„Po prostu z założenia cieszyli się z tego, że można być czyimś wasalem” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl poseł PiS Bartosz Kownacki odnosząc się do ujawnionych dokumentów z archiwów MSZ dotyczących wizyty szefa rosyjskiego MSZ Siergieja Ławrowa w Polsce w 2010 r. Rosjanin przemawiał wtedy do polskich dyplomatów a także szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan ujawnione dokumenty dotyczące relacji między panem Radosławem Sikorskim a Siergiejem Ławrowem oraz jego opinię, że katastrofa smoleńska może doprowadzić do zbliżenia obydwu narodów: polskiego i rosyjskiego?
Bartosz Kownacki: W dwóch kategoriach. Po pierwsze takiej filozofii służalczości, wasalizacji, która dominuje u części polskich polityków. Widać, że ona w tym wypadku zagrała u pana Sikorskiego – mówię o całości spotkań, wizyt Ławrowa itd. Ta atmosfera czy filozofia służalczości czy wasalizacji dotyczy nie tylko tego jednego polityka, czy tej jednej sytuacji, bo tak samo wygląda to na przykład w relacjach z Niemcami, czy w ogóle z Europą Zachodnią, z Brukselą, kiedyś z Moskwą. Po prostu z założenia cieszyli się z tego, że można być czyimś wasalem. „Jak ten wasal nas poklepie po plecach, pogratuluje, powie, że jesteśmy fajni, to jest to szczyt naszych ambicji”. A druga to niestety już taki głębszy brak wnikliwości i oceny. I to zadziwiające, bo wydawało się, że Radosław Sikorski czy jego żona mają bardzo dobrą ocenę geopolityczną. Tak by się mogło wydawać, a to stwierdzenie, o którym pani mówi, o katastrofie smoleńskiej kompletnie jakby było oderwane od rzeczywistości. Żeby dramat mógł zbudować dwie strony, to po pierwsze musi być wola obydwu stron. Także musiałaby być wola po stronie rosyjskiej. Po drugie musiałoby to być niezawinione, a przynajmniej musiałaby być chęć rozliczenia tych, którzy doprowadzili do dramatu. Wiadomo, że w Rosji tego nie było. Wręcz przeciwnie – Rosja do tej pory stara się ukryć szereg rzeczy i uniknąć odpowiedzialności, bo przecież ta odpowiedzialność jest po stronie rosyjskiej. To wychodzenie z założenia, że przy takiej postawie strony odpowiedzialnej, będzie możliwość budowania relacji między państwami jest przedszkolem dyplomacji, polityki w relacjach między państwami. Nie było ku temu żadnych realnych podstaw od samego 10 kwietnia – Rosjanie nie byli tym zainteresowani i taka narracja, obok polityki, filozofii wasalizacji, służalczości jest wynikiem przynajmniej braku zorientowania i doświadczenia, żeby nie powiedzieć więcej, bo oczywiście można było wyciągać dużo bardziej poważne wnioski z takiej narracji dotyczącej katastrofy smoleńskiej jeżeli chodzi o Radosława Sikorskiego.
Czy można w Pana ocenie powiedzieć, że pan Radosław Sikorski jest poważnym politykiem?
Nie. Jeżeli mówię o „przedszkolu dyplomatycznym”, o tym jak potraktował resort, którym się zajmował i o którym teoretycznie powinien mieć wiedzę, powinien mieć jakieś doświadczenie w tym zakresie, to trudno mówić, że jest to osoba poważna. Natomiast jeżeli mówimy szerzej, bo przecież te działania w relacjach dyplomatycznych z Rosją nie były bez zgody pewnie i szefa rządu. Nie sądzę, żeby Radosław Sikorski robił to bez uzgodnienia z Donaldem Tuskiem. Zresztą inne zachowania Donalda Tuska, włącznie ze spacerami na molo w Sopocie pokazują, że to była pewna wspólna ich filozofia ułożenia sobie relacji ze wschodem i dlatego można powiedzieć to nie tylko o Radosławie Sikorskim, ale o tej formacji, czy przynajmniej jej liderach, że to nie byli poważni politycy.
Pytanie teraz po tej konwencji w Radomiu, czy rzeczywiście Radosław Sikorski z Donaldem Tuskiem zmienili swoje podejście do Rosji, czy też po prostu zinstrumentalizowali Władimira Putina jako „bicz na ten zły PiS”, a w sytuacji, kiedy by doszli do władzy, znowu mielibyśmy powtórkę z tego, co było w 2010 roku?
Pani redaktor, bądźmy poważni. Dziś żaden polityk – poza Grzegorzem Braunem – po molo w Sopocie nie będzie chodził z Putinem. Jak wiemy, Donald Tusk jest poważnym politykiem, który jednak w polskiej polityce sporo osiągnął i wie, że wskutek budowania tego typu narracji, nawet jakby tak myślał, czy nawet jakby uważał, że trzeba te relacje później ocieplić, po prostu straciłby wyborców. Wyborcy odwróciliby się od Platformy Obywatelskiej, więc on tego mówić nie może. Co zrobi? Warto wyciągać wnioski z przeszłości, bo czy mówimy o polityce międzynarodowej, czy podnoszeniu podatków, a tu już były pewne zapowiedzi, to warto wyciągać wnioski z tego, jak ktoś postępował wcześniej. Oczywiście może to wynikać z dwóch powodów: albo głębokiego mentalnego uzależnienia, tej filozofii wasalnej i ta polityka wróciłaby na dawne tory w perspektywie kilku lat, lub wynika to po prostu z błędnej oceny rzeczywistości, czyli z tego, że ci politycy się nie nadają do tego, żeby pełnić określone funkcje publiczne i dlatego tak się zachowują.
Zresztą jeżeli pyta pani o Donalda Tuska, to przecież on zapomina, co powiedział tydzień wcześniej i niestety dla części jego elektoratu, bez względu, czy on coś powie dziś, a jutro powie zupełnie co innego, nie ma żadnego znaczenia. Bez względu na to, czy budował resety z Rosją – mówię o Tusku i Sikorskim – i otwarcie na Rosję, za chwilę może powiedzieć zupełnie co innego, żeby jeszcze chwilę później powiedzieć jeszcze coś innego. Wrócę do sprawy zapory, coraz głośniejszej – przecież to Donald Tusk krytykował w sposób dosyć bezprecedensowy budowę tej zapory, a dzisiaj udaje, że tego problemu nie ma. Tak samo mówił o inflacji i wszelkich innych rzeczach, więc jeżeli chodzi o politykę międzynarodową i politykę zagraniczną po prostu nie jest to wiarygodny polityk.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/605262-kownacki-w-po-cieszyli-sie-ze-mozna-byc-czyims-wasalem