Guy Verhofstadt napisał do wszystkich eurodeputowanych i asystentów, że chce złożyć wotum nieufności dla Komisji Europejskiej dlatego, że potwierdziła KPO dla Polski i zbiera podpisy do końca dnia do czwartku -
— poinformowała portal wPolityce.pl europoseł Anna Zalewska. W liście, który opublikowaliśmy chwilę potem, czytamy, że wniosek zostanie „złożony w momencie, gdy Komisja przekaże Polsce fundusze NextGen, zanim wszystkie orzeczenia TSUE zostaną w pełni wykonane, zanim odwołani sędziowie zostaną przywróceni na stanowiska i bez uznania przez Polskę pierwszeństwa prawa UE”.
Były komisarz, obecnie przewodniczący grupy liberalnej w Parlamencie Europejskim, chce więc rzucić Polskę na kolana, nawet jeśli oznaczałoby to upadek całej Komisji i rozwibrowanie unijnego układu politycznego w czasie, gdy rostrzygają się losy na Ukrainie. Trudno w tym kontekście nie przywołać opinii byłej ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Georgette Mosbacher, która stwierdziła, że „jeżeli chodzi o problemy z samorządnością, spora część tego co docierało na Zachód, było efektem rosyjskiej dezinformacji, zarówno UE jak i USA przyjmowały ją bezkrytycznie”. Działania Verhofstadta są - w kontekście wydarzeń na wschodzie - tak szkodliwe, że pytanie o zewnętrzną inspirację nasuwa się samo.
Ale jest w tym także coś jeszcze: nienawiść do obecnego rządu w Warszawie. Verhofstadt z nękania obecnej Polski uczynił swój znak firmowy. Przyjął zakłamaną opowieść płynącą ze strony polskiej opozycji, uwewnętrznił ją, zinternalizował, i już inaczej nie umie. Nie zadowala go nawet daleko idący - z naszej strony - kompromis w sprawie sądownictwa. Kompromis wychodzący poza traktatowe uprawnienia Unii Europejskiej. Można zapytać: czy to jest tylko nienawiść do rządu? To Verhofstadt nazwał uczestników Marszu Niepodległości w 2017 roku „faszystami, neonazistami i białymi suprematystami”, i nigdy za swoje słowa nie przeprosił. Sądzę, że on rzeczywiście nienawidzi Polaków w ich tradycyjnym wydaniu; zaakceptowałby co najwyżej jakiś wyrób „polakopodobny”, już po lewicowo-liberalnej lobotomii.
Nasze relacje z Unią nie są łatwe. Właściwie to wyścig: z jednej strony rośniemy w siłę, także ekonomicznie. Z drugiej, wciąż zależymy od funduszy i dostępu do rynku, za które to dobra każą nam jednak płacić suwerennością. Musimy jednak wytrzymać do chwili, gdy dojdziemy do takiego poziomu, że unijne pieniądze przestaną być sprawą istotną dla naszego państwa. Wbrew pozorom, nie jest to moment zbyt odległy. Trzeba więc stawiać opór, tam gdzie można, ustępować - mądrze - tam gdzie trzeba, i śmiało iść do przodu, ze świadomością, że to czołganie nie będzie trwało wiecznie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/601662-czy-verhofstadt-nienawidzi-tylko-rzadu-czy-takze-polakow