„Historycznie nigdy z PiS-em nie rządziliśmy na poziomie Sejmu. W obecnej konfiguracji Zjednoczonej Prawicy nie widzę takiej możliwości, żebyśmy byli razem z nimi. Ale tak jak mówię – w obecnej konfiguracji, a to wszystko może się zmienić. Elektorat może nas zmusić do jakichś ruchów. Był taki czas, kiedy premierem był polityk niepochodzący z największego ugrupowania. Jest stare polskie przysłowie, że gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta. Być może kompromisowy kandydat na premiera byłby bardziej strawny do zaakceptowania niż kandydat, który jest po jednej lub drugiej stronie tego duopolu politycznego” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Władysław Teofil Bartoszewski, poseł PSL.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Donald Tusk w ostatnim czasie na spotkaniach z wyborcami promował szereg lewicowych postulatów – chodzi m.in. o legalizację związków partnerskich, aborcji do 12. tygodnia życia, rozdziału Kościoła od państwa, a nawet o nawiązywanie do hasła „mieszkanie prawem, nie towarem”. Jak pan interpretuje takie zachowanie szefa PO?
Władysław Teofil Bartoszewski: PO skręca w lewo od dłuższego czasu, jeszcze za premierostwa Ewy Kopacz, zatem to mnie nie dziwi. Moim zdaniem to ruch, który ma zabrać potencjalnych wyborców lewej stronie i doprowadzić do tego, żeby zmusić Lewicę do porozumienia z KO.
Czyli do startu z jednej listy?
Tak, czasem taka taktyka jest w polityce stosowana. Stara się doprowadzić partię do tego, żeby była na granicy progu wyborczego i wtedy daje się propozycję – idziecie z nami i wtedy macie zapewnione jakieś miejsca na listach, albo ryzykujecie, że nie wejdziecie do Sejmu. Oczywiście nie siedzę w głowie Donalda Tuska, ale sądzę, że o to może mu chodzić. Z jednej Tusk promuje postulaty ewidentnie lewicowe, a z drugiej kilka tygodni temu atakował Lewicę, mówiąc, że chce zrobić jedną listę partii opozycyjnych bez Lewicy. Tu jest zatem pewna niekonsekwencja, chyba że chodzi właśnie o to, by PO przejęła część elektoratu Lewicy, obniżyła im słupki poparcia, a następnie skonfrontowała z dylematem, że albo idziecie z nami, albo nie wchodzicie do Sejmu.
Czy zatem Donaldowi Tuskowi może chodzić o to, by obniżyć notowania Lewicy, a następnie wybrać sobie z Lewicy część polityków, którym zaproponuje start z list KO?
Na przykład. W poprzedniej kadencji PiS chciało doprowadzić do tego, by PSL zniknęło z Sejmu – takie rzeczy się robi w polityce. Donald Tusk ewidentnie uważa, że w Sejmie powinna być jedna spójna opozycja pod jego kierunkiem. To się nie cieszy uznaniem ani u pana Hołowni, ani u panów Biedronia i Czarzastego, ani u Kosiniaka-Kamysza. Natomiast PO jest na lewo od centrum, im z badań opinii publicznej od wielu lat wychodziło, że powinni iść w lewo i to się zaczęło już kilka kadencji temu. Moim zdaniem to niewłaściwe, ale to ich sprawa. Pamiętam bardzo dobrze trzech tenorów PO, znałem bardzo dobrze śp. marszałka Płażyńskiego, pracowałem z Andrzejem Olechowskim. Wtedy to była inna PO.
Z kolei były prezydent wywodzący się z PO, Bronisław Komorowski, też raczej nie popiera obecnie promowanych przez Platformę lewicowych postulatów, za to występował na konwencji PSL-u.
Tak, bo pan prezydent Komorowski akurat bardzo przychylnie patrzy na nasze usiłowania zbudowania ugrupowania centroprawicowego, wspiera nas. Zresztą on kiedyś napisał książkę pt. „Prawą stroną”. Zatem pan prezydent zdecydowanie nie popiera kierunku lewicowego, to jest zauważalne.
Nawiąże do sytuacji PSL-u – w większości sondaży PSL balansuje na krawędzi progu wyborczego. Jest spora szansa, że PO wystartuje z jednej listy z Lewicą bądź z częścią jej polityków, a czy będzie inna duża propozycja na opozycji wobec tamtej listy? Będzie lista PSL-u z Polską 2050 Szymona Hołowni i Porozumieniem Jarosława Gowina – to najczęściej prezentowany scenariusz w mediach.
Nie można czegoś takiego wykluczyć. W tej chwili nie prowadzimy negocjacji koalicyjnych, owszem, współpracujemy z członkami Porozumienia Jarosława Gowina, bo mamy pewne punkty wspólne. Mamy pewne punkty wspólne też z ruchem Polski 2050, nasze porozumienie byłoby dość naturalne. Co do sondaży, to jednak cały czas jesteśmy trochę powyżej progu. Gdy startowaliśmy w wyborach parlamentarnych w 2019 roku, to w sondażach tuż przed wyborami dawano nam 2-3 proc., a uzyskaliśmy 8,6 proc. w wyborach. Zawsze jesteśmy niedoceniani w sondażach. Rzeczywiście, gdybyśmy szli z Polską 2050 Szymona Hołowni i Porozumieniem Jarosława Gowina, to wszystkie badania opinii publicznej, które to zakładają, pokazują, że mielibyśmy 15-18 proc. poparcia. Zdobywając np. 17 proc. głosów, mielibyśmy 80-90 posłów w Sejmie. To już byłaby siła polityczna, której nie można byłoby zignorować.
Gdyby Państwa lista faktycznie uzyskała taki wynik, to możliwe, że pozwalałoby to na wybór, kto będzie w Polsce rządził, będąc koalicjantem tej powstałej formacji.
Cały czas uważam, że jako partia centroprawicowa powinniśmy dążyć do tego, by zgromadzić dookoła siebie podobnie myślących ludzi i potem zrobić to, co się stało w Niemczech. Tam kanclerza nie wybrało SPD ani CDU, tylko koalicja Zielonych z FDP, bo mieli wystarczającą siłę, by wskazać na kandydata z SPD lub CDU. Na tym to polega. Nie trzeba być największą partią, by być językiem u wagi i decydować, kto rządzi w kraju.
Ciągnąc dalej ten hipotetyczny scenariusz, który może się spełnić – czy PSL bierze pod uwagę możliwość koalicji z PiS-me, czy dla pana jest oczywiste, że PSL poparłoby kandydata KO na premiera?
Za wcześnie, by takie rzeczy opowiadać. Na pewno nie zawiążemy żadnej koalicji przed wyborami, a po wyborach, to zależy od ilości posłów, których ma się w Sejmie. W polityce nigdy się nie mówi nigdy. Z tego nie wynika jednak, że stworzymy koalicję z PiS-em.
Są tacy politycy opozycji, którzy mogą z góry powiedzieć, iż nie porozumieją się z PiS-em pod żadnym warunkiem.
Historycznie nigdy z PiS-em nie rządziliśmy na poziomie Sejmu. W obecnej konfiguracji Zjednoczonej Prawicy nie widzę takiej możliwości, żebyśmy byli razem z nimi. Ale tak jak mówię – w obecnej konfiguracji, a to wszystko może się zmienić. Elektorat może nas zmusić do jakichś ruchów. Był taki czas, kiedy premierem był polityk niepochodzący z największego ugrupowania. Jest stare polskie przysłowie, że gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta. Być może kompromisowy kandydat na premiera byłby bardziej strawny do zaakceptowania niż kandydat, który jest po jednej lub drugiej stronie tego duopolu politycznego.
Jak się domyślam, w roli tego kompromisowego kandydata miałby wystąpić Władysław Kosiniak-Kamysz.
Uważam, że Władysław Kosiniak-Kamysz bardzo się nadaje na premiera. Jest bardzo merytoryczny, ma dużą zdolność koalicyjną i tworzenia porozumień z ludźmi, bo jest otwarty i jest w centrum, a jednak większość Polaków jest trochę na prawo od centrum. To jednak jest teoretyzowanie, a co będzie, zobaczymy. Natomiast z całą pewnością PSL nie pójdzie w lewą stronę, to nie jest nasza DNA.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/604131-czy-jest-mozliwa-koalicja-pis-psl-bartoszewski-nie-wyklucza