Warto może wreszcie zrozumieć, że dla polskiego wymiaru sprawiedliwości nie ma żadnego znaczenia, czy sędziowie pokroju Igora Tuleyi, Pawła Juszczyczyna czy Waldemara Żurka wrócą do orzekania, czy nadal pozostaną pozbawieni prawa uczestnictwa w procesach. To w żaden sposób nie wpłynie na stan polskiego sądownictwa. Na wartość wydawanych wyroków z punktu widzenia społecznego poczucia sprawiedliwości. Orzeczenia ani się nie poprawią, ani nie staną się jeszcze bardziej fatalne. I tak będzie zapadało większość wyroków, które wołają o pomstę do nieba.
Jak ten niedawny wydany przez gdańskiego sędziego Andrzeja Halińskiego, który kilka dni temu uniewinnił niemieckiego biznesmena Hansa G. Niemieckiemu przedsiębiorcy, prowadzącemu działalność w Polsce, prokuratura postawiła zarzut kierowania gróźb karalnych wobec byłej już pracownicy swojej firmy, Natalii Nitek-Płażyńskiej ze względu na jej przynależność polityczną.
W uzasadnieniu sędzia Andrzej Haliński stwierdził, że zachowanie oskarżonego jest skandaliczne, nie budzi wątpliwości i „zasługuje na potępienie”, ale nie wyczerpuje znamion gróźb karalnych.
Zdecydowana większość zachowań oskarżonego zwłaszcza jego wypowiedzi słownych, jawi się jako tak absurdalna, że nie sposób oczekiwać, że oskarżony wypowiada te słowa, czy realizuje gesty dotyczące, np. rozstrzelania, zabicia, czy skierowania do komory gazowej z zamiarem rzeczywistego wzbudzenia obawy ich realizacji
— wyjaśniał.
Oskarżony wszak nie miał broni palnej, nigdy nie użył również przemocy fizycznej wobec Natalii Nitek-Płażyńskiej. Zachowanie oskarżonego Hansa G. „to przejaw dokuczenia jej” – tłumaczył.
Takich „kwiatków” jest wiele. Przypomnę choćby uniewinnienie przez sąd warszawski bardzo znanego pisarza Jakuba Żulczyka, który w mediach społecznościowych prezydenta Andrzeja Dudę nazwał „debilem”. Wprawdzie przed procesem nie słyszałem o pisarzu Jakubie Żulczyku, ale wolę napisać „znany”, aby uniknąć wytoczenia mi przez owego literata sprawy o zniesławienie.
Równie kuriozalne, co używane niektóre zwroty, w rodzaju „niezaangażowany politycznie sędzia” było uzasadnienie postanowienia sądu. Oskarżonemu nie można przypisać znieważenia głowy państwa. Ponadto jego czyn należy uznać za zbyt mało szkodliwy społecznie, aby wymierzać mu karę – rozświetlał mroki prawa sędzia.
Przypominam te wyroki, aby wyperswadować rządowi Zjednoczonej Prawicy, zmagającemu się od ponad roku z Komisją Europejską, że całkiem niepotrzebnie podejmuje wysiłki o jak najbardziej zgodne z polskim poczuciem praworządności przywrócenie do orzekania sędziów odsuniętych w wyniku decyzji Izby Dyscyplinarnej.
Należy pogodzić się z rzeczywistością i przywrócić do orzekania ukaranych sędziów. A nawet sędziom „skrzywdzonym” przez państwo powierzyć możliwie wysokie stanowiska, bo być może zmniejszy to ich popęd do polityki. Warto zrozumieć wreszcie – są tego liczne przykłady, ciągle z niezrozumiałych dla mnie powodów przyjmowane ze zdziwieniem – że środowisko sędziowskie począwszy od czasu ustrojowego przełomu, ukształtowało tak wielu kryptoTuleyów, kryptoJuszczyszynów i kryptoŻurków, że nieobecność za ławą sędziowską pierwowzorów doprawdy nie ma znaczenia.
Decyzją o przywróceniu oryginalnych wzorów – Tuleyi, Juszczyszyna, Żurka – zamiast toczenie walki z KE o drobiazgi – rząd wykazałby się przenikliwością i trzeźwością w ocenie sytuacji.
Dodatkowym, pozytywnym efektem mogłoby być pokazanie pozostałym branżom prawniczym, głównie prokuraturze i adwokaturze, że państwo potrafi docenić ich równorzędne z sądami wysiłki w walce o praworządność i demokrację.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/599210-w-polskich-sadach-kroluja-kryptotuleye