Za każdym razem, gdy w Berlinie kanclerz Scholz wykręca numer na Kreml, w pozostałych europejskich stolicach powinien odzywać się coraz głośniejszy dzwonek alarmowy.
U progu III RP polski wywiad przestrzegał przed nowym Rapallo. Tadeusz Mazowiecki bał się nowych Niemiec, dlatego prosił Moskwę o opóźnienie zjednoczenia za Odrą. Ci sami Niemcy nie tylko – jak wiemy od kilkunastu dni – za cel swoich działań w Polsce obrali destabilizację sceny politycznej, by łatwiej prowadzić tu ekspansję gospodarczą, ale też wprost korumpowali polską klasę polityczną. Władze w Berlinie wręcz wskazywały swoim przedsiębiorcom, gdzie w Polsce mają inwestować, bo lobbystyczny grunt został już tam przygotowany. Najpewniejszym miejscem był oczywiście Gdańsk, bo „tam będzie korzystny klimat”.
To tylko jedne z wielu arcyciekawych faktów wyłaniających się z dokumentów, do których przez 30 lat nikt nie zaglądał. Dziś ich analizę prowadzi prof. Bogdan Musiał. O swoich znaleziskach opowiedział w rozmowie ze mną w nowym wydaniu tygodnika „Sieci”.
Z jednej strony to fakty, które nie szokują, bo przecież od dekad widzimy (z każdym rokiem coraz wyraźniej), że dla Berlina wejście Polski do wspólnoty Zachodu było przede wszystkim okazją do potężnego zarobku i budowania strefy gospodarczych wpływów. Z drugiej jednak, zdumiewa, jak szybko została zapoczątkowana i jak szeroko była zakrojona akcja drenowania odradzającej się Polski i jak paskudną rolę odegrali w tym przedstawiciele części naszej nowej „elity”.
Na szczęście dziś tych ludzi nie ma już u władzy. Jednak przez lata zdążyli dołożyć potężną cegłę do poszerzania niemieckich wpływów nad Wisłą i nie tylko.
Dziś Europa wie, że polityka Niemiec stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa kontynentu. To stan niezmienny od ponad trzech dekad, od kiedy to kanclerz Kohl lał krokodyle łzy nad upadkiem Związku Sowieckiego. Dzisiejsze działania Olafa Scholza to tylko nowa odsłona tej samej polityki – brutalnych, egoistycznych interesów realizowanych kosztem słabszych państw, podtrzymywanie walącego się wschodniego kolosa i składanie mu w ofierze innych narodów.
Pytanie jednak brzmi, czy Europa będzie w stanie wyciągnąć wnioski z tego stanu rzeczy? Czy znajdzie w sobie wystarczająco dużo odwagi (a raczej: instynktu samozachowawczego), by coś z tym zrobić? Czy zdecyduje się na przebudowę całej architektury Starego Kontynentu, czy zadba o realną, a nie tylko deklarowaną solidarność?
To jedno z ważniejszych zadań, jakie stoją również przed naszymi władzami. Nie wszystko jest w ich rękach, bo kluczowe mogą okazać się czynniki zewnętrzne, na czele z postawą Waszyngtonu. Lecz grzechem byłoby nie spróbować skorzystać z nadarzającej się okazji. Przyszłość Polski i Europy zależy nie tylko od powstrzymania Putina na Ukrainie, ale też od radykalnego ograniczenia roli Niemiec. Jeśli bowiem utrzymają one swoją pozycję (a, nie oszukujmy się, przemalowywane właśnie CDU, podobnie jak Zieloni, mają w tym względzie imperatywy tożsame z SPD), kolejna katastrofa będzie tylko kwestią czasu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/600554-europa-musi-byc-solidarna-w-ograniczaniu-roli-niemiec