Podsuwając panu Donaldowi strategię rozprawienia się z PiS, pani Magda przypisała tej partii największe zdobycze postępu.
Jej felietony w „Gazecie Wyborczej” są coraz śmieszniejsze, choć mają być coraz groźniejsze. Ten najnowszy jest listem miłosnym do Donalda Tuska, choć zawiera groźbę, że miłość nie rozkwitnie, jeśli przewodniczący Platformy Obywatelskiej nie zamieni się w prawdziwego siepacza. A Tusk musi się stać siepaczem, bo … oczywiście Prawo i Sprawiedliwość. Każdy na miejscu Tuska powinien uciekać od tak ogłaszanej miłości Magdaleny Środy, ale w jego wypadku to nie jest wcale pewne.
Zaczyna się oczywiście od deklaracji, że pani Środzie „podoba się nowy Tusk”. Można zrozumieć, iż podoba się za to, „że jest za rozdzieleniem Kościoła od państwa, za prawem kobiet do aborcji i chyba nawet za legalizacją małżeństw osób LGBT+ (jeśli nie jest, to zapewne wkrótce będzie)”. Najwidoczniej pani Magdalena nie pamięta, że jeśli pan Donald jest w jedną środę za czymś, to w drugą środę już być nie musi. I chyba pani Magda nie pamięta ślubu kościelnego przed wyborami, ołtarzyka w mieszkaniu w Sopocie, całowania dłoni papieża i wspomnień o znaku krzyża kreślonym na bochenku chleba. Ale miłość bywa ślepa, więc może nie pamiętać.
Pani Magdzie pan Donald podoba się także dlatego, „że stał się koszmarem, który spędza sen z powiek ludziom PiS”. Z tego powodu jest ponoć potwornie szkalowany. Pani Środa nigdy nie wykazywała oznak poczucia humoru, a wręcz przeciwnie, więc nie dziwi, iż nie pojmuje, że „beka” z Tuska to nie szkalowanie, tylko rozrywka. Przecież pan Tusk już od dawna jest postacią z „Indyka” Sławomira Mrożka, a nie z dramatów Sofoklesa czy Szekspira. Szkalowanie go byłoby tak samo bezsensowne jak robienie tego w wypadku Klaudii Jachiry czy Michała Szczerby.
Pani Magdo, pan Donald jest świetnym obiektem do robienia sobie jaj, tylko trzeba dostrzec ironiczny czy też sarkastyczny wymiar tego, co się o nim mówi bądź pokazuje. Ten jego styl mówienia z zacinaniem się i składnią wprost z filmów Marka Koterskiego, te jego rozczapierzane i zaciskane piąstki, te żarciki, z których sam się śmieje, to odgrywanie nastoletniego chłopca, ta retoryka zarumienionej pensjonarki, toć to czyste jajcarstwo, a nie powód do szkalowania. Mało jest ludzi dających tyle powodów do beki, więc nic dziwnego, że dostępne egzemplarze cieszą się takim powodzeniem.
Pani Magda wprawdzie wyznaje panu Donaldowi miłość, ale jest osobą małej wiary, gdy chodzi o to, co najważniejsze, czyli odsunięcie wrażego PiS od władzy. Pani Magda nie wierzy, gdyż „aktywności [Tuska] i najbliższe otoczenie są bliźniaczo podobne do tych sprzed wielu lat, bo choć zmienił poglądy, to wszystko inne pozostaje takie samo. Nie chodzi oczywiście o to, by wypominać mu, że to, co teraz umieszcza w głoszonych postulatach, mógł bez problemów zrealizować za czasów swojej omnipotentnej władzy. Chodzi raczej o to, że nie nadąża za tym, co się dzieje w Polsce”.
Tusk nie nadąża – to wyjątkowa obelga wobec kogoś, kto wyprzedza, czyli jest awangardą, a nie ariergardą. Stwierdzić, że pan Donald „nie nadąża”, to tak jakby powiedzieć, że panu Tomaszowi… Zresztą nie ciągnijmy tego wątku. Zdaniem pani Magdy, pan Donald „nie nadąża”, gdyż zapewne nie wyciągnął wniosków z wiekopomnej myśli Stalina, że mimo rewolucji walka klasowa nie ustaje, ale się nasila i zaostrza. Pani Magda stosowny wniosek wyciągnęła, dlatego uważa, że „PiS to nie jest zwykły wróg, z którym można się kłócić o krzesła czy drażnić go i łajać. PiS to nie partia, to nowa forma polityki: autorytarnej, bezwzględnej, nihilistycznej, totalnej. PiS nie strzela do ludzi, ale robi coś równie złego; PiS zadomawia nas w świecie bez granic – politycznych, moralnych, obyczajowych”.
Podsuwając Donaldowi Tuskowi strategię rozprawienia się z PiS, pani Magda (zapewne w ferworze walki i miłosnym uniesieniu) przypisała tej partii największe zdobycze postępu: przekraczanie granic i podziałów, czyli wszelkiego rodzaju transgresje. To dla świata postępu świętość i przypisanie tego PiS niebywale to ugrupowanie uszlachetnia i czyni trudniejszym do zwalczania. Chyba pani Magda nie chce powiedzieć, że PiS najbardziej spośród polskich partii realizuje koncepcje świętego Zygmunta Baumana (zalew rynku wydawniczego przez kolejne biografie tego świętego jest znamienny)? I przywołuje słynne pytanie Piłata: „Cóż to jest prawda?”. A przecież dotychczas dla pani Magdy i takich jak ona PiS było straszne dlatego, że nie uznawało transgresji i trwało przy opresyjnej definicji prawdy niejakiego Arystotelesa. Co to się porobiło?
Gdy pani Magda przypisuje Prawu i Sprawiedliwości zasadę: „My nic nie musimy usprawiedliwiać”, to odnosi się do takich rewolucjonistek jak Róża Luksemburg, Dolores Ibarruri czy Marta Lempart, a nie do PiS. Słynne hasło „wyp…alać”, tak obfitujące w głębokie sensy i wyrafinowanie, było przecież manifestem postawy i zasady „my nic nie musimy usprawiedliwiać”. Pani Magdo, niech pani nie niszczy zdobyczy rewolucji tylko dlatego, żeby dopiec PiS!
Bez stosowania zasady „my nic nie musimy usprawiedliwiać” niemożliwe będzie żądanie pani Magdy, że „w obliczu takiego wroga [jak PiS] trzeba rzeczywiście ‘totalnej opozycji’. Nie wystarczą narcyzm, pewność siebie, stroszenie piórek, nie wystarczy kilku starych, wiernych kumpli od PR”. O matko z córką! Tusk i narcyzm? Można by od biedy wymienić w tym kontekście Sikorskiego, ale Tusk? Pani Magda chciałaby wszystko po żołniersku załatwiać, jak Wanda Wasilewska czy Janina Broniewska, ale pan Donald to jednostka subtelna i z nim tak nie można.
Pani Magda alarmuje, że „trzeba radykalnej zmiany sposobów uprawiania polityki. Trzeba oprzeć ją na koalicjach, na zróżnicowanych (poglądowo, wiekowo, płciowo) think tankach. Trzeba iść szeroką ławą demokratycznych reprezentacji”. No, ale przecież pan Donald tak uprawia politykę od 30 lat, więc jaka radykalna zmiana? Pani Magda tego nie dostrzegła? To po co pan Donald tak się starał?
Rady pani Magdy są wręcz samobójcze politycznie. Bo co znaczy, że opozycja „musi opierać się na nowych metodach komunikacji (nie tylko ‘wystąpienia szefa’), na zróżnicowanym przywództwie (bez narcyzmu), a przede wszystkim na odmiennej hierarchii wartości i odmiennym języku”. Czy to jest apel o więcej Klaudii Jachiry, Ewy Kopacz, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Michała Szczerby, Arkadiusza „Bezlebuba” Myrchy?
Pani Magda uważa, że „trzeba rewolucji: w poglądach, w wartościach, w metodach”. Tyle że nie wie, „jak ją przeprowadzić?”. Albo uważa, że pan Donald nie wie. To jednak tylko podpucha. Bo jaki jest wniosek końcowy? Ano taki: „Pogadajmy wreszcie o tym!”. Czyli spotkajmy się, a potem już będzie wspaniale. To zakamuflowana propozycja randki. Bo miłosne wyznania w gazecie, to jednak nie to. Zatem panie Donaldzie, proszę się spotkać z panią Magdą, porozmawiać „wreszcie o tym” i ona już panu wszystko wyjaśni. A potem będą żyli długo i szczęśliwie. Nawet gdyby nie udało się przejąć władzy. Ale czy miłość nie jest ważniejsza od polityki?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/602867-pani-sroda-napisala-milosny-list-do-pana-tuska