W obecnym Tygodniku „Sieci” przyglądamy się problemowi transseksualizmu, który przecież jako poważny problem medyczny naprawdę istnieje. Wstrząsająca relacja jednej seksuolog, która opowiada o dramacie mężczyzny (biologicznego), który w odrzucaniu swojego ciała brutalnie się okaleczył, nawet doświadczona doktor była zszokowana. Jak twierdzi ekpspertka, w Polsce maximum co osoba faktycznie transseksualna może dokonać za pomocą medycyny, to pozbyć się chirurgicznie swoich dotychczasowych narządów płciowych, zaś ci co chcą iść o krok dalej - zrobić sobie sztuczne narządy (substytuty) - trzeba wyjechać do innego kraju, np. do Niemiec (Anna Grodzka twierdziła, że tranzycji dokonała w Tajlandii). Nawet doświadczona seksulolog przyznaje, że medycyna może zaoferować jedynie imitacje nowych narządów - ale utrata starych jest absolutnie prawdziwa i nieodwracalna. To ta nieodwracalność budzi kontrowersje, skoro w niektórych krajach Zachodu dość lekko skierowuje się nieletnich na terapie hormonalne, mające być wstępem do tranzycji. Z niepokojem pisał o tym Douglass Murray w książce „Szaleństwo tłumów”. W Polsce jednak jest inaczej, lekarze nie są tak zgodni co do nowych trendów z Zachodu, a i instytucjonalnie nie mają możliwości zrobić tranzycji w swoim gabinecie. Na tej płaszczyźnie „transowanie dzieci” jest w Polsce nieobecne.
Tymczasem dyskusja o transseksualizmie wchodzi do popkultury, staje się tematem okładek kolorowych pism, celebryckich wystąpień i oczywiście seriali i filmów. Choć w Polsce nie skierowuje się z lekkością leczenia przeziębienia na poważne terapie hormonalne, to jednak w tym drugim mieszanie dzieciom w głowach dotyczy także polskiego społeczeństwa. Bez problemu w polskich szkołach średnich uczeń może ogłosić sobie, że czuje się dziewczyną i otoczenie przyjmie to z poprawnościową emfazą, a bywa, że przyklasną temu i nauczyciele. W przynajmniej dwóch łódzkich liceach znamy takie przypadki (nieopisane w mediach), gdzie grono pedagogiczne przyjęło nowe imię ucznia, które przecież nie jest usankcjonowane prawnie, ani medycznie. Pod presją są ci uczniowie, którym entuzjazm wobec takiej zmiany tożsamości się nie podoba. Na tym etapie nie warto może pisać o konkretnych przypadkach tych dzieci, bo medialny rozgłos nie jest potrzebny młodzieży z problemami, ale właśnie rzecz w tym, że wbrew porom w Polsce nie ma kontroli czy nawet monitorowania edukacyjnych wypaczeń w polskich szkołach.
Nowe trendy genderowe wlewają się do Polski setką dróg i standardowe instytucje państwowe oraz placówki edukacyjne tego nie powstrzymają (zwłaszcza że niektóre w swojej ignorancji te trendy wspierają). Prawdziwa zmiana musi wyjść od społecznej świadomości i troski rodziny, lokalnej wspólnoty i organizacji pozarządowych. Z ideologicznymi szaleństwami walczy się przecież całościowo, a nie poprzez urzędy i dekrety.
WIĘCEJ NA TEN TEMAT W TYGODNIKU SIECI:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/607593-transowanie-dzieci-w-polsce-dwie-plaszczyzny