Po przemówieniu, które było połączeniem ekstazy z histerią, Leiter Tusk wrócił na krzesło umieszczone między dwoma aniołami.
Moja podróż spowodowała opóźnienie w konsumpcji Parteitagu i wystąpienia Leitera Tuska (nie napiszę tego słowa na „F”, choć ono merytorycznie jest bardziej uzasadnione niż odpowiednik kierownika). I to się okazało korzystne, bowiem z dystansu to, co wielu mogło się wydawać groźne i nienawistne, staje się w wielu momentach groteskowe, a nawet farsowe. Najbardziej groteskowy element znalazł się pod koniec, gdy Leiter łkał, robiąc konkurencję Szymonowi Hołowni zapłakanemu nad konstytucją. W wypadku Leitera miał to być straszny dramat na finał, ale wyszła farsa.
Moment łkania Leiter dobrał perfidnie, bo mówił że „oni zgotowali piekło kobietom i oni zgotują piekło waszym córkom i waszym wnuczkom”, wspominając o własnej córce i wnuczce. Łkanie było jednak zagrane i dość tandetne, bo w sprawach poważnych i odrażających można się oburzyć albo wkurzyć, a nie ćwiczyć aktorskie zagrania. Widać było, że to zostało przygotowane na koniec wystąpienia – jako metoda na Beatę Sawicką, co jest mocno nieprzyzwoite.
Nikt normalny nie robi sobie z własnej córki i wnuczki ilustracji do przesłania Parteitagu, bo to obrzydliwe i żałosne. Tak jak obrzydliwe i żałosne było pytanie, „co Kaczyński, Rydzyk, Jędraszewski wiedzą o macierzyństwie, ojcostwie, rodzicielstwie, seksie, łóżku, co jest?”. Ciekawe, dlaczego nie wymienił Karola Wojtyły, Agnes Gonxha Bojaxhiu, Immanuela Kanta, a szczególnie Janusza Korczaka. No, co Korczak, który nie miał żony i własnych dzieci, mógł wiedzieć o „macierzyństwie, ojcostwie, rodzicielstwie, seksie, łóżku”. Pytanie Leitera było tak beznadziejnie głupie i podłe, że może na tym skończmy.
Leiter zakończył swoje wystąpienie, gdy nakręcenie się (jego samego) osiągnęło szczyt – była to wręcz ekstaza połączona z histerią. I wrócił na krzesło umieszczone między dwoma aniołami. Leiter (w granatowym garniturze) siedział bowiem pomiędzy ubranymi na biało Aleksandrą Gajewską i Kamilą Gasiuk-Pihowicz. Zagranie z aniołami to była kompletna tandeta. Podobnie jak ciągłe pokazywanie (transmisję prowadził organizator) dzieci Kingi Gajewskiej i Arkadiusza Myrchy. Gdy potem sama Kinga Gajewska przemawiała (Aleksandra też, ale bez dzieci), trzymała na ręku swoją córkę, zamiast zostawić dziecko w spokoju, a przynajmniej wytrzeć mu nos, żeby nie oblizywało tego, co smaczne nie jest. Ale kto by tam się przejmował instrumentalnym traktowaniem dzieci.
Właściwie każdy, kogo Leiter wymienił, był przez niego instrumentalizowany. Czytanki z piaru, takie najbardziej prymitywne i żenujące, nakazują odwoływanie się do konkretnych ludzi. No to Leiter się odwołał. Wymienił panią Annę z Końskich, z zawodu księgową, która specjalnie dla niego rozkminiła i zrównała z glebą Polski Ład. Wymienił pana Tomasza (podał nazwisko, ale nie musimy iść jego śladem), rolnika z Biestrzykowa pod Wrocławiem, który uzmysłowił mu straszne niedole wiejskie, niczym w czasach pańszczyzny i przyklejenia chłopa do gleby. Wymienił inspektora policji Mariusza (padło nazwisko, ale oszczędźmy) i dwóch funkcjonariuszy służących w okolicy Sejmu, którzy odkryli, jak to policjanci nic innego nie robią, tylko pilnują domu Jarosława Kaczyńskiego, co przeszkadza im w służbie. Wszystkim funkcjonariuszom to przeszkadza i odciąga od obowiązków, czyli około 100 tysiącom.
Leiter wspomniał panie Agnieszkę, Basię i Martę (padły nazwiska, ale …), nauczycielki z Korczewa, Mielca i Skarżyska Kamiennej, które obnażyły specjalnie dla niego straszne niedole swego zawodu, niewolniczą pracę i głodowe zarobki. A najbardziej Leiter przeżył plucie nauczycielom w twarz (jak w „Dniu Świra”, gdy Adaś Miauczyński odbierał pensję). Panowie Tomasz i Tomasz (padły nazwiska, ale …), właściciele bistra o wdzięcznej nazwie „Jajo” w Białogardzie, wytłumaczyli Leiterowi, że z wielkim bólem podwyższają ceny, ale tylko dlatego, żeby przeżyć. Z kolei pan piekarz (bez imienia i nazwiska) z Barlinka uświadomił Leitera, że nie zamyka piekarni wyłącznie z powodu wnuczki, cokolwiek by to miało znaczyć.
Farsa zamieniła się w komedię w stylu produkcji braci Zuckerów i Jima Abrahamsa, gdy Leiter obwieścił, że „żyjemy w kraju, w którym trzeba mieć odwagę osobistą, żeby porozmawiać publicznie z liderem opozycji. Dlatego dziękuję tym, którzy nie bali się spotkać ze mną podczas ostatnich miesięcy”. Czyli co, trzeba się przedzierać przez lasy, iść kanałami, mylić śledzących siepaczy, żeby trafić na spotkanie z Leiterem? A potem pewnie grożą jeszcze za to ścieżki zdrowia, konwejery, przypalanie cygarem - najlepiej kubańskim, bo takie Leiter pali, więc byłaby to podwójna tortura. Faktycznie spotkanie z Leiterem wymaga szaleńczej wręcz odwagi.
Odwaga to jedno, ale najpierw trzeba w ogóle przetrwać fizycznie. A to jest wielkie wyzwanie, skoro eksperci wyliczyli Leiterowi, że chleb będzie po 30 zł. A wody nie będzie w ogóle. „Co takiego się stało, na miłość Boga, że zrobili z Polski kraj, w którym problemem jest woda i chleb?” – pytał dramatycznie Leiter. Potem wyjaśnił, że wszystkiemu winien jest zbrodniarz nazywający się Adam Glapiński i nielegalnie zajmujący stanowisko prezesa NBP. I Leiter tego „gościa” wyrzuci na zbite plecy, wcale nie musząc zmieniać prawa. Przyjdzie, weźmie za wszarz i wyrzuci.
Wreszcie Leiter wyjaśnił, dlaczego zwołał Parteitag do Radomia. Otóż dlatego, że tak jak w 1976 r. władza znowu podwyższa ceny (jak wiadomo, wolny rynek został zlikwidowany). Ale się na tym przejedzie ta władza. I tak jak w 1976 r., kiedy ludzie wyszli na ulicę, bo mieli dość drożyzny, tak wyjdą i obecnie, a Leiter, jak na jego funkcję przystało, zorganizuje uliczny bunt i poprowadzi lud na barykady. A to dlatego, że „jak spojrzymy na Radom z roku 1976 i jak spojrzymy na Polskę dzisiejszą, to ten obraz jest tak podobny, że powinien doprowadzać do rozpaczy”.
Leitera obraz doprowadził do rozpaczy, a skoro wspomniał Komitet Obrony Robotników i Jacka Kuronia, to znaczy, że chce coś w Radomiu zrobić. Nie bardzo wiadomo - co, bo przypomniał słowa Kuronia, żeby nie palić komitetów, tylko zakładać własne. To może jednak nie być skuteczne, więc odwołał się do najwyższej instancji: „Wierzysz w Boga? Nie głosujesz na PiS. To proste jak drut”. To już wiara w Leitera nie wystarczy? I w jego wielkie możliwości?
Parteitag, wystąpienie Leitera oraz całość widowiska może konkurować tylko z nowym miniserialem „Człowiek kontra pszczoła”, gdzie Rowan Atkinson (lepiej znany jako Jaś Fasola) wypowiedział śmiertelną wojnę jednej pszczółce. Przeszkodziła mu ona w miłym spędzeniu czasu w supernowoczesnym domu, którym miał się opiekować. Leiter wprawdzie nie ma potencjału i uroku Jasia Fasoli, ale absolutnie go przewyższa, gdy chodzi o wymyślanie idiotycznych rozwiązań najprostszych problemów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/605068-z-czym-moga-konkurowac-parteitag-po-i-wystapienie-tuska