Im większy kryzys, tym bardziej nerwowo. Zwłaszcza, że Niemcy nie zamierzają brać na siebie skutków rosyjskiej agresji i oskarżają władze o obniżenie poziomu życia. Z sondaży wynika, że bardziej martwią się rosnącą inflacją niż wojną na Ukrainie. Olaf Scholz nie ma dobrych notowań. Pewnie dlatego postanowił na nowo nakreślić wizję UE. Pod przywództwem Berlina mamy „przezwyciężyć narodowe egoizmy”. Brzmi znajomo…
Niemiecki kanclerz opublikował na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” tekst, w którym analizuje bieżącą sytuację Niemiec. Widać, że wprawdzie dopuścił do siebie refleksję dotyczącą daleko idącego uwikłania gospodarczego z Rosją, jednak wnioski, do jakich dochodzi, szokują. Zdaniem Scholza Unia Europejska powinna stać się „unią geopolityczną”, ciałem skonsolidowanym, zintegrowanym tak dalece, by przezwyciężyć „narodowe egoizmy”.
Dla mnie oznacza to: Nigdy więcej samolubnych blokad decyzji europejskich przez poszczególne państwa członkowskie. Koniec z narodowym unilateralizmem, który szkodzi Europie jako całości. Po prostu nie stać nas już na krajowe weta, na przykład w polityce zagranicznej, jeśli chcemy nadal być słyszani w świecie rywalizujących mocarstw
– pisze kanclerz Niemiec, dodając że Berlin jest gotów stanąć na czele UE.
Na czym miałoby polegać „przezwyciężenie narodowych egoizmów”? Na rezygnacji z zasady jednomyślności i podejmowania decyzji w oparciu o mechanizm większościowy. Co to oznacza? Odgórną kasację suwerenności. Kto jak kto, ale Niemcy powinny być w takich propozycjach szczególnie ostrożne. Pamięć historyczna wciąż jest żywa…
Pierwsze jaskółki tego „przywództwa” już mamy. Pojawiły się pomysły, by Polska dzieliła się swoim gazem z Niemcami, które nie potrafiły zabezpieczyć własnych magazynów, mimo że wykorzystują ponad cztery razy więcej gazu niż my. Biorąc pod uwagę rosnącą inflację oraz szereg innych problemów wynikających z kryzysu popandemicznego, niemiecka gospodarka ucierpi jeszcze bardziej. Nastroje społeczne gęstnieją, gdyż – jak pokazują badania – Niemcy nie są zainteresowani utratą dobrobytu. Według opublikowanego wczoraj sondażu firmy McKinsey, ok. 48 proc. Niemców stwierdziło, że ich największym zmartwieniem w tej chwili jest inflacja. Strach przed wojną na Ukrainie wskazało zaledwie 24 proc. ankietowanych. Jeśli więc sytuacja gospodarcza będzie się pogarszać, należy spodziewać się protestów. Biorąc natomiast pod uwagę słabość Scholza i jego dotychczasowe, opieszałe działania na rzecz Ukrainy, można przewidzieć, jakie będą kolejne kroki. Już teraz widać nerwowe wyczekiwanie na zakończenie wojny i powrót do strategii „business as usual”. Szantaż gazowy Putina odnosi zresztą pierwsze skutki. Tylko czekać aż zacznie stawiać warunki, na które Niemcy i wraz z nimi Francja, będą gotowe zgodzić się bez względu na konsekwencje.
Nie dziwi więc ten przyspieszony pęd do wdrożenia nowych zasad kierowania Unią. Póki co, mamy do czynienia ze sterowaniem manualnym i wykorzystywaniem unijnych instytucji w procesie podporządkowywania krajów narodowych decyzjom Niemiec. Działają one jednak mocno na wyrost i przekraczają własne kompetencje. Unia ma oczywiście narzędzia dyscyplinujące i doskonale wie, jak używać je do finansowego szantażu, zwłaszcza gdy chodzi o Polskę. Nie dalej jak wczoraj, unijny komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders opowiedział się przeciwko szybkiemu przekazaniu Polsce pieniędzy z Funduszu Odbudowy, zarzucając nam brak praworządności. „Jak mamy domagać się reform od Ukrainy, skoro teraz dajemy Polsce rodzaj rabatu wojennego?”- stwierdził.
Co ich tak uwiera? Polska zbyt mocno wybija się na przywództwo w regionie, budując sojusze mogące stanowić konkurencję dla egoistycznych interesów zorientowanych wokół Niemiec. Z uporem walczy też o własną suwerenność i nieustępliwie działa na rzecz wspierania Ukrainy, wymuszając na Unii zwiększanie sankcji nakładanych na Rosję. To z kolei uderza w same Niemcy. Pojawia się więc coraz większa determinacja w przeformułowaniu koncepcji UE. Scholzowi marzy się berlińska hegemonia, którą znamy zbyt dobrze, by przyjmować te mętne koncepcje z obojętnością. Skoro więc atak na Polskę staje się coraz bardziej agresywny, skoro jesteśmy tak brutalnie szantażowani finansowo, a Niemcy zapomniały już jaki jest mit założycielski UE, najwyższa pora wrócić do historii i przywołać skutki niemieckich zapędów mocarstwowych. Może zamiast rozmawiać o należnych Polsce reparacjach, czas zacząć się o nie ubiegać?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/607253-niemcy-beda-nas-oduczac-narodowego-egoizmu-brzmi-znajomo