Można odnieść wrażenie, że żyjemy w świecie tak absurdalnym i sprzeczności pełnym, że schizofrenicznym. Ja nie mam wrażenia, tylko pewność, że tak jest i tym wszystkim zarządzają ludzie o nienormatywnej orientacji intelektualnej, zbiorowa paneuropejska, czy też globalna Sylwia Spurek. Panią europoseł próbującą narzucić swą orientację kulinarną, traktuję jako symbol, ucieleśnienie kreatorów nowego wspaniałego świata. Spurek bywa wykpiwana, ale to ona rządzi, wygrywa i przepycha groteskowe i niebezpieczne pomysły.
Wiele wskazuje na to, że wizje władców nie prowadzą do ocalenia ludzkości, ale do przejęcia kontroli nad populacjami. Wiadomo, że to teoria spiskowa, ale jak mawiają Amerykanie: to, że masz paranoję, to nie znaczy, że nikt cię nie śledzi. Jeśli tych, którzy wierzą w konspirację elit uznać za pomyleńców, to gdzie na skali szaleństwa są ci, którzy mniemają, że na przestrzeni 80 lat wyregulują średnią temperaturę na Ziemi z dokładnością do 1,5 stopnia, zaplanują ją na rok 2100. Nie potrzeba studiów z zoologii, by rozpoznać barana, podobnie stopni naukowych, tajemnej wiedzy by oceniać elektromobilność, czy fit for 55. Ci, którzy wariactwo projektują też wiedzy nie posiedli. Oni udają i dają pokaz arogancji twierdząc, że wiedzą, iż w 2037 roku samochody będą się ładowały tyle czasu ile dziś trwa tankowanie, bo przecież nie powstaną miliony stacji na parkingach pod blokowiskami Europy. Wiedzą jakie niedługo będą odkrycia, bo musieli oszacować pojemność i żywotność akumulatorów dla samochodów elektrycznych. Znają też ich ceny w roku 2035, bo przecież one mają zastąpić te spalinowe, więc muszą być równie dostępne. A może mają być nieosiągalne i ludzkość ma siedzieć w domu przed ekranem, a nie włóczyć po plażach czy górach i jaśnie państwu przeszkadzać? Czytaliśmy o tym co działo się gdy hołota od 500+ nad Bałtyk zjechała. To było nie do zniesienia co niejedna pani z telewizora i gazety zaświadczyć może.
Frans Timmermans, który wariactwa firmuje wie jak będą pracować kopalnie kobaltu niezbędnego do produkcji akumulatorów, albo gdzie są jeszcze nieodkryte złoża. W 2014 roku UNICEF szacował, że w Demokratycznej Republice Konga, skąd pochodzi 60 procent wydobywanego na świecie kobaltu, 40 tysięcy dzieci przekopuje miliony ton rudy za 2 dolary dzienne, by ów metal wydłubać. Od tego czasu wydobycie wzrosło 2 razy. Samochodów elektrycznych jest dziś na całym świecie ledwie 12 mln, zaś po 300 mln spalinowych jest tylko w samej Unii. Timmermans na pewno policzył ile kongijskich dzieci potrzeba do przekopywania miliardów ton rudy dla 300 mln nowych eko samochodów, które w rozsądnym czasie zastąpią spalinowce. A jak nie wie, to spyta Didiera Reyndersa komisarza od sprawiedliwości, bo oni w tej Belgii to mają jakieś własne opracowania o wykorzystywaniu niewolniczej pracy w Kongo.
Wśród 12 milionów elektryków nie ma praktyczniej ani jednej ciężarówki. Chodzi o taką, która transportuje towary i może przewieźć np. śrutę rzepakową z Ukrainy do Niemiec na pyszne wegańskie wursty, a nie taką, co turla się po mieście, służy do opróżniania śmietników i całą noc się w garażu ładuje. Są prototypy, które od biedy nadają się do wożenia powietrza. Zbudowana na bazie ciągnika Volvo ciężarówka pobiła rekord zasięgu, bo na jednym ładowaniu pokonała 1099 km. Jechała pusta, średnio 50 km/h, po pozbawionym przeszkód, płaskim jak umysł przewodniczącej von der Leyen torze.
Z założenia elektryki mogą przewieźć mniej bo są znacznie cięższe od ciężarówek tradycyjnych, więc potrzeba ich będzie więcej, a więc wszystkiego co się na nie składa. I dużo więcej większych parkingów przy autostradach. Choć od pomysłu do przemysłu droga długa i w 2022 roku nikt nie ma pojęcia jak zbudować sprawną elektryczną ciężarówkę, to zaplanowano, że w 2035 będą one śmigały po Europie.
Jedna sprawa to diagnoza, że ludzkość z powodu trybu życia choruje na globalne ocieplenie, a druga to metody leczenia – np. ektromobiloność, albo fit for 55. Norweski fizyk, laureat Nagrody Nobla Ivar Giaever, mówi że jest tak stary, że nie boi się siewców opowiadań o globalnym ociepleniu i twierdzi, że to lipa. W czasie jednego z wykładów wykazywał, że spalenie jednej zapałki ma większy wpływ na powietrze w wielkiej auli z setkami jego słuchaczy, niż spaliny wyemitowane w ciągu trzech lat przez wszystkie samochody świata na atmosferę ziemską. Czy tak jest? Unia wyemitowała w 2019 roku, a więc przed pandemią, gdy wszystko się kręciło 5,5 mld ton gazów cieplarnianych przeliczanych na ekwiwalent CO2, z czego samochody 980 mln ton. Atmosfera Ziemi to 5 biliardów ton - 5 z 15 zerami. Owe 980 mln ton to dwie stutysięczne procenta – 0,000019% ziemskiej atmosfery aplikowane nie naraz jak trucizna, tylko w ciągu całego roku od Finlandii po Wyspy Kanaryjskie i Cypru po Irlandię. Nie wiem czy 980 mln ton to wiele mniej niż zapałka Giaevera, ale wątpię by dla 0,000019 % składu powietrza warto paraliżować Europę. Żeby nie wiem jak dzieci w Kongo się starały, jak je popędzano, to nie ukopią Timmermansowi dość wolframu, a Musk nie wyprodukuje dość samochodów, zwłaszcza że właśnie jedną z fabryk w Niemczech zamknął. Żaden elektryczny zbiorkom nie będzie wozić mieszkańców Przechlewka do Przechlewa, by w śniegu z tobołami zakupów taszczyli się kilometrami od przystanku do swego domu na skraju wsi. To brednie tzw aktywistów miejskich w studiach telewizyjnych się lęgnących.
Czy władcy Europy wiedzą co czynią? Komisarz ds rolnictwa Janusz Wojciechowski twierdzi że protesty w Holandii to lokalna sprawa, bo tam za dużo świń i krów na hektar przypada. Tymczasem organizacje rolników mówią, że to co robi rząd, to próba przejęcia farm pod zabudowę, i program pilotażowy, część globalnej agendy. Podobnie w Nowej Zelandii, gdzie opodatkowane mają być pierdy krów i owiec, bo to metan. Trzeba więc zredukować stada. Z tego punktu widzenia bardzo ekologiczni byli Amerykanie, którzy w XIX wieku wyrżnęli 100 milionów bizonów.
Zaprowadzający nowe porządki władcy świata mają swych pożytecznych idiotów wierzących w każdą opowieść o globalnym ociepleniu. By ich uwieść taśmowo produkowane są ekspertyzy i przepowiednie o zagładzie. Lata mijają i okazują się one bzdurami jak ta CIA z 1975 roku o globalnym ochłodzeniu, czy bajania Noela Browna szefa programu środowiskowego ONZ, który w 1989 roku miał wizje, że lody stopnieją, morza się podniosą i w 2009 roku nie będzie Malediwów, Bangladeszu i Delty Nilu. W 2003 roku spece z amerykańskiego Departamentu Obrony z szefem Schwarzem na czele ujrzeli jak Atlantyk w 2007 roku przelewa się przez tamy Holandii i całkowicie ją zatapia. Może szkoda, że okazało się to majaczeniem, bo mielibyśmy z głowy problem holenderskich krów. Tak, czy owak pożyteczni idioci wierzą, ale już władcy świata niekoniecznie. W ocieplenie i wód podniesienie nie wierzy np. Barack Hussein Obama. Były prezydent za 15 mln dolarów nabył w 2019 roku ogromną posiadłość na wyspie Martha’s Vineyard z rezydencją i prywatną plażą. Rok temu, w środku pandemii, gdy pospólstwo musiało się maskować i nie mogło się spotykać, urządził urodzinową tygodniówkę, na którą prywatnymi samolotami zleciało się 700 gości. Ale my nie o tym, tylko o tym, że Jego Klimatyczna Oświeconość Obama wydał kilkanaście mln dolarów i nijak się nie boi, że mu się Atlantyk przez próg do salonu wleje i ogień w kominku zgasi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/607272-nowy-zielony-schizofreniczny-lad