”Gdyby sytuacja dotyczyła tylko i wyłącznie Polski, to być może trzeba byłoby szukać rozwiązania, żeby wyjść z m.in. ETS-u. Tak, jak powiedziałam, to jest bardzo trudne. Natomiast ta sytuacja dotyczy każdego kraju członkowskiego i to jest absolutnie jedyna możliwość, żeby z tego zielonego szaleństwa, które nie ma nic wspólnego z zielonością, czyli z troską o klimat i środowisko wyjść” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowana Anna Zalewska (PiS).
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Hiszpania i Portugalia poinformowały, że nie poprą żądań Komisji Europejskiej, aby zredukować zużycie gazu. Czy jest Pani tym zdziwiona?
Anna Zalewska: Nie. Myślę, że zdziwione są poszczególne rządy, że bez konkretnych danych, bez konkretnych wyliczeń po prostu powiedziano, że trzeba zredukować gaz do 15 proc., oczywiście mówiąc, że nie ma prawa to dotknąć gospodarstw domowych, instytucji użyteczności publicznych, jak szpitale, czy też szkoły. Z drugiej strony powiedziała, że właściwie nie ma na to pomysłu, oprócz oczywiście energii odnawialnej, która produkowana jest między innymi przy pomocy gazu, jak tylko wysłanie komunikatu REPOWER EU, czy też zbudowanie platform do monitorowana, w jaki sposób kraje członkowskie sobie z tym poradzą. To po pierwsze. Każdy kraj, analizując swoje możliwości, uczciwie mówi, że ten komunikat jest nieprawdziwy, nie są w stanie go zrealizować. Myślę, że dla większości groźnie brzmią na razie delikatne zapowiedzi o solidarności i o ogłoszeniu alarmu gazowego, że wtedy Komisja Europejska „będzie przekonywać” do tego, żeby inne kraje się podzieliły - w momencie, kiedy ten komunikat jest po jednoznacznych i bez ogródek wypowiadanych słowach niemieckich polityków, że to oni potrzebują tego gazu, że to oni są najbardziej uzależnieni, i że to oni chcą, żeby się z nimi podzielono.
Tyle tylko, że żeby się podzielić, nawet jeżeli załóżmy byłaby taka sytuacja, że dany kraj – nie mówię, że koniecznie Niemcy – chciałby, żeby się podzielić z nim tym gazem, na zasadach rynkowych, bo rozumiem, że takie zasady byłyby uczciwe – to niepotrzebna jest do tego ingerencja i pośrednictwo Komisji Europejskiej, więc o co tutaj tak naprawdę chodzi?
Myślę, że to jest próba nacisku, dlatego, że KE w specyficzny sposób traktuje solidarność. Dobrze by było, żeby sama pokazała, jak jest solidarna między innymi poprzez odblokowanie KPO dla Polski, czy też wsparcie krajów członkowskich, które przyjęły uchodźców uciekających przed wojną z Ukrainy. Tam jest zapowiedź posłużenia się ewentualnie rozporządzeniem, kiedy zostanie ogłoszony alarm gazowy, które to rozporządzenie będzie wprost do zastosowania, do wyegzekwowania. Na razie więc jest to zachęta, ale w tym komunikacie zapowiadają już takie oto działania: między innymi trzy państwa będą mogły się namówić i zgłosić takie właśnie zapotrzebowanie, że trzeba ogłosić alarm gazowy i w związku z tym żądamy od Komisji rozporządzenia, które znajdzie instrumenty i narzędzia do tego, żeby doprowadzić do takiego dzielenia się gazem. To jest naprawdę duży problem, może nie tylko niemiecki, ale również niemiecki. Oni przestawili gospodarkę na gaz i jest ona absolutnie przerażona, bo z jednej strony dostarcza ogromnych pieniędzy, wzmacnia niemieckie PKB, ale z drugiej strony to ona ma być tą, która ma ewentualnie redukować. Tam na przykład jest ogromny przemysł motoryzacyjny, właściwie produkujący na gaz.
Niemcy są znane z braku uczciwości jeśli chodzi o działania na scenie politycznej i tworzenie różnych, niekoniecznie rzeczywistych wersji rzeczywistości. Skoro wystarczy, żeby trzy kraje ogłosiły, że jest kryzys gazowy i zapotrzebowanie na gaz, czy ten mechanizm – jeżeli wszedłby w życie – nie byłby nadużywany na zasadzie: „to teraz ogłaszamy, że jest kryzys i domagamy się dostaw gazu kosztem innych”?
Oczywiście się tego obawiam, dlatego trudno się dziwić, że poszczególne kraje członkowskie, które analizują ten komunikat, mówią „Nie”. Tym bardziej, że zaczynamy uczestniczyć w absolutnej paranoi energetycznej. Nie może być tak, że wiemy, że na pewno zabraknie gazu w Unii Europejskiej i przyzwalamy na to. Może niech Niemcy zaczną od siebie, żeby likwidowane były elektrownie atomowe i z drugiej strony – i będę to bez końca powtarzać – łaskawie mówimy o tym, że przejściowo możemy zainwestować w węgiel. Nie da się przejściowo zainwestować w węgiel – to są wieloletnie inwestycje, a z drugiej strony nic nie robimy z ETS-em. Mówiąc brutalnie: „Pozwalamy wam na bankructwo”. Przecież oczekujemy od tych firm energetycznych, żeby ulżyły i żeby część ciężaru finansowego produkcji prądu wzięły na siebie.
Polska jest w takiej sytuacji, że leży na węglu, a z drugiej strony rząd desperacko szuka kolejnych kontraktów, żeby zapewnić dostawy węgla, dlatego że w tym momencie nie jest w stanie dokonać żadnych inwestycji w kopalnie ze względu na stanowisko KE. Komisja Europejska zachowuje się, jakby sektor energetyczny był placem zabaw dla dzieci. Najpierw wymusza się dekarbonizację, potem dopuszcza się tymczasowe zwiększenie wydobycia węgla, podczas gdy to są poważne inwestycje, które muszą się zwrócić. Czy naprawdę w KE zasiadają ludzie, którzy nie zdają sobie z tego sprawy, czy też jest to jakiś przejaw cynizmu i złej woli?
Cynizm i zła wola, dlatego że oni zwyczajnie nie chcą się przyznać do tego, że ich pomysł na energetykę, ich klimatyczne rozwiązania właśnie doprowadzają do ruiny systemy energetyczne w całej Unii Europejskiej, pomijając już wojnę. Przypominam, że kłopoty energetyczne zaczęły się w ostatnim kwartale ubiegłego roku, zanim wybuchła wojna w Ukrainie. Nawet w tym komunikacie, jeżeli ktoś uważnie czyta, mowa jest o tym, że w priorytecie ma być przede wszystkim energia odnawialna. Mogę tylko złośliwie skomentować to, co się dzieje w Niemczech. Przecież oni mają 30 tys. instalacji elektrowni wiatrowych. Dlaczego nie są bezpieczni? Dlaczego są tak uzależnieni od gazu i węgla? Dlatego, że to nie jest energetyka, która funkcjonuje sama. Musi być zawsze zapas do tego, żeby ją uruchomić i wesprzeć. Dla Komisji Europejskiej ważniejsza jest polityka, ważniejsze są wszystkie instrumenty, które wymyśliła na rzecz budowania Zielonego Ładu, dlatego, że jeżeli pani spojrzy na wieloletnie ramy finansowe, na KPO czyli na ten Fundusz Odbudowy, na wspólną politykę rolną, nawet na te wszystkie fundusze spójności, to one wszystkie są naznaczone „Zielonym Ładem”. Trzeba byłoby wszystko wywrócić do góry nogami. Komisja nie jest do tego zdolna. Dlatego naprawdę uważam, że nasz premier w tej chwili powinien nie robić nic innego, jak tylko być u szefów rządu i budować koalicję na temat absolutnie nowej, europejskiej polityki energetycznej, a na ten moment zawieszenia ETS-u co najmniej na dwa lata. Pojawiają się coraz głośniejsze prośby gospodarki, jak również na piśmie decyzji Komisji dla wszystkich krajów, które będą produkować energię z węgla na najbliższych kilkanaście lat, że mogą to zrobić, że podejmą takie decyzje inwestycyjne, że nikt ich nie ukaże i że będą mogli się rozwijać.
Proszę zobaczyć, że my jesteśmy nawet w takiej paranoi, że mówimy obywatelom: „Dobrze, pomagamy wam, szukamy węgla, musicie ten węgiel mieć”. Proszę sobie przypomnieć, ile miast ma podjęte uchwały sejmików – na pewno Kraków – że będzie karać swoich obywateli za to, że palą węglem. Możemy mnożyć przykłady tej paranoi. Jesteśmy w kryzysie, trzeba podejmować jednoznaczne decyzje, które muszą gwarantować bezpieczeństwo energetyczne obywateli.
A dlaczego w ogóle nie wypowiedzieć tego ETS-u?
To jest dyrektywa. Rzeczywiście bardzo trudno ją wypowiedzieć – musiała by być zgoda Rady Europejskiej i wtedy byłoby to najlepsze. Dyrektywa musi być implementowana. Znając Komisję Europejską tak nastawioną do rządów Zjednoczonej Prawicy, gwarantuję pani, że procedur przeciwko „złamaniu praworządności” byłoby tyle, że nie wiem, czy Komisja by to udźwignęła.
Cena węgla za tonę już w tej chwili jest praktycznie nie do udźwignięcia chociażby dla emerytów, którzy często nie mają tak wysokiej emerytury, jak wysoka jest cena tego węgla. Czy oprócz przyjmowanych przez rząd programów pomocowych, można podjąć jakieś działania, żeby tę cenę obniżyć? Rozumiem, że sprawę załatwiłyby pewnie zwiększenie wydobycia i inwestycje, ale na to potrzeba…
… sporo czasu.
Dokładnie tak, około półtora roku. A dwa, to jednak znowu trzeba byłoby negocjować z Unią Europejską, co też by się przeciągnęło. Czy w tej sytuacji nie należałoby „zabrać swoje zabawki” i nie grać w tę grę? Odnoszę bowiem wrażenie, że dajemy się wpędzać przez Komisję Europejską – a raczej przez Niemcy via KE – w ślepy zaułek, z którego za chwilę nie będziemy mieli wyjścia.
Gdyby sytuacja dotyczyła tylko i wyłącznie Polski, to być może trzeba byłoby szukać rozwiązania, żeby wyjść z m.in. ETS-u. Tak, jak powiedziałam, to jest bardzo trudne. Natomiast ta sytuacja dotyczy każdego kraju członkowskiego i to jest absolutnie jedyna możliwość, żeby z tego zielonego szaleństwa, które nie ma nic wspólnego z zielonością, czyli z troską o klimat i środowisko wyjść. To są już nie tylko zdenerwowani Niemcy. To są Włosi – proszę zobaczyć, po raz drugi premier składa dymisję, pierwszej nie przyjął prezydent. Tam nam się szykuje ogromny kryzys polityczny. To są Holendrzy. To są Austriacy. W związku z tym naprawdę w tej chwili najważniejsze, co jest przed Polską i polskim rządem, to prowadzenie negocjacji, by w najbliższych dniach doprowadzić do zawieszenia ETS-u i pozwolić na wieloletnie inwestycje węglowe.
Na ile w Pani ocenie są szanse, żeby to zrobić?
Teraz, w związku z kryzysem energetycznym, z obawą Europejczyków o ich przyszłość, o to, czy będą się chłodzić, czy będą się grzać, to jest jedyny możliwy czas, żeby to wszystko odwrócić właśnie w trosce o Europejczyków.
Sądzi Pani, że do zimy ta sprawa zostanie załatwiona?
Mam nadzieję, że tak, dlatego że rzeczywiście jeśli idzie o ceny energii, zima – w zależności od tego, jaka będzie – będzie trudna. Może być trudniejsza – bez ETS-u byłaby lżejsza, dawałaby instrumenty do tego, żeby obniżać ceny energii.
Do wyborów do europarlamentu zostało dwa lata. Czy przez te dwa lata uda się „przeciągnąć” sprawy energetyczne z możliwie małymi kosztami społecznymi? Obawiam się bowiem, że przez te dwa lata, za sprawą Komisji Europejskiej zabrniemy w sytuację, kiedy obywateli nie będzie stać na podstawowe rzeczy. Już w tej chwili są z tym trudności. Wprawdzie są już protesty obywateli, ale odnoszę wrażenie, że tak naprawdę nikt w Brukseli się tym nie przejmuje i program jest realizowany bez oglądania się na wolę obywateli.
Tak rzeczywiście jest. Dwa lata w takiej sytuacji, bo ona nie jest zamknięta. Analitycy mówią, że będzie trudniejsza, obywatele tego absolutnie nie wytrzymają. W UE nie przewiduje się przedterminowych wyborów, więc to będą jeszcze dwa lata, ale przecież Komisja Europejska jest tylko wykonawcza. Jest Rada Europejska. Na Radzie Europejskiej, na jej barkach, bez jakiegokolwiek usprawiedliwienia, są w tej chwili losy Unii Europejskiej. To jest realny pomysł, realna siła, by tam podejmować decyzje – odwrócić te relacje, które są budowane od bardzo wielu lat. Po prostu Rada Europejska musi przejąć odpowiedzialność za obywateli.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/607561-zalewskateraz-jest-jedyny-mozliwy-czas-na-wypowiedzenie-ets