Prestiżowa amerykańska gazeta „The Wall Street Journal” opublikowała niezwykle interesujący komentarz austriackiego politologa Ralpha Gerta Schöllhammera, w którym wyjaśnia, dlaczego Unia Europejska waha się z pełnym poparciem dla Ukrainy.
Tekst został opublikowany w zeszłym tygodniu na stronie WSJ, ale zdecydowanie warto na niego zwrócić uwagę, nawet z opóźnieniem, ponieważ zawiera bardzo ważne tezy. Schöllhammer, profesor Uniwersytetu Webster w Wiedniu, rozpoczyna swój tekst od stwierdzenia, że przedstawiciele UE obiecują w tej chwili wielką pomoc Ukrainie. Jednak, kontynuuje autor, obietnice te będą trudne do spełnienia, jeśli będą kolidować z interesami głównych narodów europejskich.
„W ostatnich miesiącach stało się oczywiste, że wielu europejskim państwom bardziej zależy na zakończeniu wojny niż na tym, kto wygra. Szczególnie Niemcy wydają się być zainteresowane utrzymaniem możliwości powrotu do przedwojennego status quo na Ukrainie. Berlin nie jest w tym osamotniony. Po udanej reelekcji francuski prezydent Emmanuel Macron powiedział, że przyszły pokój w Europie Wschodniej nie może obejmować niepotrzebnego upokorzenia Rosji i musi obejmować ustępstwa terytorialne na rzecz Moskwy”.
Austriacki politolog przypomina, że konkretna pomoc udzielona Ukrainie przez Unię jest dwukrotnie mniejsza niż ta, której udzielają jej Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Jeśli Ukraina przetrwa tę wojnę, pisze on, stanie się tak dzięki pomocy Waszyngtonu, Londynu i Polski. Niemcy obiecują pomoc wojskową, która jednak ze względów biurokratycznych zawsze się opóźnia. Schöllhammer uważa, że obietnice szybkiego wejścia Ukrainy do UE również nie zostaną spełnione i co najmniej jeden kraj to zawetuje. Takie weto może pochodzić z Austrii, Węgier, Francji, a nawet samych Niemiec.
„Mimo ponadnarodowych ambicji UE, w kalkulacjach politycznych państw członkowskich nadal dominują interesy narodowe. Dla Paryża i Berlina kryzys na Ukrainie to nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale może również zadecydować o przyszłym podziale mocy politycznej w UE”
— pisze politolog:
„UE jest zbudowana wokół Niemiec i Francji, a oba państwa zazdrośnie strzegą swojej pozycji jako głównych decydentów w Europie. Politycy w obu krajach są świadomi, że UE, w której jest Ukraina może doprowadzić do konkurencyjnej osi Warszawa-Kijów, czego ani Francja, ani Niemcy nie chcą. Ukraina jest politycznie i kulturowo bliższa Polsce niż Niemcom, co oznacza, że siła Niemiec w UE mogłaby zostać znacznie zmniejszona i zastąpiona przez rosnące wpływy Europy Wschodniej”.
Swoją analizę Schöllhammer podsumowuje zdaniem:
„Te myśli mogą wydawać się cyniczne w świetle heroicznej walki Ukrainy, ale błędem byłoby sądzić, że polityka siły została zastąpiona ideałami”.
Ambiwalencja Berlina i Paryża w walce z rosyjskim agresorem staje się więc coraz bardziej widoczna dla zachodnich elit. Szczególnie ważna jest jednak w tej analizie świadomość, że polityczne i strategiczne wzmocnienie Europy Środkowej, wyrażone w sojuszu Warszawy i Kijowa, nie zostanie przyjęte z sympatią w Paryżu i Berlinie. Wręcz przeciwnie, może utrudnić im plany, które mają po zakończeniu wojny na Ukrainie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/600809-wsj-niemcy-i-francja-zagrozone-sojuszem-warszawy-i-kijowa