„Od początku mówiłem, że artyleria, zwłaszcza dużego kalibru, będzie odgrywała coraz większe znaczenie na polu walki, a mówiłem to w 1999-2000 roku” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były minister obrony narodowej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Był Pan Profesor osobą, która wprowadzała do Wojska Polskiego haubice Krab. Zresztą zostały nazwane „działem Szeremietiewa”.
Prof. Romuald Szeremietiew: Tak. Wtedy złośliwie mówili wszyscy, że one są niepotrzebne. Zarzucono mi, że to, co zrobiłem, to było marnotrawstwo pieniędzy.
A one się teraz świetnie sprawdziły w konflikcie na Ukrainie.
Bezwzględnie. Od początku mówiłem, że artyleria, zwłaszcza dużego kalibru, będzie odgrywała coraz większe znaczenie na polu walki, a mówiłem to w 1999-2000 roku. Wtedy podejmowaliśmy decyzje co do tego, czy kontynuować program uzbrojenia w armatohaubice 155 mm, czy nie.
Rozpoczęto to zanim zostałem ministrem od uzbrojenia, ale później to wszystko się załamało, zrezygnowali z tego i miało już tego nie być.
Zdecydowaliśmy, że jest to działo bardzo potrzebne. Kupiliśmy licencję od Anglików i OBRUM oraz Stalowa Wola wyprodukowały dwa pierwsze prototypy. Jak mnie usuwano z MON-u, to te dwa prototypy były na chodzie, były po strzelaniach - osiągnęły bardzo dobre efekty. Wyglądało na to, że ruszy uzbrojenie w te działa polskiego wojska, ale okazało się, że wskazano, że jestem złodziej, że mój współpracownik chciał pieniędzy - łapówki - właśnie w związku z tym działem, które jest w ogóle niepotrzebne. Wtedy program zawieszono, a mnie usiłowano zamknąć do więzienia. Jak wiadomo, to się do dzisiaj nie udało, ponieważ się obroniłem - okazało się, że zarzuty były nieprawdziwe, a działo okazało się niezbędne i zostało przywrócone. Chwała Bogu, kiedy Zjednoczona Prawica doszła do władzy, to zamówiono te działa w takiej ilości, jak wcześniej planowaliśmy, czyli pięć dywizjonów po szesnaście czy osiemnaście dział każdy.
Tak, ale było te osiem lat przerwy, kiedy rządziła Platforma Obywatelska z PSL…
Tak. Wielka szkoda, bo gdyby tej przerwy nie było, to mielibyśmy już te wszystkie dywizjony w komplecie i moglibyśmy produkować te działa pełną parą. W tej chwili one są bardzo potrzebne, bardzo się przydają, jeżeli idzie o te walki, które prowadzą Ukraińcy.
Wtedy też był okres wykwitu różnych teoretyków wojennych, którzy twierdzili, że konwencjonalny sprzęt w nowoczesnej wojnie nie jest już potrzebny.
Tak. Miały być jakieś nadzwyczajne, elektroniczne sposoby walki. Nie przewidywano wojen, jak to się mówi teraz, wielowymiarowych - takich, jaka toczy się w tej chwili na Ukrainie. Uważano, że co najwyżej to będą jakieś działania ograniczone, jeżeli idzie o siły. Wojna w każdym razie w Polsce i w Europie nie zagrażała - tak mówiła oficjalna strategia, która została przyjęta przez władze Rzeczpospolitej.
Może te dwie rzeczy są ze sobą powiązane, dlatego że jeżeli nie rozpoznawano Rosji jako potencjalnego przeciwnika, to stawiano na to, że konflikt będzie na jakimś poziomie elektronicznym, podczas gdy Rosja dysponuje głównie siłami konwencjonalnymi.
Tak. Stara zasada. To znaczy: pancerz, duże kalibry i urrraaa! W Rosji to zawsze było i zostało. Oczywiście.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/603143-dziala-szeremietiewa-b-szef-mon-mowili-ze-niepotrzebne