Wiele dennych insynuacji i oskarżeń wypowiedział Donald Tusk na partyjnej imprezce w Szczecinie, pretensjonalnie nazwanej Meet Up. Pokazał wszystkie swoje mniejsze i większe kompleksy, mniej lub bardziej żenujące skecze z nienawiścią w tle, prymitywne żarciki o rozczarowaniu brakiem uzgodnionych wcześniej pytań na kartkach. Udowodnił elementarny brak pojęcia o gospodarce i finansach. Odegrał scenki zatroskania o los kredytobiorców i rodzin konfrontujących się z inflacją. Poopowiadał swoje klasyczne głodne kawałki, tym bardziej żenujące, że przemawiał głównie do ludzi młodych. Niestety niektórzy z nich zadając mu pytania starali się dorównać mistrzowi w żenadzie, ale młodzi mają prawo wpisać się w oczekiwania mentora sądząc, że to ich wyróżnia.
Tusk żartował nazywając się rycerzem uczciwości i przyzwoitości. Do wzorców z Sevres w tych dziedzinach zaliczając swego „przyjaciela” Tomasza Grodzkiego. Bronił lekarzy przed pisowskim siepactwem, tym bardziej że jego synowa jest „lekarką”. Bronił artystów, którzy nie chcą malować portretów Jarosława Kaczyńskiego, a podobno są zmuszani. Opisał Jarosława Kaczyńskiego jako Ludwika XIV, któremu usługują tysiące poddanych, nawet kule przywożąc mu do domu (a przecież mogliby chodzić za niego i kule byłyby niepotrzebne). I wypowiedział jeszcze mnóstwo bzdur i nadętych trywializmów, opakowanych w komiczne moralizatorstwo. Ale to już znamy z wcześniejszych rozrywkowych występów.
Jedno, w czym Donald Tusk przekroczył granice znanego wcześniej prostactwa i hucpy był atak na wciąż urzędującego premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona. Można zrozumieć, że Tusk ma kompleks Johnsona, bo ten jest jakieś 7 tys. razy lepiej od niego wykształcony (Eton, Oksford) i inteligentny. Można zrozumieć, że Tusk ma kompleks kogoś, kto jako przewodniczący Rady Europejskiej został potraktowany jak „protekcjonalny pacan” (to cytat z „The Sun”) w rokowaniach w sprawie Brexitu. Ma kompleksy wobec człowieka z angielskim poczuciem humoru i angielską dezynwolturą. Dla Johnsona czy brytyjskich elit obecnie Tusk nawet nie jest „protekcjonalnym pacanem” (jak napisał „The Sun”). Jest nikim.
Pan Nikt recenzuje Borisa Johnsona, insynuuje, że jego rządy zostały oparte na kłamstwie i generalnie traktuje premiera jednego z najważniejszych państw na świecie jak Grasia czy Grabca. Owszem, Johnson narobił sobie kłopotów i musiał zrezygnować z funkcji szefa torysów, ale wciąż jest premierem (pewnie jeszcze przez kilka miesięcy). Wciąż jest jednym z najbardziej odpowiedzialnych i dojrzałych polityków gwarantujących właściwe decyzje, w tym w kwestii agresji Rosji na Ukrainę. Nie dość, że ma w tych sprawach wiele do powiedzenia i decydowania, to nigdy nie zawiódł.
W najważniejszych sprawach, szczególnie obronności, bezpieczeństwa i polityki międzynarodowej, Boris Johnson jest politykiem nie popełniającym błędów, bardzo skutecznym, nieegoistycznym, zaangażowanym i odpowiedzialnym. A Tusk, szczególnie przy tym swoim pajacowaniu i udawaniu kogoś, kim nie jest, pozostaje przy Borisie Johnsonie zwykłym pętakiem. Bardzo się stara obsikać nogawki spodni brytyjskiego premiera, ale to absolutnie nie ta waga i ranga. Nawet gdy Johnson zachowuje się wyjątkowo nieortodoksyjnie.
Co to za pomysł, żeby jakiś przewodniczący jakiejś mało ważnej w Europie partii, nawet gdy megalomania uderza mu w czerep, na potrzeby jakiejś partyjnej imprezki wystawiał świadectwo moralności jednemu z najważniejszych polityków na świecie? Przecież to czysta groteska. I wyjątkowa bezczelność. Podobnie zresztą, tylko w mniejszym wymiarze, Tusk próbował obsikiwać nogawkę spodni Donalda Trumpa. W Wielkiej Brytanii nawet ratlerek z kulawą nogą nie zada sobie trudu (choćby angażowało go to tylko na minutę), żeby przejmować się dywagacjami Tuska na temat Johnsona, a tym bardziej wystawianymi przez niego świadectwami moralności czy niemoralności.
Gadki Tuska o brytyjskim premierze to wyjątkowo żenujące i zawstydzające pajacowanie, tromtadracja i infantylizm. Pouczać to on sobie może Grasia, Grabca czy Myrchę. W stosunku do Borisa Johnsona jego głos jest mniej więcej tak ważny, jak opinie Klaudii Jachiry o Jarosławie Kaczyńskim. Pusty śmiech. Zresztą ktoś na poziomie i o mniej nienachalnej inteligencji, znałby swoje miejsce. Przede wszystkim dlatego, żeby się nie ośmieszać. Tusk tego obciachu nie czuje. A Borisowi Johnsonowi „zwisa i powiewa”, co jakiś partyjny kacyk w Polsce o nim sądzi i jakie kompleksy tym leczy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/605923-zaczepki-tuska-pod-adresem-premiera-borisa-johnsona