„Intencją brukselskich elit jest kolonialny status Polski – jako państwa, które jest rynkiem zbytu dla bogatych państw UE i źródłem taniej siły roboczej. Unia najchętniej widziałaby Polaków w roli zbieraczy szparagów, a Polskę – jako uzależnionego od niej odbiorcy łaskawie przyznawanych unijnych funduszy” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Komisja Europejska opublikowała raport nt. praworządności w Unii Europejskiej. Polska po raz kolejny stała się obiektem zmasowanego ataku i pojawiło się wiele zarzutów wobec naszego kraju. Jak Pan Minister ocenia to sprawozdanie?
Minister Marcin Warchoł: Jako wyjątkowo bezczelne, a jednocześnie bardzo groźne – nie tylko dla Polski, lecz dla wszystkich krajów członkowskich. Unia niebezpiecznie przesuwa granice swoich bezprawnych żądań. Żadne ze sformułowanych przez nią tzw. zaleceń, będących w istocie formą szantażu, nie leży w kompetencjach UE. Komisja Europejska narzuca nam ideologię LGBT, krytykuje obronę polskich granic i prawo oświatowe. Ma czelność zarzucać nam, że nie wystarczająco pomogliśmy uchodźcom z Ukrainy, podczas gdy Polska i sami Polacy jak nikt inny na świecie angażuje się we wsparcie dla nich. Jako Solidarna Polska już w grudniu 2021 roku, gdy trwały uzgodnienia w sprawie funduszu odbudowy, ostrzegaliśmy przed konsekwencjami ustępstw wobec UE i podkładaniem w nią zbyt wielkiej ufności. Czas pokazał – co mówię bez satysfakcji – że mieliśmy rację. Droga ustępstw to droga donikąd.
W jednej z rekomendacji Komisji Europejskiej wobec Polski zawarto sugestię, by „oddzielić funkcję ministra sprawiedliwości od funkcji prokuratora generalnego i zapewnić funkcjonalną niezależność prokuratury od rządu”. Jak Pan Minister to ocenia?
Połączenie urzędu ministra sprawiedliwości z funkcją Prokuratora Generalnego to powrót do rozwiązania, które funkcjonowało w latach 1990-2010. Wprowadzono je po upadku systemu komunistycznego w efekcie postulatów, które opozycja demokratyczna zgłaszała jeszcze podczas obrad Okrągłego Stołu. Była to jedna z pierwszych reform ustrojowych wolnej Polski. Towarzyszyło jej zniesienie 31 marca 1990 roku ówczesnej Prokuratury Generalnej. W PRL była odrębność urzędu Prokuratora Generalnego od ministra sprawiedliwości. Było to rozwiązanie czysto fasadowe. Komunistyczne państwo sprawowało nad prokuraturą pełną kontrolę, ale przy jej formalnej odrębności uwalniało się od odpowiedzialności za ręczne sterowanie. Komisja Europejska domaga się przywrócenia właśnie tego stanu.
W jaki sposób tłumaczono wtedy konieczność połączenia tych funkcji?
Potrzebą wprowadzenia demokratycznej kontroli nad jedną z najważniejszych instytucji w państwie. Dzięki temu udało się dokonać tego, czego nie zrobiono w przypadku sądów, które – pozbawione jakiegokolwiek mechanizmu demokratycznej kontroli – stały się państwem w państwie. Konsekwencję widzimy. Dziś prokuratura jest sprawnie działającą instytucją, o czym świadczy m.in. rekordowy wzrost poczucia bezpieczeństwa wśród Polaków, a sądy – wiadomo… Demokratyczna kontrola nad działalnością prokuratury jest sprawowana przez ministra sprawiedliwości, członka Rady Ministrów, który ponosi za to odpowiedzialność polityczną. Ten model wynika bezpośrednio z zapisów konstytucji, która mówi, że Rada Ministrów „zapewnia bezpieczeństwo wewnętrzne państwa oraz porządek publiczny”. Połączenie urzędu ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego ma głębokie oparcie także w polskiej tradycji prawnej, począwszy od XX-lecia międzywojennego. To rozwiązanie funkcjonowało, gdy wstępowaliśmy do UE i jakoś nie budziło wówczas zastrzeżeń ze strony unijnych organów.
W historii III RP w latach 2010-2016 funkcje Prokuratora Generalnego i ministra sprawiedliwości były rozdzielone. Jakie były tego skutki?
Opłakane. Z jednej strony – bałagan w prokuraturze i wzrost przestępczości, zwłaszcza gospodarczej, z drugiej – polityczne i finansowe uzależnienie prokuratury od rządu przy braku jakiejkolwiek odpowiedzialności z jego strony. Chaos i kompetencyjny paraliż wewnątrz prokuratury prowadził do tak bulwersujących sytuacji, jak sprawa śledztwa dotyczącego zabójstwa byłego szefa policji Marka Papały, kiedy dwie prokuratury prowadziły osobne postępowania i forsowały wzajemnie wykluczające się wizje. Osoba wskazana w jednym postępowaniu jako zabójca, w drugim była głównym świadkiem oskarżenia. Jednocześnie – przy pozornej niezależności od rządu – prokuratura była od niego uzależniona finansowo, bo to rząd decydował o jej budżecie. Z kolei Prokurator Generalny był osobiście zależny od premiera, który mógł odrzucić składane przez niego co roku sprawozdanie i w ten sposób doprowadzić do jego odwołania. Premier miał w ręku realne narzędzie szantażu wobec Prokuratora Generalnego, choć formalnie nie ponosił żadnej odpowiedzialności za działania prokuratury. To patologiczne rozwiązanie, ponieważ otwierało drogę do nieformalnych, politycznych nacisków na prokuraturę.
A jak sytuacja wygląda obecnie?
Jest transparentna. Minister sprawiedliwości, sprawując funkcję Prokuratora Generalnego, ponosi polityczną odpowiedzialność za działania prokuratury i wyznacza podstawowe kierunki tych działań, a jednocześnie zachowana jest pełna niezależność prokuratury. Kierowanie nią jest scedowane na Prokuratora Krajowego i innych zastępców Prokuratora Generalnego, którzy są prokuratorami. Prokurator Generalny nie ma nawet decydującego wpływu na ich wybór, ponieważ ich powołanie wymaga pozytywnej opinii prezydenta RP, a odwołanie może nastąpić tylko za jego zgodą. To świadczy o dużej roli i niezależności Prokuratora Krajowego oraz innych zastępców Prokuratora Generalnego w systemie prawnym.
W takim razie, jaki cel ma Komisja Europejska, zalecając rozdzielenie funkcji Prokuratora Generalnego i ministra sprawiedliwości?
Osłabienie Polski, wywoływanie chaosu i anarchii. Celem jest powrót do sytuacji z czasów rządów Platformy Obywatelskiej, gdy z powodu niewydolności prokuratury hulały mafie vatowskie, lekowe czy lichwiarskie, a z budżetu państwa wyciekały miliardy. To jednocześnie jeszcze jeden pretekst do tego, aby atakować polski rząd i podważać zaufanie Polaków do niego, a w konsekwencji doprowadzić do zmiany władzy w Polsce na taką, która będzie spolegliwa wobec Brukseli.
Intencją brukselskich elit jest kolonialny status Polski – jako państwa, które jest rynkiem zbytu dla bogatych państw UE i źródłem taniej siły roboczej. Unia najchętniej widziałaby Polaków w roli zbieraczy szparagów, a Polskę – jako uzależnionego od niej odbiorcy łaskawie przyznawanych unijnych funduszy, a nie liczącego się producenta i silnego ekonomicznie kraju. Dopóki rządzi Zjednoczona Prawica, nie pozwolimy na to. Nie chcemy, żeby Polacy byli w Unii obywatelami drugiej kategorii. Nie zgodzimy się na status kraju postkolonialnego, który jest jedynie odbiorcą usług, a nie samodzielnym i suwerennym podmiotem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Mateusz Majewski
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/606567-nasz-wywiad-warchol-ke-chce-oslabic-polske-i-wywolac-chaos