„Generalnie UE zakiwała się sama z sobą. Nie mówię, że pójście w kierunku gospodarki bardzo zeroemisyjnej jest złe, ale na wszystko potrzebny jest czas. To, że stawiano z roku na rok coraz bardziej wygórowane oczekiwania w redukcji emisji CO2 spowodowało, że jednym z kierunków transformacji było skoncentrowanie się na gazie jako paliwie przejściowym. U nas też to zostało jakoś przyjęte, ponieważ np. w Dolnej Odrze budujemy dwa bloki po 700 MW na gaz. Technicznie można powiedzieć, że to kierunek niezły, natomiast wszystko wywróciło się, gdy teraz po ataku Rosji na Ukrainę jest też problem z zaopatrzeniem w gaz” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Stanisław Żuk, poseł Kukiz‘15, absolwent górnictwa na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, były dyrektor Kopalni Węgla Brunatnego Turów i były wiceprezes przedsiębiorstwa PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: W mediach pojawiają się informacje o tym, że Polsce grozi niedobór węgla, rząd walczy o jego jak największy import, tymczasem nasz kraj ma bardzo duże złoża tego surowca. Z czego zatem wynika ten problem?
Stanisław Żuk: Po pierwsze kierunek polityki klimatycznej UE, ale również polityki energetycznej Polski do 2040 roku, zakłada obniżanie poziomu wydobycia węgla w Polsce. Nikt się nie spodziewał tego, co się stało – mówię o konflikcie zbrojnym na Ukrainie – gdzie podjęliśmy jako pierwsi w UE decyzję o nałożeniu embarga na rosyjski węgiel. Czy to było rozsądne, że byliśmy tu prymusami? To temat do dyskusji, w mojej ocenie, jeżeli miałem taki sygnał, że stały całe składy wagonów z węglem rosyjskim na Białorusi, to trzeba było je wpuścić i nie wprowadzać tego embarga tak z dnia na dzień, bo w efekcie polskie kopalnie dzisiaj ewidentnie nie są w stanie pokryć polskiego zapotrzebowania na węgiel, czyli ponad 60 milionów ton, wydobywając 55 mln ton, jak się dobrze uda może 56 mln ton przy zwiększonym poziomie wydobycia w poszczególnych kopalniach. Nie ma dzisiaj absolutnie innej alternatywy jak import węgla z zagranicy.
Nie da się w szybkim tempie znacząco zwiększyć wydobycia węgla w Polsce?
Nie ma takiej opcji. Na pewno jednym z rozwiązań jest to, że mamy kopalnie Bełchatów i Turów, na całe szczęście nie zrealizowaliśmy politycznego wyroku pani sędzi TSUE i nie zatrzymano wydobycia w Turowie. Trzeba bezwzględnie iść w kierunku maksymalnego obciążania elektrowni węglem brunatnym, bo tam elektrownie mają ten węgiel pod nosem, a ograniczyć trochę zużycie węgla kamiennego w elektrowniach, by zostało go więcej dla odbiorców indywidualnych.
Mam jeszcze pytanie odnośnie importu zagranicznego węgla dla Polski – przecież nie miał miejsce tylko w ostatnim czasie, ale ma odbywa się już od wielu lat. Dlaczego tak się dzieje?
Po pierwsze dlatego, że wydobycie w Polsce spadało, w związku z tym ilość węgla proponowana przez obecnie funkcjonujące zakłady górnicze była niewystarczająca. Import mógł być realizowany z różnych rejonów świata, ale nie czarujmy się, że ten z Rosji był jednym z najtańszych.
A czy w tej sprawie nie chodzi też po prostu o to, że węgiel z zagranicy – między innymi z Rosji – był mimo wszystko tańszy niż ten pochodzący z rodzimych kopalni?
Oprócz cen widzę tutaj jeszcze inny ważny parametr – chodzi o jakość węgla, przede wszystkim o kaloryczność.
W całej sprawie pojawia się też kwestia dążenia UE do neutralności klimatycznej, zwalczania energetyki opartej na węglu, poprzez m.in. konieczność ponoszenia opłat za uprawnienia do emisji CO2 (ETS). Jak pan ocenia obecną politykę energetyczną UE?
Generalnie UE zakiwała się sama z sobą. Nie mówię, że pójście w kierunku gospodarki bardzo zeroemisyjnej jest złe, ale na wszystko potrzebny jest czas. To, że stawiano z roku na rok coraz bardziej wygórowane oczekiwania w redukcji emisji CO2 spowodowało, że jednym z kierunków transformacji było skoncentrowanie się na gazie jako paliwie przejściowym. U nas też to zostało jakoś przyjęte, ponieważ np. w Dolnej Odrze budujemy dwa bloki po 700 MW na gaz. Technicznie można powiedzieć, że to kierunek niezły, natomiast wszystko wywróciło się, gdy teraz po ataku Rosji na Ukrainę jest też problem z zaopatrzeniem w gaz.
Jak pan przewiduje, czy Polsce wystarczy węgla na tę zimę? Czy rząd może zrobić w tej sprawie coś więcej?
Mam dwoje sąsiadów, którzy opalają dom węglem. Oni węgiel na ten sezon już mają, nie czekali na rozwój sytuacji, tylko zakupili sobie go już wcześniej. Nie mam na ten temat żadnych statystyk, ale na pewno jest tak, że część gospodarstw domowych już jest zaopatrzona w węgiel na nowy sezon. Widzę w tej sprawie pewne zagrożenia, ale nie sądzę, żeby doszło do jakiejś masowej tragedii, że wielu ludzi zostanie bez możliwości opalania węglem.
Problemem jest też wysoka cena węgla. Czy popiera pan rządowy projekt dodatku węglowego 3 tys. zł na rodzinę?
Każda forma wsparcia jest jak najbardziej pożądana. Radykalne podejście naszego Ministerstwa Klimatu i Środowiska, że np. nie ma dofinansowania do zmiany zwykłego kopciucha na piec węglowy 5. klasy, bo tak chce Unia Europejska. Sytuacja będzie taka, że wielu osób nie będzie stać na wymianę pieca na kocioł bardziej efektywny, który też mniej spala, tylko będą dalej palić kopciuchami. Tutaj jest niezrozumienie tego, że są w Polsce miejscowości, gdzie nie ma gazu, nie ma sieci energetycznej, żeby zamontować pompę ciepła, zatem nie pozostaje nic innego, jak tzw. kopciuchy. Tak czy inaczej jestem optymistą i wierzę, że jakiejś tragicznej sytuacji nie będzie.
W niektórych publikacjach medialnych pojawiają się doniesienia, że w najbliższym sezonie grzewczym może dojść wręcz do blackoutu, w ogóle zabraknie energii. Czy bierze pan pod uwagę, że to może się stać?
Blackout to kompletne wyłączenie systemu elektroenergetycznego. Nie sądzę, że to się stanie. Wszyscy staną na wysokości zadania. Wiem, jakie jest poczucie odpowiedzialności wśród ludzi zarządzających w Polsce obszarem górnictwem energetycznym. Zrobią wszystko, by do takiej sytuacji jak blackout nigdy nie doszło.
Dopytam jeszcze o kwestię importu węgla do Polski. Czy poza jakością węgla nie jest trochę tak, że ten proceder ma miejsce również dlatego, iż jest on po prostu tańszy od polskiego?
W zależności od zakładu górniczego, jeden ma węgiel na 800 metrach, drugi na 1,2 km. To oczywiście podraża koszty. Nie możemy konkurować np. z węglem w Indonezji, gdzie w buszu odkrywa się czysty węgiel kamienny i wydobywa go odkrywkowo. W Chinach też jest takie złoże, które oglądałem osobiście. Tu zatem są nieporównywalne koszty w zakresie wydobycia.
I czy może być tak, że polskim spółkom energetycznym bardziej opłaca się ten węgiel sprowadzić do Polski, mimo konieczności doliczenia kosztów transportu, niż pozyskiwać go z polskich kopalń?
Poza jednostkowym kosztem wydobycia w danym zakładzie górniczym, trzeba doliczyć koszty transportu. Miernikiem wysokości ceny jest cena w porcie w Rotterdamie. To podstawowy wskaźnik co do rzeczywistej ceny węgla. W tej chwili ta cena to ok. 350 dolarów za tonę. Natomiast polskie elektrownie mają w miarę niską cenę węgla, ponieważ wynegocjowały z Polską Grupą Górniczą umowę na lata i dzisiaj na tym trochę zyskują, to też trzeba uczciwie powiedzieć. Na pewno to nie jest 350 dolarów za tonę.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/607368-nasz-wywiad-zuk-nie-ma-alternatywy-wobec-importu-wegla