Nieprzypadkowo Donald Tusk większość swojego przemówienia poświęcił trudnej sytuacji finansowej związanej ze wzrostem cen oraz nieprzypadkowo przemilczał koronakryzys i rosyjską inwazję na Ukrainie. Liberałowie twardo trzymają się swojej wizji usypiania swojego elektoratu postpolityką i posthistorią. Wojna, pandemia, świat drżący w fundamentach, niemiecka kompromitacja? Cichuteńko, bo jeszcze wyborcy Platformy Obywatelskiej usłyszą, a ma być przecież stabilnie, tylko ten PiS we wszystkim przeszkadza.
Zjednoczona Prawica będzie bronić swojej pozycji politycznej w wyjątkowo ciężkiej koniunkturze - spór z Unią Europejską nieudolnie zasłonięty jakimiś kamieniami milowymi, oddech Putina ze wschodu, niemieckie „zagładzanie” z Zachodu, rachunek za podtrzymywanie biznesów w czasie pandemicznych lockdownów - wielkie wyzwanie przed sobą ma nasza władza. Rząd pewnie będzie te dziury w codzienności łatał, może kolejne tarcze na kryzys odpali, politycy będą objeżdżać powiaty, a stary opozycyjny bęben narracji o końcu demokracji w Polsce będzie dudnił normalnym ludziom nad głowami.
A jednak wyraźnie zarysowuje się bardziej metapolityczna narracja tej kampanii wyborczej. Tusk będzie zawężał pole widzenia, pokazywał ceny (faktycznie rosnące), nadużycia partii rządzącej (faktycznie występujące), ale przede wszystkim zasłaniał zatęchłą kotarą swoich manipulacji faktycznie dramaty, które dzieją się wokół nas. Podczas swojego przemówienia wspomniał o tym jak kryzys 2008 roku uderzył w państwa europejskie, a tymczasem w ciągu ostatnich dwóch lat mamy kryzysy bez porównania bardziej rewolucyjne - Covid-19 zatrzymał na jakiś czas cały świat, a rosyjska inwazja pchnęła do Polski miliony uchodźców i nas samych zaangażowała we wspieranie napadniętej Ukrainy.
Zdaje się zatem, że PiSowi brakuje narracji. Mówienie o osiągnięciach władzy jest w kampanii wyborczej koniecznością, ale polityczna opowieść i tłumaczenie świata przez pryzmat wyznawanego światopoglądu - jeszcze ważniejsza. Świat się wali, „ta stara k…wa Francja” (jak to określił Kisiel) znowu zawodzi, Niemcy znowu spiskują z Kremlem, za naszą wschodnią granicą rosyjski najeźdźca morduje ludzi, a na polskim poletku będziemy udawać, że to trzęsienie świata to didaskalia współczesnych dramatów?
Polityczne niedowidzenie to choroba na własne życzenie, grzech z szybkim terminem pokuty. Gra idzie przecież o coś więcej niż - ważne oczywiście - ceny paliwa i koszta utrzymania. Sprawdzić można w notatkach przodków sprzed osiemdziesięciu kilku lat, ale i sprzed lat dwustu pięćdziesięciu. Zagrożone mamy tutaj coś dużo, dużo większego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/605149-kampania-wyborcza-pod-znakiem-drozyzny-czyli-niedowidzenie