Kiedy w niedzielę 22 maja prezydent Andrzej Duda odwiedził w Kijowie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i jako pierwszy zagraniczny przywódca od momentu ataku Rosji na Ukrainę wystąpił w Werchownej Radzie, nieco wcześniej miało miejsce inne ciekawe wydarzenie, ze skromnym może, ale widocznym udziałem innego ważnego polskiego polityka.
CZYTAJ TAKŻE:
-Najpierw dla Tuska Niemcy były błogosławieństwem, teraz wspiera Berlusconiego
Jak Tusk przyjaciela Putina wychwalał
Mowa oczywiście o „gościnnych występach” Donalda Tuska, który jako (jeszcze do 31 maja) przewodniczący europejskiej chadecji skierował specjalne przesłanie do uczestników konwencji Forza Italia - partii włoskiego magnata medialnego, byłego premiera Włoch, dziś europosła Silvio Berlusconiego (partii należącej oczywiście do EPL)- gdzie zachwyca się przywództwem trzykrotnego szefa włoskiego rządu w tymże ugrupowaniu.
Być może nie na miejscu jest tutaj dość prostacki kawał o facecie siedzącym w barze i powtarzającym jak mantrę „tego się nie da wyjaśnić” (po pełną treść historyjki odsyłam do Wujka Google), ale w odczuciu tych, którzy mają pewne pojęcie na temat kariery politycznej Silvio Berlusconiego, myśl przewodnia tego kawału może idealnie oddawać sytuację Donalda Tuska i jego zachwytów nad Forza Italią pod przywództwem tegoż.
Berlusconi jest bowiem znany nie tylko z tabloidowego skandalu z „rytuałem bunga-bunga”, ale również bardzo bliskich relacji z rosyjskim satrapą Władimirem Putinem. Na temat aktów bestialstwa, których jego serdeczny przyjaciel dopuszcza się w Ukrainie - rękami zdemoralizowanych, sadystycznych, prymitywnych, zapijaczonych gwałcicieli i szabrowników nazywanych „żołnierzami”, co dla prawdziwych żołnierzy, służących Ojczyźnie, zapewniających bezpieczeństwo i broniących najsłabszych, może stanowić obrazę - trzykrotny premier Italii milczał przez prawie dwa miesiące. W kwietniu wydusił z siebie, że jest „głęboko rozczarowany i zasmucony” postępowaniem Putina, co część opinii publicznej odebrała jako „koniec przyjaźni” czy „potępienie” rosyjskich zbrodni, ale już 21 maja, powtarzając swoje słowa o „zasmuceniu i rozczarowaniu”, jednocześnie krytykował wysyłanie broni Ukrainie i przekonywał, że Unia Europejska powinna… skłonić Kijów do zaakceptowania żądań Kremla. Te oburzające słowa, mimo wszystko, da się wyjaśnić zażyłością łączącą rosyjskiego satrapę z założycielem Forza Italia.
Czy Viktor Orban (z którym zresztą politycy PiS nie utrzymują w ostatnim czasie kontaktów, ze względu na jego, bardzo delikatnie mówiąc, nierozsądne podejście do wojny w Ukrainie) nocował na Kremlu? Tego oczywiście nie wiemy, ale Silvio Berlusconi dostąpił tego „zaszczytu” , zapewne jako jeden z bardzo nielicznych europejskich przywódców.
Rosyjski zbrodniarz wojenny i trzykrotny premier Włoch regularnie odwiedzali się prywatnie. Córki Putina przyjaźniły się z córką Berlusconiego. Założyciel Forza Italia w 2015 r. de facto legitymizował nielegalną aneksję Krymu, składając tam wizytę. Po półwyspie (który Silvio Berlusconi określił jako… „najpiękniejszą część Rosji”) osobiście oprowadzał go Putin. Na anektowanym przez Rosję Krymie włoski potentat medialny zachwycał się parkami i jedną z najstarszych na świecie winnic. Przy okazji tych przyjacielskich spotkań Berlusconi załatwił dla włoskiego koncernu ENI tani rosyjski gaz. Spacerki z Putinem po malowniczych krajobrazach anektowanego przez Rosję półwyspu przypłacił natomiast trzyletnim zakazem wjazdu na terytorium Ukrainy. Nie dziwi nawet to, że włoski polityk, mając tak zażyłe relacje z Putinem, uważał go za – jak sam przyznał - miłującego pokój demokratę.
Putinowska koszula Dejaniry
Dziwi za to postawa lidera Platformy Obywatelskiej, Donalda Tuska, podobno pierwszego antyputinowca w Europie. Zrzuciwszy z ramion płaszcz „naszego człowieka w Warszawie” (choć w jego przypadku byłoby to raczej nieusuwalne znamię na czole Balladyny lub Kaina, aniżeli okrycie wierzchnie, które można zdjąć. A jeżeli już okrycie – to kłopotliwe, bolesne, toksyczne niczym mityczna koszula Dejaniry, zwłaszcza że na wszelkie pytania o relacje z Rosją polityk w ostatnim czasie reaguje, jakby właśnie wypił truciznę, a na pewno coś równie niesmacznego, jak jego oskarżenia pod adresem PiS o rzekomą prorosyjskość), Tusk obwieścił, że w zasadzie to w Europie zawsze miał opinię „rusofoba” i że wcale, ale to wcale nie zgadzał się z Angelą Merkel, której politykę wobec Putina, jak wszyscy wiemy, można było streścić słowami: „Wowka, nie kop Ukrainy nóżką, bo się spocisz”. Na tym nie koniec, ponieważ były szef Rady Europejskiej zaczął oskarżać polski rząd o prorosyjskość.
I po co mu to było? Po co było przez parę tygodni objeżdżać Polskę i pohukiwać o MOL-u i Putinie, „ruskim ładzie”, spotkaniach czołowych polityków PiS z Orbanem i Le Pen, to samo powtarzać jeszcze w programie Moniki Olejnik, aby później – krótko przed historyczną wizytą prezydenta Andrzeja Dudy w Kijowie –w nagraniu adresowanym do uczestników konwencji Forza Italia opiewać przywództwo Silvio Berlusconiego? Przecież to wszystko jak krew w piach!
Na co liczył w ten sposób Donald Tusk? Że zaprezentuje się przed swoim fanklubem jako poliglota (wszak oprócz osławionego „Für Deutschland” były premier RP przemawiał również po angielsku, a teraz także po włosku)? Że szefuje europejskiej frakcji, która wprawdzie od lat toleruje w swoich szeregach jednego z najserdeczniejszych przyjaciół Władimira Putina w Europie, ale za to jest największą frakcją w PE i nosi na sztandarach demokratyczne wartości? Czy chciał przyćmić spotkania i działania dyplomatyczne prezydenta i rządu, rolę, jaką Polska zaczyna obecnie odgrywać w Europie za sprawą tychże działań i postawy wobec wojny w Ukrainie? Czy chciał pokazać, że też wciąż coś jeszcze znaczy w europejskiej polityce, skoro wspiera tak ważną i wpływową postać, jaką wciąż jeszcze, przynajmniej dla niektórych, jest Berlusconi? A może Donald Tusk zwyczajnie ma w swoim otoczeniu „agenta”, kogoś, kto potajemnie działa na korzyść PiS i podszepnął mu, że na pewno fajnie byłoby powiedzieć parę miłych słów o Berlusconim i wcale nie kłóci się to z budowanym nerwowo wizerunkiem pierwszego antyputinowca Europy?
Wielu z nas mogło powiedzieć „tego się nie da wyjaśnić”, widząc Donalda Tuska opiewającego partię, która dzięki przywództwu zasmuconego i rozczarowanego przyjaciela Władimira Putina „będzie nadal siłą napędową dla Włoch i lepszej Europy”.
Nie tylko Berlusconi - co z Jobbikiem?
Inna sprawa, że zwolennikom Donalda Tuska da się wyjaśnić wszystko. Dało się wyjaśnić „naszego człowieka w Warszawie” i „eliminowanie przeszkód po rusofobie Kaczyńskim”, dało się wyjaśnić notatkę dotyczącą planów sprzedaży Lotosu Rosjanom, dało się wyjaśnić oddanie tymże śledztwa smoleńskiego, umowę gazową zmiażdżoną przez NIK (na czele którego stał wówczas nie nominat PiS Marian Banaś, ale Krzysztof Kwiatkowski, wcześniej ważny polityk PO), spacerki po sopockim molo, przypominane w odpowiedzi na kłamstwa Tuska jego własne słowa z lat 2007-2013 na temat Rosji i Putina.
Dało się wyjaśnić nawet spotkania z liderem węgierskiego Jobbiku – tego samego „faszystowskiego” Jobbiku, którego nazwę zwolennicy Tuska wymawiali ze zgrozą, gdy członkowie ugrupowania regularnie przyjeżdżali do Warszawy na Marsze Niepodległości, ale po wizycie przewodniczącego PO w Budapeszcie nagle okazało się, że to już nie ten sam Jobbik i w ogóle nie ma się czego czepiać, bo Orban i Le Pen.
Czy tak samo będzie z Berlusconim? Czy na każde przypomnienie, że kiedy prezydent Andrzej Duda jako pierwszy zagraniczny przywódca od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę przemawiał osobiście przed Werchowną Radą i wspierał prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, Donald Tusk zachwycał się Silvio Berlusconim, będziemy słyszeć mętne tłumaczenia, że to już nie ten sam Berlusconi, bo przecież powiedział, że jest zasmucony i rozczarowany Putinem, a w ogóle to Orban i Le Pen? Czy obrońcy lidera PO stwierdzą, że inaczej nie wypadało, bo Tusk szefuje największej frakcji w PE, zresztą i tak nie był na konwencji osobiście, więc nie ma tematu?
Źli doradcy czy brak wiary w sympatyków?
Jedno jest pewne: były szef polskiego rządu albo ma złośliwych i/lub niezbyt lotnych intelektualnie doradców, którzy jak nie wyskoczą z węgierskimi kolegami „faszystów” z Marszu Niepodległości, to z człowiekiem, który nocował na Kremlu i na spacerkach z Putinem po Krymie wychodził sobie trzyletni zakaz wjazdu na Ukrainę; albo – co równie prawdopodobne – liczy na kiepską pamięć swoich sympatyków lub wręcz nie ma zbyt wysokiego mniemania o ich inteligencji, umiejętności wyszukiwania i weryfikowania informacji, zdolności dodawania dwóch do dwóch.
Być może Donald Tusk siedzi właśnie w pubie i zamiast delektować się złocistym trunkiem, powtarza jak mantrę: tego się nie da wyjaśnić. A putinowska koszula Dejaniry coraz boleśniej wpija się w ciało, opary putinowskiej trucizny coraz bardziej utrudniają oddychanie, zaś piętno „naszego człowieka w Warszawie” pali czoło już wprost nieznośnie. Niestety, ciepłe słowa pod adresem polityka, który nazywał nielegalnie antektowany Krym „najpiękniejszą częścią Rosji” i nerwowe pokrzykiwania „Kaczyński-Putin, Putin-Kaczyński” raczej nie uśmierzą tych przykrych dolegliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/599929-tego-sie-nie-da-wyjasnic-czyli-tuska-goscinne-wystepy