Na początku mogło się wydawać, że ogarniętemu szałem wiecowym, często tracącemu panowanie nad sobą Donaldowi Tuskowi, atak na Narodowy Bank Polski po prostu się przydarzył. Ten rzekomy „demokrata” obraża przecież i obrzuca najgorszymi zarzutami wszystkich, którzy stoją na scenie publicznej nie na jego pozycjach - czy wtedy, gdy on szedł z Putinem a co mądrzejsi rozumieli do czego to doprowadzi, czy też wtedy gdy proponował oparcie bezpieczeństwa Polski na Berlinie (przykład zdradzonej Ukrainy pokazał, jak to było niebezpieczne). Tusk mylił się (albo świadomie grał na klęskę Polski) we wszystkich najważniejszych sprawach i dzisiaj poza krzykiem i używaniem medialnej przewagi, przemocy, niewiele już mu pozostało.
Jednak brutalność napaści na NBP, powielanie kłamliwych zarzutów wobec prezesa NBP, działania mające cechy gróźb i zastraszania, próba naszczucia Polaków na instytucję, która wielokrotnie nas w ostatnich latach ratowała przed problemami przychodzącymi z zewnątrz, wreszcie skorelowanie tego wszystkiego z zewnętrzną presją na przyjęcie waluty euro, wydają się wskazywać, że to szerszy plan.
Polecenie ataku na NBP w chwili wojennej, w momencie gardłowym dla wolnego świata, musiało przyjść z zewnątrz. Jest to bowiem precyzyjnie mierzone uderzenie w instytucję kluczową dla suwerenności gospodarczej Polski, ekonomicznego powodzenia Polaków, walki z putinflacją.
Widać wyraźny pośpiech wykonania: kłamstwo na temat rzekomych ekspertyz prezydenta (nie istnieją), lipne rzekome własne ekspertyzy, groźby użycia bojówki jako najważniejszy argument.
Konsekwencje powodzenia tuskowego ataku byłyby oczywiste: wyrwanie jednej z kilku kluczowych kotwic, które w tym sztormowym czasie szalejącej na świecie inflacji, wojny tuż za granicami Polski, przerwanych łańcuchów dostaw, pandemii wciąż groźnej, trzymają nas na powierzchni. Owszem, mamy bolesną inflację, ale w całym pasie państw przyfrontowych jest duża, a u nas nie największa. Ale nie mamy wzrostu bezrobocia, utrzymany został wzrost gospodarczy. Mamy bank centralny, który podjął zdecydowaną walkę z inflacją ale widzi też kontekst społeczny. Jakie szatany mogą podpowiadać atak na NBP właśnie teraz? Komu zależy na destabilizacji tej instytucji i w ślad za tym polskiej gospodarki?
W mojej ocenie odpowiedzi musimy szukać w wypowiedziach niemieckich polityków, którzy w Parlamencie Europejskim wielokrotnie sugerowali konieczność „zagłodzenia Polski”. Fałszywa gra w kamienie milowe i bezprawne blokowanie należnych nam funduszy z KPO jest jedną częścią tego medalu. Drugą wydaje się właśnie próba rozchybotania sytuacji wewnętrznej, nie tylko politycznej, przez przysłanego tu Donalda Tuska. Brak pieniędzy z KPO ma nas osłabiać w oczach rynków finansowych z jednej strony, atak na NBP od wewnątrz ma czynniki negatywne potęgować.
Efektem ma być jeszcze większa inflacja, skokowy wzrost bezrobocia, brak pieniędzy na niezbędne zakupy zbrojeniowe.
O podobnym scenariuszu marzą także na Kremlu. W ten sposób Donald Tusk spełnia jednocześnie cele dwóch zaprzyjaźnionych mocarstw, splecionych ze sobą nitką gazowych zależności, silniejszych nawet od szoku wywołanego zbrodniami rosyjskimi na Ukrainie.
Wiele wskazuje, że to właśnie te stolice opłaciłyby owych „silnych panów”, którzy mieliby po ewentualnym przejęciu władzy przez PO „wyprowadzić prezesa NBP”.
Plan podziału wpływów w Europie, wyzyskania demograficznego, gospodarczego i politycznego obszarów pomiędzy nimi, nie został przecież zablokowany. Na chwilę mniej się o tym publicznie mówi. Polecenia działania na jego rzecz słane są jednak nadal. A jak to ujął prezes Jarosław Kaczyński, „pan każe, sługa musi”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/606938-polecenie-ataku-na-nbp-musialo-przyjsc-z-zewnatrz