W „365 dni” opozycja może zrealizować program „Zero dla Polski” i przejść do historii jako ci, którzy spełnili wszystkie obietnice.
Znakomity jest pomysł z jednym opozycyjnym blokiem na wybory parlamentarne. Najkrócej można go podsumować jako „Zero dla Polski”, ale o tym za chwil kilka. Na razie mamy „Tak! Dla Polski”, czyli „Deklarację poparcia Ruchu Samorządowego ‘Tak! Dla Polski’”. Podpisali go Donald Tusk, Rafał Trzaskowski, Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz, Włodzimierz Czarzasty i Jacek Karnowski. Najważniejsza jest w tym dokumencie liczba 365, ale o tym też za chwilę.
Jeśli deklaracja zaczyna się tak, jak ta, o której mowa, to nawet nie warto jej czytać. A zaczyna się czymś w rodzaju preambuły, żeby było maksymalnie koturnowo. I odstręczająco: „Naszym wspólnym celem jest demokratyczna i praworządna Polska, oparta o wartości europejskie, w tym zasadę pomocniczości, szanująca godność każdego człowieka, dbająca o środowisko naturalne i będąca ważnym ogniwem wspólnoty międzynarodowej. Kluczowym elementem takiego państwa jest samorządność”. Czyli w nadętych słowach mamy „tere-fere kuku, strzela baba z łuku”.
Tych wszystkim górnolotnych haseł nie da się spokojnie czytać, bo powtórzone setki razy kompletnie nic nie znaczą, więc można je pominąć. Na uwagę zasługują dwie sprawy. Po pierwsze, deklaracja sugeruje, że optymalne dla Polski byłoby pełne usamodzielnienie się samorządów, czyli coś w rodzaju Polski landowej. Taki model istnieje już w Niemczech, a landy mają własne parlamenty i rządy. Gdyby landy podobnie wyglądały w Polsce, mogłyby w przyszłości łączyć się z niemieckimi w szersze struktury (przynajmniej na zachodzie kraju) i wszystko mogłoby wrócić do idealnego stanu powiedzmy z 1938 r.
Najciekawsza w deklaracji wydaje się jednak liczna 365. W czasie „365 dni” (od zaprzysiężenia rządu) sygnatariusze zobowiązują się do „przeprowadzenia pełnego procesu legislacyjnego stosownych ustaw”. Pal sześć ustawy i ich stosowność. Oto w deklaracji wyskakuje „365 dni”, czyli tytuł erotycznej powieści Blanki Lipińskiej oraz nakręconego na jej podstawie filmu w reżyserii Barbary Białowąs i Tomasza Mandesa. Sygnatariusze napisali „365 dni”, choć mogliby i może nawet powinni napisać „w ciągu roku” czy „przed upływem roku”. Przypadek? Nie sądzę.
Jeśli ktoś ma w głowie wiadome „365 dni”, to od razu kojarzy się to z porwaniem powieściowej i filmowej Laury Biel przez szefa sycylijskiej rodziny mafijnej i ultimatum w sprawie miłości. Jeśli tak miałoby wyglądać dochodzenie do samorządowych ideałów (landów?), to lepsza już chyba wersja literacka i filmowa. Na uwagę zasługuje jednakowoż model proponowanej miłości, gdy chodzi o samorządy, bo jakoś z demokracją żadne uprowadzenie i ultimatum się nie kojarzą.
Naczytały się chłopaki i naoglądały, to wyobraźnia im poszalała. No i z całej deklaracji zostanie „365 dni”. Wszystko wskazuje na to, że to świadomy wybór, żeby się kojarzyło z głośnym powieścidłem i równie głośnym filmidłem (a nawet dwoma). Tylko ktoś nie zauważył, że wszystko to ma kontekst mafijny, przemocowy i erotyczny. Ale może to akurat kręci obecnie sygnatariuszy, a nie samorządy i demokracja. Co byłoby zrozumiałe, gdy wziąć pod uwagę napuszony styl deklaracji.
Jak już zagadkę „365 dni” mamy rozwiązaną, to pora wyjaśnić „Zero dla Polski”. Podczas manewrów w związku z tworzeniem jednego opozycyjnego bloku na wybory parlamentarne na razie nie ma porwań, choć ultimatum jest. Ze strony Donalda Tuska. Ale czy on jest odpowiednikiem powieściowego i filmowego Don Massimo Torricellego, to już nie moja sprawa, lecz umawiających się stron. W każdym razie istnieje spore podobieństwo do fabuły „365 dni” jako scenariusza tworzenia takiego bloku i odkrywania miłości, której na początku nie ma wcale. Ale sposób na miłość jest podobny.
Istotą tworzenia jednego bloku i poniekąd przymusowego zakochiwania się uczestników jest cięcie po skrzydłach. Centryści i konserwatyści nie chcą lewicowych, a szczególnie lewackich pomysłów. Lewica nie godzi się na odniesienia do wiary i wynikających z niej wartości oraz praktyk, w których te wartości są uobecnione. Liberałowie nie chcą etatyzmu i wszystkiego, co ogranicza wolność jednostki itd. W efekcie koalicja grupująca niemal całe spektrum opozycji to, przepraszam za wyrażenie, eunuch.
W sensie ideowym i programowym wielka koalicja jest równie wielkim zerem, bo wszystko, co ma przeciwne znaki się redukuje. I zostaje po tej redukcji wielkie nic, czyli zero. Nic dziwnego, że taki twór mógłby jako swój program przedstawić „Zero dla Polski”. To nie odbiegałoby zresztą znacząco od tego, co partie opozycyjne mają do zaproponowania przed utworzeniem jednego bloku. Tyle tylko, że one się łudzą, iż z dodawania do siebie kilku zer powstaje liczba większa od zera. Konsekwencji „Zera dla Polski” też mogą nie dostrzegać, ale to „0” jest obiektywnym faktem.
Program „Zero dla Polski” może być dla opozycji, szczególnie dla Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, nawet korzystniejszy niż np. „365 dla Polski”, gdyż kiedy te partie rządziły, miały niemal 365 programowych propozycji i psu na budę się to przydało, bowiem nie byli w stanie tak wielkiej liczby zamierzeń zrealizować (o ile w ogóle chcieli). A potem były pretensje, że obiecanki, cacanki i złote myśli w stylu (autorstwa Radka Sikorskiego) „dwa razy obiecać to jak raz dotrzymać”. Zero zamierzeń nie jest bardzo trudno zrealizować, choć trochę trzeba się jednak postarać. Ale ma się wtedy opinię kogoś, kto nie zawodzi i gdy coś obieca, to dotrzymuje słowa.
„Zero dla Polski” jest idealnym programem dla jednego wielkiego bloku opozycji, a przynajmniej dużo lepszym niż „365 dla Polski”. Skoro jednak „365” tak jara opozycyjnych polityków, w szczególności partyjnych liderów, mogliby oni zadeklarować, podobnie jak sygnatariusze deklaracji „Tak! Dla Polski” (w końcu te same osoby), że program „Zero dla Polski” zrealizują w „365 dni”. W domyśle: w okolicznościach, w jakich rozgrywa się historia z dzieł Blanki Lipińskiej, Barbary Białowąs i Tomasza Mandesa. Bo najważniejsza jest miłość. A i na sukces komercyjny można by liczyć, zważywszy na to, ile osób w Polsce „365 dni” przeczytało, a na świecie obejrzało. No i można w ten sposób połączyć 0 z 365 i suma będzie większa od zera.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/600219-powiesc-i-film-365-dni-wielka-inspiracja-opozycji