Donald Tusk jeździ po Polsce i rozpaczliwie poszukuje programu. Niedawno na wiecu wyciągnął z kieszeni pomiętą karteczkę i rozbieganymi oczami próbował coś z niej odczytać. Jak się później okazało: były to tezy programowe. Przygotowany materiał nie na wiele się zdał, bo i tak mówił, co mu ślina na język przyniosła.
O tym, że Platforma ma problemy z ustaleniem programu, wiadomo od lat. Choć należałoby to uściślić: są to kłopoty z jego spisaniem. Przecież Donald Tusk i inni prominentni działacze PO nieustannie ogłaszają pomysły jak wykończyć rząd Prawa i Sprawiedliwości. Na przykład:
– błagają na kolanach brukselską biurokracje, żeby nie dała pieniędzy Polsce na KPO,
– domagali się wpuszczenia do Polski wszystkich pseudo-migrantów podsyłanych przez Putina i Łukaszenkę na polsko-białoruską granicę,
– żądali zaniechania budowy kanału przez Mierzeję Wiślaną,
– popierali decyzję europejskiej pani sędzi, aby bez żadnej dyskusji zamknąć kopalnię węgla w Turowie,
– tupią, aby unieważniać (wbrew konstytucji) nominacje sędziowskie i wyroki sądowe – tym samym wprowadzić totalną anarchię w sądownictwie,
– buczeli, aby zakazać wprowadzania do szkół przedmiotu i podręcznika nauczającego o najnowszej historii Polski,
– domagają się natychmiastowego reagowania na wszelkie, nawet najbardziej idiotyczne pomysły brukselskich lewaków: zamykanie polskiego górnictwa, wprowadzanie ograniczeń produkcji rolnej,
– niezłomnie walczyli, aby zakazać fuzji Orlenu z Lotosem.
Długo można wymieniać te pomysły programowe PO. Doprawdy szkoda, że nie chcą tego wszystkiego spisać i przyjąć oficjalnie na szczeblu partyjnym. Czego brakuje? Umiejętności pisania czy chwili na skupienie w ciągłym opozycyjnym dygocie? A może z charakterystycznej w PO pogardy dla rzetelności, odpowiedzialności i odnoszenia się do warunków życia zdecydowanej większości Polaków?
Choć są i tacy, którzy twierdzą, że PO po prostu osiągnęła mistrzostwo w jednej dziedzinie: lenistwie. Siedzieć, analizować dane, weryfikować pomysły, sprawdzać koncepcje, rozmawiać z ekspertami i praktykami, czytać nie tylko swoje własne wypowiedzi. W końcu nie po to człowiek do PO się zapisał, żeby zadręczać się robotą! Musi być czas na relaks, „haratnie w gałę”, cygarko i ośmiorniczki.
Choć trzeba przyznać, że ostatnie wypowiedzi Tuska i Siemoniaka ujawniające ich plany wobec Prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego stanowią nową jakość. Zapowiedź, że po wygranych przez PO wyborach do NBP wejdzie grupa silnych mężczyzn i Glapińskiego wyprowadzi siłą – to nowy konkret. Wreszcie coś, na co naród czeka. To dopiero śp. Andrzej Lepper ma satysfakcję: Moje metody i pomysły (wywożenie urzędników na taczkach) PO kupiło. A tak ze mnie, Tusku Donaldzie i Siemoniaku Tomaszu, kpiliście (słychać teraz gdzieś w niebiosach)!
Bardzo przytomnie zareagował na te groźby Prezes NBP: po co panowie czekać do wyborów? Już teraz wynajmijcie grupę przestępczą i przychodźcie. Sprawę skierował do prokuratury.
Drugi konkret programu ogłoszono w Szczecinie: zapowiedź wprowadzenia czterodniowego tygodnia pracy. Super, cudownie, niech żyje PO i Tusk. Nie trzeba będzie wreszcie długo pracować, będzie więcej czasu na haratanie w gałę i odpoczynek. Jakże pozytywna zmiana w programie PO i Tuska. Jeszcze kilka lat temu przedłużył wiek emerytalny i kazał ludziom pracować do 67 roku życia, co było szczególnie bolesne dla kobiet, bo lekkim ruchem wymusił na nich pracę dłuższą o 7 lat.
Jednak, aby nie poprzestać na krytyce działacza, można mu zaproponować plan, który nie jest zależny od decyzji rządu, większości sejmowej ani podpisu prezydenta państwa. Donald Tusk powinien zebrać swoich polityków samorządowych: marszałków, prezydentów, szczególnie wielkich miast, burmistrzów, starostów i wójtów. Stanąć przed nimi i powiedzieć:
„Szanowni samorządowcy, sytuacja jest katastrofalna, wszystko wali się, PiS-owski reżim niszczy samorząd, obniża podatki, ludzie mają więcej kasy, a wy na swoje pomysły macie coraz mniej. Do tego drożyzna, miliony Ukraińców, którymi musicie się zajmować, zaraz wróci covid (całe szczęście wtedy będziecie mogli urzędy pozamykać). A rząd nic nie robi, aby wam, moi bracia i siostry, pomóc. A mimo to wygląda na to, że znowu PIS wygra wybory. Tak dalej być nie może! Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Pokażmy, że My, PO-wcy dbamy o ludzi!
Ogłoście podwyżkę dla wszystkich waszych pracowników, urzędników, nauczycieli, służb samorządowych (i nie tylko dla lojalnych) o 25, a może o 30 procent i dorzućcie dodatek inflacyjny! Może trzeba będzie wziąć trochę kredytu, może trawników nie będzie się tak często kosić, może jakiś remoncik odłożyć: trudno. Ważne, aby pokazać, że samorząd PiS-owskiej władzy nie potrzebuje, prosić ich nie będziemy, ani narzekać też nie. Sami zadbacie o swoich ludzi. Potem ja wyjdę i powiem: zobaczcie ludzie, PiS-owcy uzurpatorzy wam zabierają, a ja Wam daję. Dopiero wam dam, jak dostanę władzę!
I wybory wygrane!”
Entuzjazmu na sali się nie spodziewam, ale Donaldzie, tyle różnych rzeczy Pan ostatnio opowiada, więc może i tego warto spróbować. Jeśli choć w jednej gminie posłuchają – to będzie Pana wielki programowy sukces.
Jerzy Szmit
Ten tekst powstał z inspiracji Prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza – lokalnego lidera totalnej opozycji wspierającego wszelkie działania antyrządowe. Pracownicy olsztyńskiego ratusza i podlegających mu instytucji samorządowych od kilku miesięcy domagają się wzrostu głodowych wynagrodzeń. Grzymowicz pozostaje głuchy na ich żądania. Może apel Tuska rozwiązałby problem?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/606219-donaldzie-tusku-daj-podwyzki