Przyjmując jedynie trzy, dość oczywiste, założenia dochodzimy do wniosku, że gdyby dziś Donald Tusk był premierem, wolnej Ukrainy by już po prostu nie było.
Oto te założenia:
1.Spośród czynników, które umożliwiają Ukrainę skuteczną obronę jednym z niezbędnych jest pełne i proukraińskie zaangażowanie państwa polskiego. 2.Donald Tusk pozostaje w głównym nurcie unijnej polityki, której najwyższym wyrazem jest postępowanie Republiki Federalnej Niemiec 3.W interesie Niemiec leży szybkie zakończenie wojny poprzez kapitulację Ukrainy i powrót do interesów z Rosją.
Polska jako kluczowe wsparcie
Pierwszy argument nie jest mesjanistyczny, lecz jest odbiciem geopolitycznej prozy życia. Do Ukrainy wsparcie - także zbrojne - może płynąć tylko i wyłącznie przez Polskę. Kijów został de facto odcięty od morza, które zresztą pozostaje niebezpieczne dla innych transportów, także neutralnych. Od północy, wschodu i południa Ukraina jest otoczona przez siły rosyjskie lub siły im sprzyjające (Białoruś). Wsparcie nie mogłoby iść przez Rumunię, z powodów geograficznych i infrastrukturalnych. Nie mogłoby iść przez Budziak, od południa, gdyż droga wiodąca do Odessy prowadzi przez terytorium Mołdawii, szachowanej rosyjskim separatyzmem Naddniestrza i polityką kiszyniowskich socjalistów. Północna granica Rumunii jest nadzwyczaj uboga w drogi, a fatalny stan infrastruktury w rumuńskiej części Mołdawii jest w tym kraju wręcz przysłowiowy. Rumunię i Ukrainę łączą z tej strony jedynie dwie, słabej jakości drogi, idące - w porównaniu z trasą Przemyśl-Lwów-Kijów dookoła, drogi, które po prostu nie udźwignęłyby transportu wojskowego na wschód. Dodatkowo krajem rządzi Partia Narodowa-Liberalna, która jest właśnie naddunajskim wariantem Platformy Obywatelskiej. Skutki tego widać do dziś - pomoc wojskowa Rumunii dla Ukrainy jest dalece mniejsza niż polska.
Polska wspiera Ukrainę nie tylko poprzez bezpośrednie zaangażowanie i przekazywanie środków oraz uzbrojenia, ale też - co być moż jest jeszcze ważniesze - jako „dysponent strategicznego obszaru”. Polska jest jak kaniula, rurka łącząca organizm z respiratorem, którą wolny świat może dostarczać walczącej Ukrainie tlen. Wystarczy ją nadepnąć, lekko zagiąć i katastrofa gotowa.
Tusk oglądający się na decyzje Berlina
Drugie założenie wydaje się oczywiste, a polska prawica o pokrywaniu się polityki Niemiec i UE z postulatami Donalda Tuska mówi i pisze od lat, jeśli już nie dekad. Jeśli jednak kogoś nie przekonują argumenty o wspólnej przynależności do EPP jako ekspozytury interesów Berlina, bliskie związki z Merkel, którymi Tusk się chwalił w swoich „dziennikach” albo dwukrotny wybór na szefa Rady Europejskiej, to można oddać głos samemu Tuskowi, który wielokrotnie identyfikował się jako część unijnego mainstreamu.
Np. 13 maja 2015 roku podczas uroczystości wręczania nagród im. Karola Wielkiego w Aachen przewodniczący Tusk apelował do liderów głównego nurtu o pracę nad tym, by utrzymać status quo w Unii Europejskiej. Przestrzegał swoich kolegów - oficjeli wyższego szczebla - że aby zachować władzę trzeba o ten status quo zadbać licznymi zmianami. Sam określił grupę trzymającą władzę - w tym siebie - „mainstreamem”, „głównym nurtem”..
Słowem: Tusk podejmuje decyzje w ramach nakreślonych przez unijną większość, która - widzimy to dzisiaj - nie ma woli obrony Ukrainy. Gdyby Polska też takiej woli nie miała, skończyłoby się to szybkim zwycięstwem Rosji - po prostu.
Obóz konserwatywny w Polsce nazywa tę wizję uległością wobec Berlina, ale zdejmując z tej refleksji ocenę, można by powiedzieć, że jest to polityka zgodności z najsilniejszymi graczami wspólnoty. Nic bardziej oczywistego.
Antyukraiński interes Niemiec
Wykazanie że Berlin - lider unijnego mainstreamu - jest zainteresowany szybkim zakończeniem wojny kosztem Ukrainy i powrotem do interesów z Rosją nie jest trudne, aż dziw, że wobec kogokolwiek musiałoby być konieczne. Bo przecież ambasador Ukrainy w Niemczech usłyszał, że pomoc znad Szprewy nie przyjdzie, bo upadek obrońców jest bliski, Sholz przynajmniej dwukrotnie skłamał na temat możliwości dostarczenia Ukrainie uzbrojenia, Gerhard Shroeder, polityczny nauczyciel kanclerza, mówi, że wkrótce Niemcy powróca do handlowania z Kremlem, a szef rządu RFN odmawia skomentowania tego zagadnienia. Niemcy ostatnio przekonały Kanadę do złamania sankcji nałożonych na Rosję, aby przeprowadzić konserwację pierwszej nitki Gazociągu Północnego, a dwie dekady współpracy wokół projektu Nord Stream, nawet przy łamaniu amerykańskich sankcji, to dowód aż nazbyt dobitny tej niemiecko-rosyjskiej kolaboracji.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Prof. Bogdan Musiał: Scholz kłamie w sprawie Ukrainy!
Polska na froncie rosyjskim
Upadek wolnej Ukrainy oznaczałby dla Polski katastrofę, jakiej nikt do tej pory nie nakreślił. Wspólna granica z miernym reżimem Łukaszenki jest już powodem do zmartwień i dodatkowych nakładów na bezpieczeństwo, zaś putinowski wasal w Kijowie, o wiele potężniejszym i ważniejszym od Mińska, zmieniłby geopolitykę regionu. Przede wszystkim Polska musiałaby stać się twierdzą na miarę Izraela, choć Rosja ze swoimi przybudówkami jest o wiele groźniejsza, silniejsza i bardziej bezwzględna niż państwa arabskie na Bliskim Wschodzie. Powszechny pobór do wojska, przeszkolenie wszystkich mężczyzn w zakresie obronności, dodatkowe inwestycje w obronność i uszczelnianie granicy, byłyby odczuwalne na każdym kroku. Jeśli Niemcy certyfikowaliby Nord Stream 2 wpływ Kremla na Unię Europejską byłby jeszcze większy - pozostalibyśmy osamotnioną wyspą NATO w morzu okołomoskiewskich zagrożeń. Polska - jest następnym po Ukrainie celem Kremla, jest głównym ideologicznym wrogiem Moskwy. Nasze bezpieczeństwo byłoby w najwyższym stopniu zagrożone, a NATO otrzymałoby pakiet kluczowych zagadnień do omówienia - czy stanęłoby na wysokości zadania broniąc państw bałtyckich i Polski?
Połączenie trzech kropeczek
Jeśli więc te trzy założenia uznamy za prawdziwe, to elementarz logiki z pierwszych stron „Analityk” Arystotelesa pozwoli nam wysnuć ten prosty, choć dość przerażający wniosek: rządy Donalda Tuska w Polsce, w czasie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, zakończyłyby się katastrofą dla naszego wschodniego sąsiada.
Kto postawił na Niemcy i Unię Europejską w zakresie bezpieczeństwa (energetycznego, politycznego itd.) - przegrał, kto budował relacje transatlantyckie nawet wbrew Angeli Merkel - pozostaje w grze na wielkiej szachownicy.
Pod pozorem bezpieczeństwa Polski, pod pozorem niemieszania się w sprawy Ukrainy czy pod jakimkolwiek innym pozorem, wystarczyłoby uniemożliwić lub utrudnić transfer pomocy dla Ukrainy, aby już w pierwszych tygodniach wojny Putin osiągnął swoje cele.
Chyba że ktoś uważa, że premier Tusk postawiłby się Berlinowi i Unii Europejskiej?
ZOBACZ TAKŻE JAK KOBIETY Z BRONIĄ W RĘKU IDĄ BRONIĆ UKRAINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/607352-gdyby-tusk-rzadzil-w-polsce-dzis-juz-ukrainy-by-nie-bylo
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.