W każdej relacji są granice kompromisu, wychodzenia naprzeciw i złudzeń o wzajemności. Dotyczy to nie tylko relacji prywatnych, służbowych, ale i dyplomatycznych, międzynarodowych czy instytucjonalnych. Wydaje się, że z Komisją Europejską dobrnęliśmy już do tego kresu. Cokolwiek zrobi Polska, będzie to działanie niewystarczające. Otrzymujemy tego dowody na każdym kroku, a im bardziej ulegamy stawianym despotycznie warunkom, tym dalej sięgają roszczenia KE. Czy wczorajsze słowa wiceszefowej Komisji Europejskiej Very Jourowej, według której nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym nie spełnia oczekiwań Brukseli, nie powinna być dla polskiego rządu ostatecznym ostrzeżeniem? Jeszcze jest czas na wycofanie się z tej pułapki.
Słowa Jourovej zostały wczoraj potwierdzone przez rzecznika Komisji Europejskiej, który stwierdził, że zdaniem KE, „przyjęta przez Polskę nowa ustawa znosząca Izbę Dyscyplinarną nie uchyliła kwestionowanych przepisów prawa o sądownictwie”. Nie dość, że nastąpiła już i tak drastyczna ingerencja instytucji unijnych w polskie prawo, to okazuje się, że oczekiwania rosną i będą rosły w nieskończoność.
Równo miesiąc temu, gdy opinia publiczna mogła wreszcie zapoznać się z treścią szokującego aneksu do KPO, zawierającego ponad 160 „kamieni milowych”, pisałam że należałoby ponownie rozważyć wszystkie skutki przyjęcia tych środków. Zwłaszcza, że zbiegło się to ze skrajnie butnym wystąpieniem przewodniczącej KE w Parlamencie Europejskim, gdzie złożyła zapewnienie, iż Polska będzie stawiana pod unijnym pręgierzem tak długo, aż się nie ugnie. I nie dotyczy to jedynie rzekomej praworządności.
Chcę państwu powiedzieć bardzo jasno: te trzy zobowiązania przełożone na „kamienie milowe” muszą zostać wypełnione zanim dojdzie do wypłacenia jakichkolwiek środków. Wiem, że niektórzy z państwa są tutaj sceptyczni, ale chcę państwa zapewnić, że nie wydamy absolutnie żadnych środków do momentu zrealizowania tych reform. Ten plan jest publiczny, więc pierwsza płatność może zostać dokonana, kiedy nowa ustawa, nowe przepisy wejdą w życie, i które wypełniają te wszystkie wymagania
— oświadczyła Ursula von der Leyen i dodała:
Kiedy ten postęp zostanie osiągnięty, to jeszcze nie będzie koniec kwestii praworządności w Polsce. Przyjęcie Krajowego Planu Odbudowy dla Polski nie powstrzymuje żadnej procedury, żadnego postępowania dotyczącego praworządności w Polsce. Będziemy kontynuować te postępowania o naruszenie i nie zawahamy się rozpocząć kolejnych, jeśli będzie taka potrzeba.
Trudno doszukać się w tej wypowiedzi choć cienia woli poszanowania suwerenności Polski. Jest za to zapowiedź finansowego szantażowania polskiego rządu do skutku. Trzeba przy tym pamiętać, że do prawie 300-stronicowego aneksu, zawierającego ponad 160 „kamieni milowych” wpisane zostały bardzo daleko idące ingerencje, dotyczące polskiego ustroju, gospodarki, przemysłu, rolnictwa, a nawet edukacji. Znalazły się w nim elementy Zielonego Ładu, który wygeneruję ogromne koszty i szkody. Jest też szeroko otwarta furtka dla szkodliwych ideologii. Czy polscy politycy są w stanie nad tym zapanować? Czy będą potrafili tak pokierować rozwiązaniami prawnymi, by nie wprowadzić niebezpiecznych rozwiązań? Mam wątpliwości.
Z Funduszu Odbudowy mamy pozyskać 35 mld euro. 24 mld to bezzwrotne dotacje. Pozostałą część stanowią preferencyjne pożyczki. Żeby móc z nich skorzystać z musimy spełnić warunki określone w unijnym aneksie mianem „kamieni milowych”. Przez ostatni miesiąc padały ze strony rozmaitych polityków zapewnienia, że „kamienie milowe” to tylko szkic, że nie musimy ich wypełniać, że możemy do nich podejść wybiórczo, a nawet stwierdzenie, że „kamienie” są „miękkie”. Tyle, że uważna lektura i obserwacja późniejszych działań i szczegółowych decyzji pokazują, że te zapisy są małymi krokami wypełniane.
Sytuacja finansowa jest trudna. Gospodarka z trudem zbiera się po pandemii, przeciążona do tego kryzysem wywołanym przez wojnę. Nie ulega wątpliwości, że potrzebujemy pieniędzy. Tylko czy środki z KPO, które stają się ewidentnym narzędziem szantażu, za które Polska ma pozbyć się własnej suwerenności i podporządkować gospodarkę niemieckim wpływom, to na pewno właściwa droga? Skoro KE pozwala sobie na tak daleko idącą ingerencję, z pewnością nie spuści z tonu i będzie oczekiwać coraz więcej. Dla niej brakiem praworządności jest sam fakt sprawowania władzy przez konserwatywny rząd. Ten jednak powinien mieć świadomość pułapki, w którą wpada. Ogromna część „kamieni milowych” budzi zasadny niepokój. Należałoby więc podjąć jawną dyskusję o zawartych w aneksie zapisach i raz jeszcze przeanalizować ten deal. Tu nie ma już przestrzeni na złudzenia.
CZYTAJ TAKŻE: Marzena Nykiel: Co po odejściu z rządu prezesa PiS? Bój o Polskę wymaga prześwietlenia kilku fundamentalnych obszarów
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/604909-co-ma-zrobic-polska-by-ke-wyplacila-kpo-zmienic-rzad