę z jednej firm pod zastaw domu na ponad 130 tys. zł.
Mirosław Rudowski, jeden z jego bliższych współpracowników, z własnych pieniędzy płacił za wymianę klocków hamulcowych i paliwo do auta, którym wożono przewodniczącego. Dwukrotnie pożyczał mu także pieniądze – w sumie blisko 6 tys. zł.
Samoobrona zalegała z czynszem za wynajem lokalu (35 tys. zł) oraz rachunkami telefonicznymi szefa. Tych kłopotów, ich skali nie znali nawet jego najbliżsi. Niektórzy współpracownicy zorientowali się, że coś jest bardzo nie tak, gdy z przegubu Leppera zniknął jego ulubiony złoty zegarek. Zastawił go u mężczyzny, którego nazwisko figuruje w aktach (nie został odnaleziony, bo takich osób jest w Polsce ok. 100) za 10 tys. zł. Nie wiadomo, na co wydał pieniądze. Żonie powiedział, że zepsuł mu się pasek. Córce – że zegarek skradziono.
Z drugiej strony, znajomi byłego wicepremiera mówią zgodnie, że okres niepowodzeń, który mógł doprowadzić go do załamania, miał już za sobą. Tuż przed śmiercią był raczej pełen pomysłów na polityczną przyszłość, planował też sprowadzanie drewna z Białorusi. Ten biznes miał pozwolić mu wyjść z długów.
Sprawa śmierci Andrzeja Leppera od lat wraca jak bumerang. Głównie dlatego, że nad śledztwem nie pochylono się z atencją, jakiej powinniśmy wymagać, gdy życie traci były wicepremier. Nawet jeśli polityczne salony nie były jego środowiskiem naturalnym, przez co często narażał się na drwiny opinii publicznej i konkurentów. Spośród śmiało stawianych przez niego tez, za co również był krytykowany, po latach część się potwierdzała. Przypomnijmy choćby „talibów w Klewkach”. Być może kiedyś dowiemy się, że na Wschodzie dotarł do informacji, które okażą się nie tylko spiskową teorią, lecz sednem wielkiej afery na szczytach władzy.
Marek Pyza, Marcin Wikło
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/607795-jak-wygladaly-ostatnie-chwile-bylego-wicepremiera