Berlin i Paryż liczą na pewne zmęczenie opinii publicznej w ich krajach i Europie Zachodniej, Ukrainą, wojną na Ukrainie. Wtedy łatwiej będzie opóźniać to wejście do Unii Europejskiej – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS Ryszard Czarnecki pytany o członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej.
CZYTAJ TAKŻE: Ciekawa opinia w „Le Figaro”: Wejście Ukrainy do UE zdecydowanie przyspieszy przesunięcie środka ciężkości Unii na Wschód
wPolityce.pl: W debacie publicznej pojawia się wiele głosów wskazujących na wagę wstąpienia Ukrainy do UE. Mówi się, że środek ciężkości Unii zostanie przesunięty na Wschód. Zgadza się Pan z tą opinią?
Ryszard Czarnecki: Dokładnie tak jest. To fotografia potencjalnej i prawdopodobnej przyszłości. Dlatego Niemcy, Francja, ale także Holandia czy Austria (mówię tu konkretnie o krajach, których przywódcy mówili publicznie o opóźnieniu wejścia Ukrainy do UE) chcą zapalić Kijowowi pomarańczowe światło i to pewnie na lata. Czerwonego nie są w stanie zapalić, bo opinia publiczna i media nawet ich krajów, rozliczyłyby ich za to surowo. To oczywiste, że tak jak zbliżenie Unii Europejskiej z krajami Maghrebu, czyli Afryki Północnej, było korzystne dla Francji, dla której Maroko, Algieria, Tunezja były obszarem jej tradycyjnych wpływów politycznych i ekonomicznych, tak samo idea Euronestu (Partnerstwa Wschodniego) w sposób oczywisty zwiększała rolę Polski i naszego regionu. Wejście Ukrainy (do UE – red.) w sytuacji, gdy to Polska jest jej głównym promotorem, ambasadorem, sojusznikiem i gdy Paryż oraz Berlin w dni parzyste są za Ukrainą, a w dni nieparzyste nabierają wody w usta, to powiększenie Unii o Ukrainę jest nie tylko wzmocnieniem UE, ale szczególnie naszego regionu i w sposób naturalny największego kraju, mianowicie Polski.
W jaki sposób państwa Europy Zachodniej będą opóźniać wejście Ukrainy do UE?
Tutaj widać pewną grę ze strony np. Berlina. Stąd w Polsce tak mało zauważona podróż kanclerza Scholza do Serbii i Kosowa. Ja to czytam w ten sposób, że Niemcy będą chcieli zastosować to samo, co miało miejsce 18 lat temu, czyli taki „big bang” – rozszerzenie Unii Europejskiej nie o jeden, dwa kraje, tylko całą grupę państw. A więc chcą połączyć akcesję Ukrainy z krajami Bałkanów Zachodnich. To rzecz jasna opóźni wejście Ukrainy do Unii Europejskiej.
Więcej krajów, to więcej problemów. Bałkany Zachodnie są 30 lat po krwawej wojnie, więc nie ma już taryfy ulgowej ze strony mediów i tzw. starej Unii. A taka taryfa ulgowa oczywiście jest wobec Ukrainy, która cały czas toczy wojnę z Rosją. Już wiadomo np., że wejście Macedonii Północnej będzie opóźniane przez Bułgarię czy Grecję z racji historycznych. Z kolei myślę, że wizyta Scholza w Serbii (i taki sygnał w perspektywie akcesyjnej dla Belgradu) też jest nieprzypadkowa. Serbia, przy moim wielkim szacunku dla tego narodu i jego często dramatycznej historii, (ja Serbów osobiście bardzo lubię) jest jednak krajem na tle Europy dość otwartym na argumenty Rosji. W zamyśle Berlina przyjęcie Serbii mogłoby wzmocnić opcję współpracy z Moskwę. Ale mogłoby też opóźnić akcesję, bo Serbia ma problemy z Kosowem itd. Tutaj, jak widać jest pewna wielka gra na opóźnienie. Tego nikt nie mówi, ale to się dokonuje. Warto zwrócić uwagę na Europę Południową, której przywódcy, poza Macronem, milczą, ale są to bardzo rolnicze kraje. Poza Francją, Włochy, Hiszpania, Portugalia, Grecja, które są wielkimi beneficjentami wspólnej polityki rolnej – 46 proc. budżetu unijnego. I te kraje będą opóźniały wejście Ukrainy, jako swojego głównego rywala do tych środków.
Jaka jest zatem realna perspektywa czasowa wstąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej?
W Brukseli mówi się o perspektywie dziesięciu lat, niektórzy mówią o sześciu. Myślę, że bliższy prawdy jest ten pierwszy okres, choć tak naprawdę tego nie wie nikt. Berlin i Paryż liczą na pewne zmęczenie opinii publicznej w ich krajach i Europie Zachodniej, Ukrainą, wojną na Ukrainie. Wtedy łatwiej będzie opóźniać to wejście czepiając się różnych szczegółów w rozdziałach negocjacyjnych. Według mnie będzie też mocno promowana idea, o której ostatnio mówił Emmanuel Macron, a także austriacki kanclerz i szef MSZ Austrii, wcześniej przed dziesięcioma laty szef Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego niemiec Elmar Brok z partii kanclerz Merkel CDU. Mam na myśli ideę niepełnego statusu członkostwa dla Ukrainy, tzn., że ma wszystkie obowiązki, ale nie ma wszystkich przywilejów. To oznacza status kraju gorszej kategorii, co oczywiście dla Ukrainy byłoby prestiżowo bardzo niedogodne, ale formalnie byłaby w Unii. De facto nie miałaby dostępu do szeregu środków unijnych, więc myślę, że ten wariant też będzie ćwiczony.
Skoro wejście Ukrainy do UE w perspektywie najbliższych kilku lat jest mało prawdopodobne, w jaki sposób Polska powinna pogłębiać współpracę z naszym wschodnim sąsiadem?
Musimy wykorzystać czas, kiedy trwa wojna, są ponoszone ofiary przez naszego wschodniego sąsiada. Teraz trzeba stworzyć właśnie to, co Francuzi nazywają faits accomplis – fakty dokonane. Tak, aby było jak najwięcej zobowiązań, promes wobec Kijowa. Należy wywalczyć pewną mapę drogową wejścia Ukrainy, ale także oczywiście musimy mówić jednym ciągiem – Mołdawii i Gruzji do Unii Europejskiej. Przypomnę, że tej mapy nie zastosowano u Gruzji w kontekście NATO w 2008 roku i po paru miesiącach była tam interwencja rosyjska. Więc tego typu konkretne daty poszczególnych etapów wchodzenia, zamykania rozdziałów negocjacyjnych i samej akcesji są tutaj kluczowe. Trzeba je wywalczyć, wyszarpać z Brukseli jak najszybciej, bo to też daje pewną perspektywę unijną, europejską dla Ukrainy i będzie to ich mobilizowało. A nie będzie potem elementem rosyjskiej propagandy, że „proszę bardzo, Zachód was odpycha”.
W kontekście postawy Brukseli wobec polskiej pomocy dla Ukrainy możemy jeszcze liczyć na pewne zmiany w podejściu wobec Warszawy? Jest szansa na konkretne środki dla Polski czy raczej to zamknięty temat?
Trzeba bardzo mocno walczyć, żeby poszły środki nie tylko na odbudowę Ukrainy. To dotyczy Unii Europejskiej, Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Europejskiego Banku Inwestycyjnego (będącego częścią struktur UE), także EBRD – Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Należy także walczyć o środki, które trafią do krajów przyjmujących uchodźców z Ukrainy. Na razie Unia sobie kpi, bo jednemu z najbiedniejszych krajów Europy, jakim jest Mołdawia, zaoferowała 150 mln euro. A Mołdawia przyjęła obok Polski nawięcej uchodźców w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. I dostali ofertę w postaci 150 mln euro, z czego, uwaga, 110 mln euro to są kredyty, które Kiszyniów musi potem spłacić. To są kpiny, a nie pomoc. Podobnie, jak de facto brak pomocy dla uchodźców w Polsce. Tutaj Unia Europejska mówi, że dla wszystkich krajów, które przyjęły uchodźców ma być 800 mln euro. A przypomnijmy, że samej Turcji, która przyjęła 2,5 raza mniej uchodźców niż Polska to było 6 mld euro.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
mm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/603747-ukraina-w-ue-i-nowy-uklad-sil-w-europieczarnecki-komentuje