„Gazeta Wyborcza” znów płacze nad losem warszawskiego prokuratora Macieja Młynarczyka. Spawy dotyczące „mowy nienawiści” które prowadził w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Praga-Południe zostały przejęte przez inne prokuratury z których wiele z nich po prostu umorzono.
„GW” uważa, ze został on odsunięty od ścigania „hejterów”. Jak twierdzi, gdy inni „prokuratorzy od nienawiści” (105 w Polsce) wysyłali do sądu średnio trzy takie sprawy rocznie, prok. Młynarczyk kierował ich 30. To kolejny już raz, gdy lewicowe media podnoszą alarm z powodu krzywdy jaka mu się ma dziać z tego powodu. Ciekawe. Rzeczywiście, ciągle zajmował się ściganiem przestępstw „z nienawiści na tle narodowościowym, religijnym, rasowym, LGBT”. To znaczyłoby, że albo pozostałych ponad stu prokuratorów nie nadaje się do pracy, nie widząc i lekceważąc skalę tego rodzaju „przestępstw”, albo nasuwa się podejrzenie, że jego działalność jest motywowana ideologicznie, politycznie, a stanowisko używane do uciszania opinii i dyskusji, czy zwykłych pyskówek? Skąd ta gorliwość niczym u politycznego komisarza?
Gazeta na potwierdzenie swojej tezy wydłubała z całej masy przypadków i śledztw kilka z nich, głównie internetowych wpisów. Podobnych do tych, których dziennie w sieci są tysiące, i których nikt z urzędu nie ściga domagając się od administratorów przestrzegania zasad. Swoją drogą wszelkie groźby, czy zniesławienia powszechnie podlegają karom określonym w prawie. Umorzone ostatecznie śledztwa wszczęte przez prok. Młynarczyka, o których pisze „GW”, dotyczyły głównie wpisów internetowych dotyczących Ukraińców i to tych sprzed wojny nawiązujących głównie do zbrodni na Kresach, banderyzmu, UPA. Rzecz oczywiście dyskusyjna, jaka była ich treść, poziom temperatury polemicznej czy agresji i kto był ich autorem.
Gdy rozmawiamy z prokuratorami, wskazują na kilka powodów. Po pierwsze, panuje przekonanie, że takie postępowania mają kontekst polityczny, a więc mogą rozdrażnić narodowy elektorat i radykalne media
— czytamy. To jest właśnie ciekawe. Umorzenia mają mieć oczywiście motyw polityczny ale już wszczynanie takich spraw nie. Dlatego od razu nasuwa to pytanie, gdzie przebiega granica między wyrażaniem swojej opinii, a ową mową nienawiści? I czy na pewno potrzeba prokuratora ze swoim internetowym śledztwem, zarzutów karnych i sprawy kierowanej do sądu? I to jest sedno sprawy.
Nie tylko prawnicy, ale nawet zawodowi „aktywiści” od obrony mniejszości dobrze wiedzą , że mowa nienawiści jest trudna do i zdefiniowania,, a nawet – tu cytat ze strony uprzedzenia.org - „istnieje trudność w jednoznacznym określeniu czym ona dokładnie jest”. Dlatego broniony przez gazetę z Czerskiej wyspecjalizowany w tej dziedzinie prokurator zdaje się raczej wdziewać mundur komisarza politycznego i często z urzędu stawiać oskarżenia zdawałoby się polityczne. Trudno się temu dziwić, skoro nawet na stronach internetowych policji znaleźć można ściągawki o „mowie nienawiści” spisane wprost z opracowań tworzonych przez zawodowych obrońców praw mniejszości głównie o lewicowej orientacji ideologicznej. Według policji najczęściej hejtowanymi w Polsce są „mniejszości nieheteronormatywne, mniejszość romska, osoby czarnoskóre, mniejszość żydowska, muzułmanie, mniejszość ukraińska”. Ciekawe prawda? Tak jakby np. przedstawiciele owych mniejszości nie byli skłonni do hejtowania większości.
Przyznam, że od kilkunastu lat przeglądając sieć wylewa się z niego fala nienawiści do katolików, księży, obrońców życia nienarodzonego, zwolenników głównych obozów politycznych z prawicą i obozem rządzącym w pierwszej kolejności. Swego czasu główną ofiarą instytucjonalnego i brutalnego hejtu był Jarosław Kaczyński, albo Beata Szydło. Wciąż nimi są. Oczywiście to tylko przykłady. Protesty organizowane w ramach Strajku Kobiet zbyt kulturalne jak wiemy też nie były, skoro kipiało od nienawiści.
„Mniejszości” to więc dziś nowy proletariat, który jest wygodnym narzędziem do zamknięcia ust wszystkim, których lewica chce uciszyć. Bo przecież naczelną zasadą demokracji jest wolność słowa. I ona została poddana odpowiednej obróbce interpretacyjnej przez zawodowych specjalistów od walki ideologicznej. Obowiązuje wtedy, gdy należy spostponować i zmieszać z błotem prawicowego „troglodytę”, a ograniczona, gdy trzeba go uciszyć przy pomocy kodeksu karnego i prokuratora.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/599139-gw-placze-nad-losem-prok-mlynarczyka