To, co bawi Tuska, Trzaskowskiego i Cieślaka dla obiektów ich żartów czy skarg może być życiowym dramatem.
Trzy osoby, trzy zachowania, trzy modele uprawiania polityki, a właściwie jeden – to dostaliśmy w ostatnich kilku dniach. I to było bardzo znamienne oraz pouczające. Ubogacili nas Rafał Trzaskowski, Donald Tusk i Michał Cieślak. Trzaskowski błysnął dowartościowując się jako „dupiarz”. Tusk pokazał swój stosunek do ludzi kręcąc ręką „fijoła”, czyli sugerując, że kobieta zadająca mu pytanie ma „nierówno pod sufitem”. Cieślak pokazał to oblicze władzy, które doprowadzało nas do białej gorączki w czasach komuny, czyli dygnitarstwo.
Trzaskowski zaprezentował się jako prymityw. Jego przechwałki, jak to w młodości był „dupiarzem” pokazują zakompleksionego polityka, któremu ciąży wizerunek paniczyka, więc chciałby się pokazać całkiem z innej strony. I uznał, że redukując kobiety do „d…y”, jest równiachą, czyli trafia do elektoratu, który podobnie myśli, a niekoniecznie jest wyborcą takich jak on. To oczywiście też obraża ten elektorat, gdyż mało kto chce być po prostu prymitywem i ujawniać tylko „nagie instynkty”.
Tusk chciał najwyraźniej obrazić kobietę zadającą mu pytanie, przeprowadzając skrócone wnioskowanie, z którego wynikało, że tylko ktoś stuknięty może głosować na PiS. A skoro jest stuknięty, to może tak wielkiemu człowiekowi jak on zadawać tylko „porąbane” pytania. Kiedy pokręcił sobie palcami przy skroni, czyli zademonstrował „fijoła”, wyraźnie ucieszony czekał na reakcję publiczności. A kiedy rozległy się brawa, bardzo z siebie zadowolony uznał, że dowcip był wyborny. Czyli sprowokował publiczność do takiej reakcji, by w sumie kobieta była upokorzona, ośmieszona i przeczołgana. Sam ledwie nie zarechotał, gdy doczekał się spodziewanej reakcji.
Cieślak zachował się jak gorliwy aparatczyk z czasów PRL, który chce być bardziej sekretarski od komunistycznego pierwszego sekretarza. Nie mógł uznać, że każdy ma prawo wyrazić swoją opinię, nawet jeśli nie jest ona przychylna władzy, tylko musiał pokazać, kto tu rządzi i że władzy nikt nie podskoczy. A jeżeli spróbuje, to pożałuje. Bo przecież nie wolno godzić sprawowania funkcji naczelnika urzędu pocztowego z wypowiadaniem własnego zdania na temat drożyzny i trudności życia. Naczelnik poczty musi być urzędowo zadowolony i nie kwękać, bo jest urzędnikiem. I plami jakiś realny albo wyobrażony mundur.
Mamy dwóch polityków opozycji i byłego już ministra z obozu rządzącego, którzy w gruncie rzeczy mogliby sobie przybić „piątkę” i przy alkoholu rozwinąć skrzydła. Łączy ich bufonada i poczucie wyższości. Łączy zadowolenie z tego, że zrobią coś durnego bądź podłego, co powinno być całkiem bezkarne, bo przecież nie wypadli sroce spod ogona. A nawet wyznaczają trendy. Zatem jeśli nawet kogoś innego w takich sytuacjach uznano by za chama, prostaka i buca, to nie ich. Oni co najwyżej bawią się konwencjami.
Można sprowadzić kobietę do „d…y” i uznać, że to przystoi osobie zgłaszającej różne intelektualne pretensje. Przecież Trzaskowski mógł powiedzieć, że był „kobieciarzem”, ale to nie miałoby w sobie tego elementu podboju i skonsumowania, co budzi aplauz, choćby tylko w żulii. W ten sposób mówi się: może i wydaję się wam lalusiem i pie…dołą, ale potrafię być także pełnokrwistym żulem, co wypije, przeleci i jeszcze się tym pochwali przed kumplami.
Donald Tusk jest zbyt doświadczonym politykiem, żeby nie wiedzieć, iż argument o tym, że ktoś jest stuknięty może być jako tako strawny w środowisku polityków, bo tam często takie porównania są na porządku dziennym. Ale dla zwykłych ludzi jest to wyrazem absolutnego braku szacunku, poniżeniem i obrazą. Tym bardziej że ludzie, których się w taki sposób obraża, są pracodawcami polityków. A nawet gdyby nie byli, zasługują na szacunek. Jeśli ktoś robi „fijoła” przy skroni mówi mniej więcej: „zobaczcie, co ta stuknięta baba bredzi”.
Michał Cieślak nawet nie powinien pomyśleć, że może naskarżyć na urzędniczkę poczty, bo ma stosowne znajomości. Dla niego to może drobnostka, lecz dla kobiety w miasteczku, gdzie pewnie trudno o pracę, takie zachowanie jest zrujnowaniem poczucia bezpieczeństwa. Jest wpadnięciem w spiralę strachu, że jej dotychczasowe życie może zostać całkowicie zrujnowane. I o tym trzeba myśleć, zanim się zacznie kogoś straszyć za coś, co przecież nie było żadnym przewinieniem. Praca to nie jest może miejsce na różne dywagacje, ale też nie ma w tym nic szczególnego. Wszyscy o czymś gadają, a najczęściej o tym, co ich uwiera czy niepokoi.
Prezydent Warszawy, były premier, minister to nie są postacie, które mogą się bawić losem innych ludzi, mogą się zwalniać z odpowiedzialności za cokolwiek, a w końcu mogą wszystkich i wszystko traktować albo instrumentalnie, albo jako zabawę. To, co bawi Tuska, Trzaskowskiego i Cieślaka dla obiektów ich żartów czy skarg może być życiowym dramatem. Ich ofiar nic przecież nie chroni, gdy zostają napiętnowane. Trzej panowie mogą to uznać za drobiazg czy zabawę, bo są uprzywilejowani. I może nawet ktoś ich poklepie po plecach, jakimi są zgrywusami. Dla ofiar ich „żartów” konsekwencje są zupełnie inne.
I jeszcze jedna ważna sprawa: we wszystkich tych przypadkach chodzi o kobiety. Chodzi o generalną zasadę postępowania wobec kobiet, wedle której facet może wszystko. Tylko to nie jest żadna konwencjonalna sytuacja, żadne przedstawienie czy jakiś pastisz. To jest życie tych kobiet, wobec których trzej panowie nawet nie starają się włączać hamulców. Ale w ten sposób tylko demonstrują, że są zwykłymi chamusiami, prostakami bądź macho z remizy. Jeśli to ma być sposób na leczenie kompleksów, to pogratulować.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/602071-tusk-trzaskowski-cieslak-czyli-co-wylazi-z-politykow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.