„Nie zgadzam się z tokiem rozumowania, według którego musimy robić to, co Unia każe za wszelką cenę” - mówi portalowi wPolityce.pl europoseł PiS i polityk Solidarnej Polski Patryk Jaki.
wPolityce.pl: Jesteśmy świadkami walki o to, w jakim kształcie ma funkcjonować Unia Europejska. Słyszymy o tworzeniu się państwa federacyjnego. Tylko czy nie są to głosy wtórne wobec faktu, że to już Traktat Lizboński znacząco zmienił sposób działania UE?
Patryk Jaki (europoseł PiS, Solidarna Polska): Nie do końca. Traktat Lizboński był oczywiście dużo gorszy z naszego punktu widzenia niż Traktat Nicejski, ale jednak zachowywał dużą ilość kompetencji suwerennych państw i zasadę jednomyślności. Schuman tworząc fundamenty Unii Europejskiej zakładał, że najważniejsze decyzje muszą być podejmowane właśnie w ten sposób. W przeciwnym wypadku silniejsi zawsze będą mogli przegłosować słabszych, co będzie zaprzeczeniem całej idei. Jest propozycja, by zmienić traktat w ogóle eliminując zasadę jednomyślności. W tej sytuacji Polsce można byłoby narzucić absolutnie wszystko. Polacy również straciliby wpływ na to, co się dzieje we własnym kraju, ponieważ europejska oligarchia mogłaby zablokować każdą decyzję. W tej sytuacji suwerenność jest iluzoryczna.
Krytykuje Pan pomysł wprowadzenia armii europejskiej, a przecież taki postulat formułowali nie tylko przedstawiciele organów UE, ale również polscy politycy i nie mam tu na myśli opozycji.
Zakładam, że takie propozycje pojawiały się wtedy, kiedy Stany Zjednoczone i NATO były w kryzysie, a w dodatku Waszyngton wychodził z Europy. Dzisiaj sytuacja jest inna. Obecnie postulat budowania armii europejskiej jest budowany przeciwko Stanom Zjednoczonym, aby realizować cały plan, który mają w tej chwili Niemcy i Francja. Tym planem jest budowa państwa europejskiego z jednoczesnym wypchnięciem stąd Anglosasów. Według tej koncepcji nie da się zrealizować planu bez dogadania się z Rosją, natomiast Polskę współpracującą z USA i Wielką Brytanią trzeba niszczyć. Proszę sobie tylko wyobrazić, co by się działo w lutym tego roku, gdyby nie NATO i Stany Zjednoczone! Ukrainie pozostałyby tylko te słynne niemieckie hełmy. Rosja byłaby już pod granicami UE, o ile by ich nie przekroczyła. Musimy wyciągnąć z tego wnioski. Nie wolno nam iść w kierunku projektu armii europejskiej. Tym bardziej, że niemieccy publicyści już mówią, że dobrze by było stworzyć taką armię i jako cel nie wskazują wcale pomoc Ukrainie, ale np. zrobienie porządku w Polsce.
Pozostajemy przy temacie batalii, ale nie wojennej, lecz politycznej. Wiceszef MSZ Paweł Jabłoński podkreśla, że KPO to środek do m.in. „wzrostu siły politycznej naszego państwa”. Może więc nie warto było kruszyć kopii o Izbę Dyscyplinarną?
Cytowany tweet pana ministra Jabłońskiego jest na poziomie jego wcześniejszych wpisów, w których zapewniał nas, że po podpisaniu KPO nie stracimy żadnych pieniędzy. A jak to wygląda? Wszyscy wiemy.
Zgrzyt w obozie Zjednoczonej Prawicy?
Dla dobra pana ministra wolałbym nie komentować jego wpisu, gdyż jest jeszcze słabszej jakości niż te wcześniejsze. A co do meritum nie zgadzam się z tokiem rozumowania, według którego musimy robić to, co Unia każe za wszelką cenę. To nie jest tak. Musimy nauczyć się przede wszystkim dokładnie liczyć. Również w samym Prawie i Sprawiedliwości są politycy zaskoczeni tym, co zostało zawarte w tzw. kamieniach milowych przedstawionych przez KE. Nie konsultowano tego z nami, wspomniane „kamienie” były przed nami ukrywane i czeka nas teraz bardzo poważna dyskusja w rządzie na temat tego, co się naprawdę wydarzyło.
Parlament Europejski przez lata był postrzegany jako dobra polityczna emerytura. Czy widzi Pan dla siebie możliwość powrotu do krajowej polityki?
Myślę, że Parlament Europejski jest obecnie ważniejszy niż krajowe pole walki politycznej z prostego względu: ponad 90 proc. prawa obowiązującego w Polsce pochodzi z UE. Dlatego to właśnie tutaj, w Strasburgu, w Brukseli odbywają się ważniejsze batalie niż w polskim Sejmie. Kiedyś rzeczywiście Parlament Europejski uchodził za miejsce dla emerytów, w którym można tylko pogadać, ale obecnie podejmuje się tu kluczowe decyzje dla naszego państwa. Czuję, że biorę udział w czymś niezwykle istotnym. Wszystko wskazuje na to, że z roku na rok Unia będzie sobie przywłaszczać jeszcze więcej kompetencji, dlatego bardzo ważne jest to, by być na jej forum aktywnym. Jeśli chodzi o moją przyszłość polityczną, to koncentruję się na tym, co jest tu i teraz. Na razie nie myślę o powrocie do krajowej polityki, chyba że padłaby jakaś dobra propozycja.
Co rozumie Pan przez określenie „dobra propozycja”?
Mam na myśli sprawczość. Propozycję, która dawałaby mi większą sprawczość niż tę, którą mam w Parlamencie Europejskim. Wtedy jestem w stanie zrezygnować z sześć razy wyższej pensji - bo nie chodzi mi o pieniądze - tylko o możliwość zmiany rzeczywistości.
Chodzi o funkcję wykonawczą?
Tak. Podkreślam jednak, że biorę udział w powstawaniu ważnego prawa dla Polski, dlatego mam co robić. Nie ma w ogóle porównania między byciem deputowanym do PE a byciem posłem na Sejm. Zasiadanie w PE daje dużo więcej narzędzi niż krajowy mandat.
Rozmawiał Aleksander Majewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/602112-nasz-wywiadjaki-nie-mysle-o-powrocie-do-kraju-chyba-ze