Czesław Miłosz komentując studencką lewicową rewolucję w 1968 wspominał spotkanie i rozmowę z Herbertem Marcusem. Choć sam był daleki od prawicy filozofię tego - jak go określił - „teoretycznego bożyszcza młodzieży” opisał jako „nienawiść do ludzi w imię człowieka idealnego”. To bardzo cele słowa które wpisują się w rozważania Bronisława Wildsteina zawarte w książce „Bunt i afirmacja. Esej o naszych czasach”.
Książka ukazała się dwa lata temu i jest z pewnością najważniejszą pozycją w dorobku Wildsteina. Ukoronowaniem jego drogi intelektualnej politycznej i duchowej. Trochę rozprawą z dawnymi fascynacjami i ideowymi i filozoficznymi oszustwami nowoczesności. Złudzeniami oświecenia, marksizmu i jego przepoczwarzeń, kartezjańskim racjonalizmem, liberalizmem, a w zasadzie samozniszczeniem idei liberalnych, które doprowadziły do - jak mówi - „zabójstwa wolności”. Ideologiami, a więc nowymi świeckimi religiami, teorią umowy społecznej, sztuką, która nie chce odtwarzać rzeczywistości i stała się na końcu wehikułem zabójczych ideologii nowoczesności.
Dopełnieniem książki jest film dokumentalny wyprodukowany przez telewizję publiczną, a wyemitowany w niedzielę 12 czerwca na antenie TVP Kultura. Jego autorami są Ewa Żmigrodzka i Krzysztof Zwoliński. Film ciekawy z charakterystyczną muzyką Michała Lorenca. Jego wadą jest jednak zupełny brak głosów z zewnątrz i oddanie go jedynie głównemu bohaterowi i żonie.
Absolutnie symbolicznymi wplecione archiwalne filmy z podpalenia pomnika Lenina w Nowej Hucie i wyburzenia (przypadkowego zresztą) pomnika Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie 1989 roku i odsłonięcia monumentu Karola Marksa w Trewirze w 2018 roku podczas którego obecny był m.in. ówczesny szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. To bardzo wymowne świadectwo, gdzie znaleźliśmy się we współczesnej Europie i dokąd zaprowadziły nas jej elity. I o tym opowiada Wildstein.
Cofa się najpierw do swojej działalności opozycyjnej i dziennikarskiej, komentuje motywacje kierujące nim jako pisarzem. W filmie wspomina szczególności czas przełomu lat 80. i 90., gdy doszło do zawarcia ugody okrągłostołowej i budowy III Rzeczypospolitej przez ludzi „Solidarności” i ostatniej ekipy rządzącej PRL-em. Przypomina swój powrót z emigracji w Paryżu gdzie wydawał pismo „Kontakt”. Wraca też pamięcią do końca lat 70., gdy jako działacz Studenckiego Komitetu Solidarności współpracował z działaczami Komitetu Obrony Robotników m.in. z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem. Przyznaje, że większość tych środowisk wywodziła się z przedwojennej lewicowej inteligencji w części dawnych komunistów pochodzenia żydowskiego. Rozczarowanych komunizmem, ale uważających, ze prawdziwa polską naturą jest nacjonalizm, antysemityzm.
Obawiali się tego narodu, obawiali się takich pojęć jak naród. Po upadku komunizmu wróciły ich lęki, nie wrócili do żydostwa, ale elitarnego stosunku do tego narodu, który jest charakterystyczny dla całej formacji lewicowo-liberalnej także na zachodzie, która jest zdystansowana do wszystkich wspólnot. Ale w Polsce miało to charakter szczególny
– tłumaczy Bronisław Wildstein.
Trafia w sedno przyznając, że największy wpływ na odrodzenie antysemityzmu w Polsce miała „Gazeta Wyborcza”, która używała antysemityzmu jako pałki, którą uderzała we wszystkich, którzy mają inne zdanie banalizując jego znaczenie. Szczególnie w odniesieniu do holokaustu.
Szokujące było dla niego rozejście się z tymi środowiskami na początku lat 90., gdy nie potrafił się zgodzić na ich wyhamowanie zmian politycznych, bezkarność niedawnych władców PRL.
- Uważałem, że by zbudować nowe, porządne państwo trzeba je zdekomunizować w głębokim sensie, pozbyć tych którzy je deformowali, stworzyć nowe elity, wymiar sprawiedliwości. I spotkałem się z murem
– opowiada Bronisław Wildstein.
Punktem kluczowym była dla niego zupełna niechęć nowych elit do rozliczenia spraw takich jak zabójstwo jego przyjaciela Stanisława Pyjasa przez SB w 1977 roku w Krakowie. Ówczesny prezydent Wałęsa miał mu powiedzieć, że nie ma sensu ścigać tych ludzi, gdyż w nowej rzeczywistości będą dla państwa użyteczni i potrzebni.
Wildstein uważa, że postawa buntu i afirmacji to najważniejsza opozycja dzieląca dziś naszą cywilizację. Bunt to wyrażone m.in. przez Marksa wezwanie do zmiany a nie interpretacji świata. A wiec niekończące się próby jego naprawy, poprawy, rekonstrukcji w tym tworzenia nowego człowieka, nieograniczonego niczym przekształcania rzeczywistości, jej odrzucania, budowy nowej. To kończące się kolejnymi katastrofami próby zbudowania doczesnego raju i królestwa człowieka na ziemi. „To zaprzeczenie afirmacji, fundament metafizycznego buntu, który zdominował naszą epokę” – przypomina.
Afirmacja to uznanie ludzkiej słabości, ułomności, niedoskonałości. To także zgodna na uznanie swojego losu za optymalny, rozpoznanie swojego powołania i ograniczeń natury. Choć nie oznacza zgody na zło. Trzeba je przyjąć jako stały element życia – mówi Wildstein - opierać się mu bez złudzeń, że jesteśmy w stanie je ostatecznie wyplenić. Totalitaryzm to więc myślenie utopijne dal którego pojawienie się zła jest skandalem, kwestionującym istniejący porządek. To chęć budowy absolutnie nowego, spójnego, w pełni racjonalnego i pozbawionego ułomności i błędów świata. A to jest niemożliwe.
Bronisław Wildstein jest piewcą kultury europejskiej. Bo ona, mając fundament religijny, uprawiana od wieków, pozwala nam oswoić świat, osłania istnienie człowieka. Jest jego reakcją na spotkanie ze światem i daje możliwości jego interpretacji. Dziś jest jednak niszczona na wiele sposobów. Dziś – jak pisze filozof – kultura została zarażona genem autodestrukcji kreuje pustkę wypełnioną przez wyzwolone namiętności i instynkty.
Wolność została zmistyfikowana we współczesnym myśleniu liberalnym. Wolność to dziś brak zakazów i ograniczeń, ale w ludzkim świecie ludzie i struktury stwarzają dla nas ograniczenia idealnie wolni bylibyśmy na bezludnej wyspie. Samotny może być Bóg albo zwierzę, ale nie człowiek
– argumentuje bohater filmu „Bunt i afirmacja”.
Stąd m.in. kryzys kapitalizmu, który tę sytuację potęguje, ale jak zaznacza Wildstein polemizując np. z Danielem Bellem, sam z siebie nie jest destrukcyjny. Wszystko więc w rękach człowieka Zachodu, który na razie nie zdając sobie sprawy z tego kryzysu bierze udział permanentnym karnawale.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/602550-wildstein-o-samozniszczeniu-zachodu