Jak zawsze powiem wprost, otwarcie: nie mam wątpliwości, że stosunek redaktora Tomasza Lisa wobec podwładnych bywał bardzo niewłaściwy. Znam osobiście ludzi, którzy byli pracownikami redakcji w których pracował i wspominają to bardzo źle, jako ciąg upokorzeń, często publicznych. I nie mówią o pojedynczych wybuchach, sporach, nawet błędach, które mogą zdarzyć się w nerwowej pracy w mediach każdemu, ale o tak ustawionym systemie pracy, że tego typu zdarzenia mogą być postrzegane jako element „wychowawczy”. Nie życzę nikomu pracy w takiej atmosferze, w takiej kulturze firmowej.
Już dwa tygodnie temu dużo światła rzucili na sprawę Marek Pyza i Marcin Wikło, w okładkowym tekście tygodnika „Sieci”.
Bardzo krytycznie oceniam publicystyczny kierunek prezentowany przez pana Lisa. Wszystko, co w III RP mnie zasmucało, niepokoiło, oburzało, on zwykle wychwalał, promował. Szczególnie złą rolę odegrał w okresie posmoleńskim i organizowaniu nagonki na osoby duchowne.
Wielokrotnie bardzo brutalnie atakował także mnie osobiście, nasze środowisko medialne, nasze media.
Wszystko to nie znosi jednak pytania, dlaczego zapadł środowiskowy wyrok na Tomasza Lisa? Nagłe, szybkie rozstanie z potężnym wydawnictwem z kapitałem niemieckim, następnie pognanie z anteny komercyjnej stacji radiowej. I ledwie jeden głos obrony (Bogusław Chrabota), dwa dość sztucznego zdziwienia (Jacek Żakowski, Wiesław Władyka). Gdzieś tam podjęto decyzję, że zrzuca się go ze złotego rydwanu potężnych mediów III RP.
Dlaczego?
Z moich informacji i mojej analizy wynikają trzy odpowiedzi, składające się na pełen obraz sytuacji.
Po pierwsze, Tomasz Lis nie zauważył realnej i mającej mieszany (pozytywno-toksyczny) zmiany cywilizacyjnej jaka zaszła w relacjach społecznych, w tym także w firmach. Przyzwolenia na mobbing, przemoc psychiczną, wykorzystywanie pozycji władczej jest znacznie mniej niż 30, 20, 10 lat temu. Młodsze pokolenia pracowników mają jednocześnie dużo niższy próg uznania naturalnej kiedyś presji na wynik za rodzaj niedozwolonego nacisku. Co ciekawe, autorzy Lisa te zmiany opisywali zawsze w apologetycznym tonie, wspierali je, ale on chyba uważał to za jakiś rodzaj medialnej gry i pozostał tym samym brutalnym, wyjątkowo ostrym w recenzowaniu pracowników i wyników ich pracy, szefem.
To musiało być bardzo toksyczne doświadczenie: na łamach tyrady o szacunku, tolerancji, równości - a w redakcji prostackie (podobno) dowcipy kierownika, poniżanie (podobno) ludzi, brak (podobno) przejrzystych reguł funkcjonowania.
Po drugie, przeoczył moment w którym jego pozycja się zmieniła, także w oczach władców koncernu. Czas płynie, media papierowe słabną, wydawnictwa zamykają wiele tytułów, zwalniają ludzi, stare kontrakty stają się nieaktualne. Niewykluczone, że wpływ na tę korektę miały też czynniki inne, zdrowotne, kondycyjne, osobiste. Tak w wielkich korporacjach niestety bywa. Za zasłoną wsparcia kryje się często kalkulacja.
Po trzecie, Lis po prostu przegrał polityczne bitwy, które toczył przez ostatnie lata. W walce z obozem propolskim sięgnął po bardzo brutalne metody. W mojej opinii budował pismo nie tyle ostro opozycyjne, co pełne nienawiści, nie wahające się przedstawiać przeciwników w sposób pełen pogardy. A mimo wszystko, nie przełamał poparcia Polaków dla obozu premiera Jarosława Kaczyńskiego. Ta nieskuteczność nie pozostawała niezauważona, a on nie był w stanie - intelektualnie i życiowo - dokonać korekty. Wręcz maniakalnie trwał też przy miłości do Donalda Tuska, co raziło coraz bardziej.
W efekcie niedawny książę mediów komercyjnych stał się, niemal z dnia na dzień, symbolem starego, samczego świata. Zjada go rewolucja, którą z całych sił promował. Wyrok zapada bez sądu, dochodzenia. Wypędza go radio, którego była szefowa sama złożyła kiedyś samokrytykę, uznając iż to, co robiła, jak brutalnie postępowała wobec ekipy, byłoby dziś uznane za mobbing.
Zwycięża zasada wprowadzona przez ruch „Me Too” - wystarczy nawet anonimowe oskarżenie ofiary czy to mobbingu czy molestowania, by człowieka wykończyć.
Czy Lis całkiem zniknie? Raczej nie. Jak wszystko przyschnie, znowu się zapewne objawi. Pozostaje współwłaścicielem portalu internetowego oraz osobą wpływową i potężną, jak to ujął jeden z anonimowych oskarżających. Z drugiej strony, w piątek ma się zacząć kontrola Głównego Inspektoratu Pracy w spółce wydającą tygodnik byłego redaktora naczelnego. Gdyby znalazła zjawiska mobbingowe, wyrok środowiskowy na Lisa może stać się ostatecznym. A jak ćwierkają wróble, są w koncernie osoby zainteresowane tym, by epokę Lisa zamknąć z hukiem. By nikt nie miał wątpliwości, że teraz nastał ich czas.
Najciekawsze pytanie: czy po Lisie pękną inne zmowy milczenia?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/604822-dlaczego-zapadl-srodowiskowy-wyrok-na-tomasza-lisa