Polska i Ukraina stoją obecnie przed ogromną szansą zbudowania zdrowych relacji na trwałych fundamentach. Ubolewam jedynie, że doszło do tego w wyniku agresji Rosji i tyle krwi niewinnych ukraińskich ludzi - mężczyzn, kobiet i dzieci - musiało zostać wylanej, aby wreszcie do Ukraińców dotarło, kto naprawdę jest ich przyjacielem. Będzie to o tyle łatwiejsze, że mając współczesnych bohaterów Ukraina nie potrzebuje kultu Bandery, który nie tylko że stał się pretekstem dla Rosji do dokonania inwazji, ale stanowił w rękach Kremla narzędzie izolacji tego państwa od polskich sojuszników.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RELACJA. 89. dzień inwazji na Ukrainę. Rosjanie nie są w stanie przerwać dostaw broni. Tragiczny bilans w Charkowie
Przyznam, że ze zdumieniem czytam wypowiedzi znanych i szanowanych osób na temat banderyzmu mogące zostać zinterpretowane w ten sposób, że Polska powinna banderyzm zaakceptować w imię wyższego dobra, jakim jest budowanie struktur bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej. O ile tworzenie tych ostatnich bezsprzecznie jest w interesie zarówno Polaków, jak i Ukraińców, a wręcz jest dziejową koniecznością, to warto ostudzić nieco emocje i zacząć trzeźwo patrzeć na rzeczywistość - z banderyzmem nie da się budować żadnych struktur bezpieczeństwa, a myślenie w tym duchu jest nacechowane poważnym błędem logicznym.
Warto przypomnieć, że Polska od dawna traktowała Ukrainę jako strategicznego sojusznika, co zresztą wymuszało jej położenie, ale ze strony ukraińskiej nie było symetrii, a nawet momentami emanowała wrogość. Nie bez przyczyny dla psucia wzajemnych relacji był rozwój na Ukrainie banderyzmu - to właśnie on uniemożliwił prowadzenie zdrowego dialogu politycznego, naukowego, a także przeprowadzenie ekshumacji i godny pochówek ofiar Rzezi Wołyńskiej, tym samym ustawiając Ukrainę w szeregu krajów nierespektujących podstawowych praw człowieka, bo takim jest prawo do godnego pochówku.
Rozwój ideologii banderyzmu na Ukrainie był wspierany przez Rosję, która widziała w niej potencjał do udaremnienia wysiłków strony polskiej stworzenia sojuszu z Ukrainą. Strategia okazała się dość skuteczna, ponieważ mający od swego zarania antypolskie (obok antyrosyjskiego) ostrze banderyzm sprawiał, że w kręgach rządowych na Ukrainie patrzono na Polaków nie jako na przyjaciół, ale wrogów - panowała lodowata atmosfera, której żaden gest przyjaźni ze strony polskich polityków nie był w stanie ogrzać. Jednocześnie dawała Kremlowi do ręki narzędzie w postaci oskarżeń Ukraińców o nazizm, jako że banderyzm był pierwotnie ukraińską wersją nazizmu, która z czasem nieco stępiła swoje ostrze, tak że współcześnie gros Ukraińców o nazistowskich korzeniach tej ideologii nie ma najmniejszego pojęcia i traktuje ją jako przejaw patriotyzmu.
W pełni zgadzam się z opinią, że na Ukrainie nastąpił wybuch ukraińskości i że jest to zjawisko dobre, ale nie uważam, ażeby pielęgnowanie antywzorców w postaci kultu Bandery posłużyło komukolwiek, z samymi Ukraińcami włącznie. Ukraińcy przecież mają swoich współczesnych i co ważniejsze autentycznych bohaterów w postaci obrońców ojczyzny - ich etos ma potencjał jednoczenia tego narodu wokół prawdziwych wartości. Jest ich wielu i nie są anonimowi. Co więcej, są oni bohaterami również dla Polaków, jako że bez ich poświęcenia wojska rosyjskie miałyby otwartą drogę na zachód.
Historii nie wymażemy, ale możemy zacząć od nowa
Faktem jest, że Stepan Bandera stanowi element ukraińskich dziejów i nie zmieni tego żadne zaklinanie rzeczywistości, ale zastanówmy się poważnie - zwracam się z tym zarówno do Polaków, jak i Ukraińców - czy aby na pewno na tym dziedzictwie chcemy dalej budować wzajemne relacje? Agresja rosyjska - co zapewne nie było zamiarem Putina - stworzyła naszym narodom unikalną szansę na nowe otwarcie we wzajemnych stosunkach. Dojrzałość polityczna wymagałaby, aby nazywając rzeczy po imieniu i pozwalając ofiarom godnie spocząć w grobach, zamknąć trudne rozdziały naszych relacji i zacząć budować od nowa, w oparciu o zdrowe fundamenty, bez ideologii, która generuje jedynie problemy i wzajemną wrogość. To ostatnie niejako już się dzieje i tak jak powiedział były ambasador Polski na Ukrainie Jan Piekło w rozmowie z portalem wPolityce.pl „ważne, aby tego nie zmarnować”. Rozwój kultu Bandery nie tylko sprawiłby, że nad obydwoma państwami unosiłyby się demony przeszłości, ale mógłby w pewnych okolicznościach stanowić programowanie kolejnego ludobójstwa. Czy naprawdę tego chcemy w sytuacji, kiedy u bram mamy imperialną, ludobójczą Rosję Władimira Putina?
Sojusz Polski i Ukrainy jest dziś dla obu państw i narodów dziejową koniecznością. Zagrożeni ze strony putinowskiej Rosji możemy się obronić jedynie w jedności, ale budujmy tę jedność mądrze, z wzajemnym szacunkiem i w oparciu o prawdę - tylko wówczas ma ona szansę na to, aby być trwała, a być może w przyszłości zmienić układ sił w Europie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/599596-czy-naprawde-tego-chcemy-gdy-u-bram-mamy-ludobojcza-rosje