Waszyngton ma już partnera po opozycyjnej stronie – Trzaskowskiego. Tusk jest dla niego tylko politycznym zombie. I tym będzie wkrótce w Polsce.
Chciałby, tak jak 30 lat temu Leszek Miller, zmienić centralę, ale ta tego nie chce. Od jakiegoś czasu malowniczo i znacząco wypina się na Donalda Tuska. W wypadku Leszka Millera, niegdyś sekretarza KC i członka Biura Politycznego oraz człowieka mającego bliskie związki z Sowietami, centrala w Waszyngtonie liczyła na jakąś ekskluzywną wiedzę i cenne wskazówki. Dlatego Millerowi, człowiekowi od moskiewskiej pożyczki, pozwolono zmienić pana, a nawet go potem nagradzano. I Miller zdał egzamin, choćby w sprawie więzień CIA w Polsce, a pewnie też jakiegoś typowania agentów.
Centrala w Waszyngtonie uważa Tuska za kogoś, kto nie tylko kiedyś postawił na złego konia i czerpał przyjemność z jej upokarzania, ale w ogóle traktuje go jako kogoś z kogo nie będzie już miała żadnego pożytku. Donald Tusk karierę robił na podłączeniu do centrali w Berlinie (a przez powiązania tej berlińskiej z moskiewską, także do tej drugiej), a teraz chciałby zmienić centralę na tę w Waszyngtonie. Ale Waszyngton kompletnie nie jest tym zainteresowany.
Gdy 25-26 marca 2022 r. prezydent Joe Biden przebywał w Polsce, Donald Tusk robił wszystko, by został przez niego przyjęty. Uruchomił wszystkie swoje kontakty, łącznie z wykorzystaniem TVN (należącego do amerykańskiego Discovery), wstawił się za nim ambasador USA w Warszawie Mark Brzeziński, ale Biały Dom i Departament Stanu nie były zainteresowane nawet błahym wyróżnieniem byłego przewodniczącego Rady Europejskiej i lidera największej opozycyjnej partii.
Nie tylko dlatego „olano” w USA Tuska, że podczas swej drugiej kadencji w Brukseli wielokrotnie nadymał się i okazywał pogardę dla polityki USA wobec Unii Europejskiej. I dawał do zrozumienia, że Ameryka nie jest Unii do niczego potrzebna. Dla Waszyngtonu nie ma znaczenia, że w Białym Domu zasiadał wtedy Donald Trump. Ważne jest obrażanie prezydenta USA, podważanie roli tego państwa jako supermocarstwa i pycha pętaka, który czerpie przyjemność z obsikiwania nogawki pana.
W nadymaniu się i naigrawaniu z USA Tusk w pewnym momencie przestał znać jakąkolwiek miarę, co spowodowało, że faktycznie zaczął być dla Waszyngtonu persona non grata. Z punktu widzenia relacji USA-UE nie miało to specjalnego znaczenia, bo Tuskowi kończyła się kadencja i zawsze można się było kontaktować z przewodniczącym Komisji Europejskiej (wtedy Jeanem-Claudem Junckerem). Z punktu widzenia relacji USA-Polska, Tusk jest obecnie dla Waszyngtonu nikim. I to się nie zmieni.
Nie sposób sobie wyobrazić premiera bądź prezydenta Polski, a choćby kandydata na te stanowiska, który byłby nikim dla Waszyngtonu. PO bardzo chciała, by tak było z prezydentem Andrzejem Dudą i premierem Mateuszem Morawieckim, ale skończyło się pełną klapą. Trochę polskim przywódcom pomogła historia, ale stan faktyczny jest taki, że relacje między nimi a prezydentem USA, jego administracją i amerykańskim establishmentem, są najlepsze w historii po 1989 r. Tuska to wścieka, ale kompletnie nic nie może zrobić.
Donald Tusk chciałby się oczywiście wzmocnić mając dobre relacje z Białym Domem i jego gospodarzem, ale nie ma na to żadnych szans. A przez to jego możliwości są ograniczone także w Polsce. Tym bardziej że Waszyngton ma już partnera po opozycyjnej stronie – Rafała Trzaskowskiego. Spotkał się on z prezydentem Bidenem podczas jego wizyty w Polsce, był wysłuchiwany w Kongresie, występował w wielkich amerykańskich telewizjach. I Waszyngton uważa go za przyszłość, podczas gdy Tuska za przeszłość, do której nie ma sensu wracać.
Rafał Trzaskowski, przy wszystkich swoich wadach, trafnie ustawił się frontem do Waszyngtonu. Berlin, który był centralą Tuska, praktycznie go nie interesuje. Nałożyło się to na wojnę Rosji przeciw Ukrainie, gdy centrala w Berlinie kompletnie zawiodła i w zasadzie przestała być centralą, gdy chodzi o najważniejsze sprawy polityki międzynarodowej. A Tusk jest twarzą tej przegrywającej centrali. I choć czuje anachronizm i niepraktyczność tej sytuacji, nic nie może wskórać. Berlin go upupia, zaś Waszyngton go odrzuca.
Trzaskowski okazał się w czymś sprytny, bo stawiając na Waszyngton słusznie założył, że to największy atut w rozgrywce z Tuskiem. Niechciany w Waszyngtonie Tusk przegrywa podwójnie. Centrala w Berlinie nic mu nie daje, a nawet w nowej konfiguracji personalnej go nie chce. A centrala w Waszyngtonie z opozycji chce tylko Trzaskowskiego. Tusk znalazł się więc w klasycznej sytuacji kogoś, kto trzyma rękę w nocniku. W dodatku sam zrobił najwięcej, aby tak właśnie się stało.
W czasie wojny na Ukrainie i w przededniu prawdopodobnie dużych geopolitycznych wstrząsów oraz zmian, polski polityk skreślony w Waszyngtonie nie ma właściwie żadnych szans. Także w polskiej polityce. I Trzaskowski słusznie to wykorzystuje, bo na innych polach nie mógł sobie z Tuskiem dać rady. Tusk dużo traci także na tym, że Andrzej Duda, bardzo bliski i ceniony sojusznik USA oraz partner Joe Bidena, będzie prezydentem do sierpnia 2025 r. W te relacje Tusk się już nie wciśnie, a Trzaskowski mógłby.
Donald Tusk jest znacznie bardziej przegrany niż się jego zwolennikom i wiernym pomocnikom wydaje. Przede wszystkim dlatego, że przegrała centrala, do której był podpięty, a on sam nie zauważył, że to nieuchronne. A na to zanosiło się już wtedy, gdy był jeszcze przewodniczącym Rady Europejskiej. Nie wyczuł wiatru historii, tylko idiotycznie grabił sobie w Waszyngtonie, a dla centrali w Berlinie też stawał się niepotrzebny (po wyborach i przejęciu rządów przez Olafa Scholza stało się to już oczywistą oczywistością).
Tusk dowiódł, że mało co już w wielkiej polityce rozumie, a strategicznie ma przerąbane na całej linii. Pewnie dlatego jeździ po Polsce i uwodzi lokalnych działaczy (działaczki) PO, a ma zamiar uwodzić młodzież w imprezie konkurencyjnej do tej Trzaskowskiego. Tylko że to już jest jego łabędzi śpiew. Desperacja kogoś wyautowanego, kto na gwałt szuka jeszcze śladów dawnej świetności. Ale nawet dla młodszych działaczy i sympatyków własnej partii jest już tylko zgredem (dziadersem), który marudzi i nudzi o dawnej wielkości.
Jeśli Trzaskowski nie wymięknie, co już mu się zdarzało, rozłoży Tuska na łopatki, i to z łatwością. Tym większą, że gdy w 2021 r. Tusk wracał do polskiej polityki, był już zombie. Teraz jest zombie także dla Waszyngtonu i Berlina. A pewnie wkrótce także dla innych polskich ugrupowań opozycyjnych. I chyba jedyną osobą, która tego nie rozumie jest sam Donald Tusk.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/599542-tusk-chcial-zmienic-centrale-z-berlina-na-waszyngton