Kilka porównań narzuca się samo.
Co by się działo, gdyby ktoś taki jak Tomasz Grodzki, z tak poważnymi zarzutami, znajdował się w obozie Zjednoczonej Prawicy? Jak mocno, nieustępliwie cisnęłyby temat największe media? Przypuszczalnie historia szybko zostałaby umiędzynarodowiona. Redaktor Tomasz Duklanowski, który świetnie sprawę dziennikarsko jako pierwszy rozwikłał, dostałby wszystkie polskie pulitzery. Dziś z potęg medialnych temat podejmuje głównie - pozostając wierna powołaniu dziennikarskiemu - TVP. Oczywiście jest za to mocno przez establishment atakowana.
Jak zareagowałby prezes Jarosław Kaczyński na taki przypadek we własnych szeregach? Biorąc pod uwagę dotychczasową praktykę można postawić tezę, że bez względu na polityczną cenę, zdecydowałby się na szybkie cięcie. Za wielokrotnie mniejsze przewiny spadały w obozie Prawa i Sprawiedliwości polityczne głowy.
Jest też coś bardzo nieprzyjemnego w zimnej, cynicznej obojętności wielu zadeklarowanych wyborców opozycji na odkrywane fakty. Odwracają głowy, wolą wierzyć w „polityczność” zarzutów.
Dla większości Polaków sprawa jest jednak dość oczywista. Zeznania zwykłych pacjentów, postawionych w szpitalu kierowanym przez pana Grodzkiego i przez niego samego przed tragicznym dylematem, potem spokojna, profesjonalna weryfikacja materiału przez prokuraturę. Wreszcie wniosek o uchylenie immunitetu. Polityki tu niewiele, bo prawda jest banalna: pękła lokalna zmowa milczenia wobec lekarza-polityka, który zrobił wielką karierę. Sprawa najbanalniejsza pod słońcem - choć trudna do wyświetlenia. Patologia zdarzała się tam częściej, była wpisana w mechanizmy funkcjonowania, o czym świadczy przypadek chirurga Krzysztofa K. z tego samego szpitala.
Platforma i jej sprzymierzeńcy nie skorzystali z okazji, żeby okazać przyzwoitość. Wysłać sygnał moralnej uczciwości. Bardzo by im się przydał. Wyborcy nie są ślepi i głusi, doceniliby. Poszło to jednak w całkowicie odmienną stronę. Opozycja uznała iż musi przypomnieć Polakom dlaczego ci w roku 2015 zdecydowali się na tak zasadniczą zmianę.
Obrzydliwy spektakl ukręcania łba aferze Grodzkiego doszedł właśnie w Senacie do sceny finałowej. Dała się w to wciągnąć większość parlamentarna w Senacie. Czy zdecydowały jakieś niejawne układy, w mafijnym stylu, zgodne z doktryną posła Neumanna? A może to jakiś rodzaj emocjonalnego kanału, zbiorowej halucynacji? w tle mamy do czynienia z dość wątpliwą tezą, że stanięcie przed sądem marszałka Grodzkiego oznacza utratę większości w Senacie przez opozycję. Ta teza nie wytrzymuje krytyki. To wcale nie jest oczywiste. Za uchyleniem Grodzkiemu immunitetu głosowało 47 senatorów, 52 było przeciw, nikt nie wstrzymał się od głos. W tym układzie wymiana marszałka przez opozycję jest możliwa, do wyroku też daleko. Tu chodziło o coś innego - o utrzymanie mechanizmu bezwzględnej obrony przedstawiciela własnego kręgu.
Zdecydowano się zatem na cyniczny, zgodny raczej z rosyjskimi standardami, choć i kosztowny politycznie, manewr odsuwająco-blokujący. W wątpliwej obronie sprawy człowieka, który wygłosił z setkę wzniosłych przemówień o „demokratach” broniących zasad w „reżimowej” rzekomo Polsce, a który sam nie umie zmierzyć się z fundamentalnym dla polityka wyzwaniem stanięcia w prawdzie.
Niech opozycja dobrze zapamięta sobie własną postawę w Senacie, niech zapamięta wynik głosowania, i przypomni w dzień wyborów. Niech już nigdy nie narzeka na Kaczyńskiego, Dudę, Morawieckiego, Ziobro, Kurskiego. Nie oni pchają opozycje w kierunku zgnilizny grodzkizmu. To nie oni nie pozostawiają uczciwym Polakom innego wyboru.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/599085-obrzydliwy-spektakl-ukrecania-lba-aferze-grodzkiego